REKLAMA

#BeautyBiznes: Purite – marka z misją

REKLAMA

Zaczęło się od mydła dla atopików, dziś marka Purite specjalizuje się w produktach, które przynoszą ulgę problematycznej skórze. W tym roku, pomimo tragicznej śmierci jednego z założycieli, udało jej się zrealizować największy plan – otworzyć gabinet terapii manualnej.

„Nasi klienci nie przychodzą tylko po ładnie opakowany kosmetyk. Przychodzą, bo ich szczypie, swędzi, piecze, wysypało czy podrażniło i chcieliby się lepiej poczuć. Jesteśmy dla nich ekspertem od terapii skóry” – mówi Sebastian Kubiak, jeden z założycieli Purite. Ta marka nie powstałaby, gdyby nie przypadek. Siedem lat temu Sebastian, który zawodowo zajmował się projektowaniem brandu, został poproszony przez swoją przyjaciółkę o opinię na temat… mydła. Jego formułę opracował lekarz z Wrocławia, który szukał sposobu, by pomóc swoim chorującym na atopowe zapalenie skóry dzieciom. Mydło, które stworzył nie pachniało, nie miało pięknego koloru i nie powstało po to, by je sprzedawać. Mimo to przyjaciółka Sebastiana dostrzegła w tym produkcie potencjał. „Miałem ocenić, czy da się je ubrać graficznie tak, by można było je sprzedawać i dzięki temu pomagać osobom z problemami skórnymi. Nie wyobrażaliśmy sobie, że można stworzyć z tego mydła markę” – wspomina Sebastian Kubiak. Jego entuzjazm szybko podzielił Szymon Kaźmierczak, który zawodowo zajmował się bankowością. „Nikt z nas nie myślał o pisaniu biznesplanu. Chcieliśmy zrobić coś, co pomoże ludziom, którzy nie mogą sobie dać rady z problemami skórnymi” – wspomina Sebastian Kubiak.

Purite: troska o skórę

Dziś w Purite pracuje 7 osób, ale na początku trójka założycieli wszystko robiła sama – łącznie z nalewaniem kremów i naklejaniem etykiet. Zlecali jedynie produkcję opakowań według własnego projektu. Optymizm Szymona spowodował, że wielu jego znajomych pomogło im w tamtym czasie bezinteresownie. Na początek groszem rzucili też ich rodzice. „To były niewielkie kwoty, ale dzięki nim mogliśmy zrobić pierwsze badania produktów, zamówić minimalne ilości opakowań i etykiet. Wszystko działało w skali mikro, więc żeby zarobić na życie każde z nas nadal pracowało w swoim zawodzie. Brakowało nam rąk do pracy, brakowało czasu i to było dla nas bardzo frustrujące. Zdarzało nam się prosić rodziców, żeby np. naklejali przez całą noc etykiety. Więcej produktów rozdawaliśmy znajomym niż sprzedawaliśmy. Przez dwa lata nikt z nas nie zarobił na tym złotówki” – mówi Sebastian Kubiak. 

Zaczęli od jednego mydła, po jakimś czasie mieli ich w ofercie 11, potem powstał eliksir do twarzy, masło… Mydła działały, miały naturalne składy, ale dopiero kiedy zostały ubrane w kolor i opakowanie, ich sprzedaż nabrała tempa – klienci zaczęli kupować je na prezent Niektórzy zamiast je używać, chowali je do szafy, żeby dały zapach ubraniom. Twórców marki dziwiło, że ludzie wolą trzymać tak dobry kosmetyk dla zapachu niż go użyć. Wiadomość o Purite rozchodziła się pocztą pantoflową, co Sebastian Kubiak uważa dziś za najlepszy kanał komunikacji. „Długo wydawało nam się, że robimy to dla siebie, że to się nikomu nie przyda. Z czasem zaczęło do nas przychodzić po pomoc coraz więcej osób z problemami dermatologicznymi. Moja mama przez lata zmagała się z poważnym zapaleniem skóry, a po miesiącu używania naszego mydła, wyleczyła popękane do krwi dłonie i od tamtej pory nie ma z nimi problemu. Każdy, kto spróbował produktów Purite i przekonał się, że działają na skórę, a przy tym ładnie pachną i fajnie wyglądają, polecał je innym. W pewnym momencie uznaliśmy, że nie da się tego dłużej robić na pół gwiazdka. Że warto rozwinąć tę markę, by pomagać ludziom i robić to, co się kocha” – wspomina Kubiak.

Purite: po pierwsze jakość

Purite nadal robi kosmetyki w rzemieślniczy sposób. Powstają ręcznie, mają krótsze daty ważności – produkcja na mniejszą skalę pozwala precyzyjnie kontrolować cały proces. Jako marka tworząca produkty ukierunkowane na terapię skóry, formuły każdego kosmetyku Purite tworzy we współpracy z lekarzem. Nie używa stabilizatorów, wypełniaczy, żadnych substancji ropopochodnych i – ze względów ideologicznych – oleju palmowego. Zamiast chemicznych substancji zapachowych stosowane są olejki eteryczne o działaniu aromaterapeutycznym. Kremy nie są robione „na wodzie”, która nie ma żadnej wartości dodanej dla skóry, tylko na hydrolatach. „Cały czas jesteśmy manufakturą, chcielibyśmy nią zostać, żeby nie stracić na jakości” – deklaruje Sebastian Kubiak. W czasach, gdy króluje sprzedaż online, Purite utrzymuje piękny sklep firmowy w Warszawie przy placu Grzybowskim, od początku do końca zaprojektowany przez Sebastiana. „Zawsze uważałem, że kosmetyk, który nie jest drogeryjny trzeba powąchać, dotknąć, sprawdzić jaką ma konsystencja. Tego się nie da zrobić online. Trzeba przyjść do sklepu i się w nim zakochać. Uwielbialiśmy jeździć na targi, bo tam kontakt z klientem był megabliski. Nawiązywały się znajomości, wręcz przyjaźnie, które trwają do dziś tylko dlatego, że poznaliśmy się na żywo. W biznesie nie chodzi tylko o sprzedaż, tylko o relację z klientem. A jej nie da się zbudować wirtualnie” – dodaje Kubiak.

W styczniu tego roku Purite stanęło przed największą próbą – nagle zmarł Szymon Kaźmierczak, serce i dobra dusza marki. Szymon odpowiadał w firmie za całą tę magię, która ukryta jest wewnątrz słoiczków. Był pasjonatem nowoczesnego zielarstwa, nieustannie dokształcał się, żeby tworzyć z naturalnych składników produkty, które będą najlepiej służyć skórze. Był cudownym gawędziarzem, uwielbianym przez klientów. Wielu zastanawiało się co stanie się z marką po jego śmierci. „Gdy zabrakło Szymona, praca pozwoliła przetrwać najcięższe momenty całemu zespołowi. W firmie nigdy nie było relacji szef-pracownik. Osoby, które ze mną pracują, współtworzą tę markę. Zawsze staram się słuchać ich zdania, ciekawi mnie ich opinia. Wszystko omawiamy wspólnie i mam wrażenie, że dzięki temu możemy trwać i jesteśmy nie do pokonania. Pracownicy, którym daje się swobodę w działaniu, angażują się w pracę całym sercem. Właśnie za to kocham mój zespół. Nie chciałbym, żeby ci ludzie musieli szukać innej pracy. Kiedy jest ciężko, oczywiście pojawiają się pytania: „po co to robić?”. Ale zawsze jest to chwilowe. Purite to moje życie. Budzę się ze świadomością, że tworzę markę i zasypiam myśląc co zrobić, żeby było jeszcze ciekawiej. Mam głębokie poczucie, że wiem jak ta marka powinna wyglądać, w jaką stronę powinniśmy iść, gdzie się sprzedawać, czym się wyróżniać i czego brakuje nam w ofercie. Wszystko robię we własnym tempie, bardzo intuicyjnie. Nie analizuję codziennie rynku i działań konkurencji. Bardzo trudno byłoby mi rozstać się z tym dzieckiem, które sprawia mnie i mojemu zespołowi tyle radości” – mówi Sebastian Kubiak. 

Purite: terapia dla ciała

Choć ten rok jest dla marki niezwykle trudny, udało się zrealizować projekt, który był wielkim marzeniem Szymona – sklep firmowy w Warszawie powiększył się o gabinet terapii manualnej. „Szymon bardzo chciał, żeby on powstał. Wymyślił jego koncepcję i myślał o nim bardzo holistycznie. To dla nas całkiem nowy kierunek, ale już widzimy, że ludzie tego potrzebują. Ufają dotykowi, który może poprawić rysy twarzy poprzez techniki manualne. Myślimy o kolejnym gabinecie, może nawet gabinetach i o linii profesjonalnej, czyli produktach, które będą się pojawiać tylko tam” – mówi Sebastian Kubiak. 

Sieć sprzedaży powiększyła się o Aelia Duty Free na lotniskach w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Poznaniu i Katowicach, a od października także o nowy koncept Aelia Beauty Natural na warszawskim lotnisku Chopina, skupiającym wyłącznie producentów kosmetyków naturalnych. W pandemii marka szybko zareagowała na bieżące potrzeby konsumentów i stworzyła płyn do dezynfekcji dłoni Manus z naturalnymi olejkami. Stał się sprzedażowym hitem – klienci kupują go także na prezenty.

W planach jest wyjście ze sprzedażą za granicę. „Wiemy, że klienci zagranicą są i że możemy się wstrzelić w ich gusty, bo mamy świetne składy produktów i estetyczne opakowania. Byliśmy już na targach w Hongkongu i Japonii, zobaczyliśmy, jak jesteśmy odbierani. Dzięki temu wiem, że ze względu na nasze konsystencje, bogate i cięższe niż w tradycyjnych kremach, skupimy się na Europie i krajach skandynawskich, gdzie skóra jest traktowana zimnem i potrzebuje ochrony. W krajach azjatyckich, gdzie są wysokie temperatury i duża wilgotność, klienci wybierają produkty o lekkiej konsystencji, a my takich nie mamy. Nie wszędzie to, co produkujesz może się przyjąć” – mówi i dodaje, że to nie jest moment na duże biznesowe kroki. „Na razie musimy poukładać wiele spraw. Dlatego np. nie wypuszczamy na razie nowości. Przyjdzie jeszcze na nie czas” – dodaje.

Bestsellery marki:

  1. Linia trądzikowa – Uwielbiana przez osoby mające problemy ze skórą, niezależnie od wieku, bo po jej użyciu widzą realną zmianę. Klient tej linii wraca później po inne nasze produkty. 
  2. Dezodoranty w kremie – bezpieczne (nie zawierają aluminium) i skuteczne. „Na początku wszyscy kręcili nosem: jak to nakładać? Dlaczego to jest takie gęste? A nakładanie dezodorantu palcem ma w przypadku kobiet aspekt terapeutyczny i prewencyjny. Teraz wielu klientów wraca po ten produkt.” 
  3. Masło, roboczo nazywane „after sun”. „Kochają je mamy, dzieci i kobiety w ciąży. Jego zapach wszystkim kojarzy się z wakacjami. Kobiety piszą nam później, że dzięki niemu uratowaliśmy je przed rozstępami”. 
  4. Oleum nagietkowe, czyli kosmetyk SOS do zadań specjalnych, dla całej rodziny. Dosłownie na wszystko: skaleczenia, podrażnienia, krostki, przesuszenia, spękane usta czy dłonie. Na twarz i całe ciało. 
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES