Monica Nera- moda w rytmie slow

REKLAMA

Historia tej marki zaczęła się w słonecznej Italii i choć jej serce bije w Warszawie- w każdej kolekcji czuć prawdziwe la dolce vita. Dziś Monica Nera to polska marka slow fashion, która podbija największe stolice mody. Z jej założycielką rozmawiamy o strategii marki, współpracy z agentami oraz kondycji świata mody w obliczu pandemii.

Cofnijmy się do początków Pani marki. Bardzo zaciekawiła mnie historia „małej czarnej”- sukienki ikony Chanel, którą chciała Pani zaprojektować. Od razu przypomniała mi się historia domu mody Rodarte, czyli sióstr Mulleavy, które na początku swojej kariery rozpruły sukienkę Chanel, żeby nauczyć się konstrukcji i szycia. To wyjątkowe historie, a łączy je właśnie klasyczna chanelka.

Kiedy i gdzie narodziła się Monica Nera?

Monica Nera: To było ponad 10 lat temu, mieszkałam wtedy na południu Włoch, ale moda towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Kiedy byłam mała moja mama kupowała tkaniny, szyła różne stroje, kreacje u krawcowych, to było w czasach kiedy u nas nic nie było. Moi rodzice mieli też znajomych z Sycylii, którzy co roku nas odwiedzali. Przywozili między innymi ubrania i katalogi z modą. Pamiętam pierwszy sweterek Benettona, piękne buciki i sukienki. Z wielką pasją wertowałam katalogi i szczególnie zapamiętałam zdjęcie rodziny ubranej na biało. Tak po prostu ta włoska moda od małego się u mnie zakorzeniła. Poczucie estetyki, klasyka, elegancja, czy podglądanie tego co robi moja mama- stwierdziłam, że moda to jest to co chcę robić. Chciałam trzymać się ponadczasowej klasyki, a co może być bardziej ponadczasowego i klasycznego jak nie mała czarna? Każda kobieta powinna ją mieć w swojej szafie i tak zaczęłam- od eksperymentowania z klasyczną sukienką. Potem pojawił się pomysł założenia marki, miewałam nawet sny na ten temat (śmiech). Wszystko i wszyscy mówili mi żeby zaryzykować i spełnić marzenie i tak to się zaczęło.

Monica Nera

Pani marka ma siedzibę w Warszawie, ale wiąże się także z innymi wyjątkowymi miejscami, np. z Londynem czy właśnie z południem Włoch. Jakie miejsca są dla Pani ważne i inspirują Panią najbardziej? Czy są to raczej duże miasta i ich pęd czy może dzikie krajobrazy?

MN: Jest to raczej mix obu. Duże miasto dostarcza nam innych bodźców, inaczej rozwija kreatywność. Można obserwować ludzi, to jak się ubierają, szczególnie kobiety. Tworzę kolekcję dla kobiet takich jak ja, nie rozgraniczam wieku. W moich sukienkach chodzą zarówno dziewczyny, które mają dwadzieścia parę lat i panie po pięćdziesiątce- to jest najwspanialsze. Dlatego patrzę i obserwuję kobiety, jak się ubierają, czego potrzebują. Duże miasta inspirują mnie głównie ze względu na bogactwo tego co oferują, ale uwielbiam też pustkowia, dzikie plaże. Niedawno byłam na Zanzibarze. Ta podróż stała się inspiracją do mojej powstającej właśnie kolekcji.

Zostańmy chwilę przy miejscach: patrząc na Pani najnowszą kolekcję na wiosnę/lato 2021, a zwłaszcza na romantyczne sukienki w ciepłych kolorach można poczuć słońce południowej riwiery, morską bryzę, od razu marzy nam się włoskie la dolce vita.

Jak opisałaby Pani tę kolekcję?

MN: Dokładnie tak jak Ty (śmiech). Jestem Italofilką, la dolce vita przyświeca mi cały czas. Lubię ciepłe klimaty, pewnie dlatego czuć to w kolorach wiosennej kolekcji.  Uwielbiam projektować sukienki i projektuję je głównie z bawełny. Wróćmy do la dolce vita, każda kobieta powinna pielęgnować w sobie małą dziewczynkę i moje kolekcje mają odzwierciedlać to, że jest w nas właśnie ta mała, romantyczna dziewczynka. Nie powinnyśmy bać się kolorów i falbanek! Nie ukrywam też, że podążam za trendami, obserwuję co jest modne, ale zachowuję jednocześnie klasykę i ponadczasowość. Moim założeniem było od zawsze, żeby kupiona przez klientkę sukienka wyglądała na niej dobrze i modnie teraz i za na przykład 5 lat czy 10 lat. Jeśli chodzi o ciepłe kolory- kolekcję na lato zaczyna się projektować zazwyczaj rok wcześniej w zimie kiedy jest szaro lub na wiosnę, stąd pewnie moja tęsknota za radosnymi kolorami.

Przejdźmy do idei marki i kwestii biznesowych. Monica Nera to marka slow fashion, zaczynała Pani mniej więcej w czasie, kiedy ten ruch przybierał na sile.

Jak tworzenie w zgodzie z ruchem slow fashion wyglądało na początku, a jak wygląda teraz? 

MN: W zasadzie nic się nie zmieniło. Zaczynałam produkcję i szycie w Polsce i kontynuuję to do tej pory. Mam swoją pracownię w Warszawie, panie krawcowe które dla mnie szyją, panią odpowiedzialną za produkcję, mamy dość bliskie relacje- istotni są dla mnie ludzie z którymi współpracuję. Produkcja ma miejsce w Warszawie i będę się starała utrzymać ją w Polsce albo w Europie. Szyję z naturalnych materiałów. Uważam, że trzymanie się naturalnych tkanin, pozyskiwanych fair, jest o wiele lepsze niż ubieranie się w poliester, czyli w plastik. Bawełna, której używam jest pozyskiwana w Portugalii, w jednej z najstarszych fabryk z certyfikatami Eco Friendly, Fair Trade. Jest to dla mnie istotne skąd pozyskuję materiały, żeby ten impact był jak najmniejszy jeśli chodzi o wpływ na środowisko.

Jak ocenia Pani zmianę strategii dużych koncernów w kwestii slow fashion? Jak ocenia Pani rozwój tego ruchu w Polsce? 

Super, że duże marki które były znane z tego, że produkują na potęgę i są markami tzw. fast fashion, starają się po części przejść na slow fashion mode. Jednak do końca w to nie wierzę. To duże koncerny, dla nich liczy się duża sprzedaż i wyniki. Oczywiście ta świadomość wzrasta, ale szczerze mówiąc nie wnikam w to, mam nadzieję że te dane które podają na temat procentu produkcji slow są prawdziwe i że to podejście się zmienia. Jednak zmienia się to powoli, przemysł modowy jest nadal drugim największym trucicielem na świecie. Zauważyłam za to, że wśród polskich konsumentów wzrasta świadomość. Coraz więcej ludzi zwraca uwagę na to gdzie rzecz została wyprodukowana, z jakich tkanin. To nie jest tylko rola producentów i marek modowych, ale przede wszystkim rola konsumenta, czy kupi rzecz wyprodukowaną w Chinach czy w Europie. Oczywiście jest różnica w cenie, ale ta świadomość wzrasta. Ważną kwestią jest też drugi obieg, czyli second handy. Stają się znowu modne, ludzie rozumieją że kupowanie rzeczy z drugiej ręki nie jest powodem do wstydu. Ja sama kupuję na używane rzeczy na portalach, to świetna frajda.

Monica Nera Lookbook, wiosna/lato 2021

Na rynku zagranicznym młode marki slow fashion są bardzo doceniane zwłaszcza w ostatnich latach, dużo mówi się o zużyciu wody przy produkcji czy o ruchu zero waste- również właśnie w kontekście sieciówek.

A jak wyglądało „wypłynięcie” polskiej marki slow fashion na rynek zagraniczny? Dziś Pani kolekcje znajdziemy w kilku państwach w Europie, a także w Stanach Zjednoczonych.

MN: Trwało to parę lat i złożyło się na to kilka ważnych elementów: szczęście, ludzie, którzy dostrzegli potencjał mojej marki, ale też duża wytrwałość, konsekwencja, wiara, wiele momentów rezygnacji i z drugiej strony bliskie mi osoby, które uświadamiały mnie w przekonaniu żeby to kontynuować, wierzyć że ten sukces kiedyś nadejdzie. Był moment kiedy się poddałam, ale potem losy tak się potoczyły, że jednak tworzyłam kolekcję za kolekcją i poznałam agencję, która zaprowadziła mnie do Mediolanu. Bardzo pomógł mi Instagram, dwie moje agentki ze Stanów zauważyły moją markę właśnie na Instagramie. Social media i Internet odgrywają bardzo dużą rolę w świecie mody, nie mówiąc już teraz, kiedy w dobie pandemii wszystko dzieje się online. W każdym razie nie była to łatwa droga. Wszystko zależy od strategii i od tego jaki ma się plan na siebie. Ja zawsze wiedziałam, że chcę wyjść z marką w świat, nie nastawiałam się tylko na rynek polski. Obecnie współpracuję z dwiema agentkami z Nowego Jorku i Los Angeles, mam także agentów w Londynie, Paryżu i Mediolanie. Te współprace zależą przede wszystkim od sezonów i kampanii.

Moja droga była i jest drogą prób i błędów, to żywy organizm, sytuacja dynamicznie się zmienia. Moją myślą przewodnią cały czas jest to żeby się rozwijać.

Ma Pani doświadczenie we współpracy z polskimi agentami, a na pewnym etapie zdecydowała się Pani na agenta z zagranicy.

Czy warto współpracować z agentem?

MN: Jeżeli ma się budżet i przede wszystkim jeśli agencja może, kolokwialnie mówiąc przyprowadzić klientów, to tak, oczywiście. To są niejednokrotnie duże pieniądze, które trzeba zainwestować. W moim przypadku było też tak, że zainwestowałam w agencję, która wydawała mi się tego warta, a nic z tego nie wyszło. Trzeba wybrać odpowiednią agencję, trzeba szukać właściwego partnera.

Co sprawiło, że postanowiła Pani zaangażować agenta zagranicznego?

MN: Możliwości, które daje. Agent zagraniczny ma zagranicznych klientów. Mam agentkę w Stanach, która robi kampanię sprzedaży w Stanach i wprowadza moją markę na rynek amerykański. We Włoszech- na włoski. Robiłam także kampanię w Chinach, z sukcesem. Więc trzeba próbować i się nie bać.

Jak ocenia Pani swoją decyzję teraz, z perspektywy czasu?

MN: Bardzo pozytywnie, gdyby nie te agencje i współprace nie byłabym tu gdzie jestem teraz. Moje kolekcje sprzedaję w trzydziestu butikach na całym świecie, od zachodniego wybrzeża USA po Bahrajn czy Chiny, a także w Wybrzeżu Kości Słoniowej, Kuwejcie i Gwadelupie. Oprócz tego dużym sukcesem jest sprzedaż B2B online– mam klientki zarówno w Mediolanie, jak i w Meksyku. Obecnie trwają także rozmowy z galerią La Fayette.

Monica Nera Lookbook, wiosna/lato 2021

Pani kolekcje są dostępne na platformie i w domu towarowym Wolf&Badger w Londynie i Nowym Jorku. To platforma skupiająca niszową, niezależną i etyczną modę, a także artykuły do wystroju wnętrz oraz kosmetyki naturalne. To imponujące osiągnięcie, niewiele polskich marek może pochwalić się takim osiągnięciem.

Jak obecnie tego typu współprace wpływają na proces twórczy? Czy skupia się Pani na globalnym odbiorze i sukcesie?

MN: W zasadzie chyba nie wpływają. Tworzę i sprawdzam czy dana rzecz się sprzeda. Czasem dana sukienka sprzedaje się w ilości jakiej się nie spodziewałam. Ważne i fajne jest obserwowanie gustów odbiorców, klientek na świecie. Jeśli chodzi o Wolf&Badger, o rynek w Anglii i Ameryce- zamawiają podobne modele,  mam tam największą sprzedaż. Ale najlepszą nagrodą dla mnie jest to, że sporo klientek powraca, po drugą czy trzecią sukienkę, bo fajnie się noszą, podoba się tkanina, podoba się model- to dla mnie największa satysfakcja.

Jakie są kamienie milowe w historii Pani marki?

MN: Na pewno wyjście za granicę, pokazanie moich kolekcji w Mediolanie czy w Nowym Jorku. Współpraca z polską agencją, która pomogła mi wyjść za granicę. Kamieniem milowym, nie ukrywam, było też wsparcie finansowe mojego ówczesnego partnera. Na początku to było porywanie się z motyką na księżyc, nie zdawałam sobie sprawy ile naprawdę potrzeba pieniędzy żeby stworzyć kolekcję gotową do sprzedaży. Później- poznanie agentki w Stanach, rozpoczęcie współpracy w USA. Kolejnym etapem jest inwestowanie w sklep internetowy i social media, w e-commerce. Obecnie wracam też do Mediolanu, do nowego showroomu, trwają rozmowy, sytuacja jest dynamiczna. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Niestety przez rok w pandemii branża fashion bardzo ucierpiała, szczególnie showroomy, agenci, którzy nie mogli zapraszać kupców, klientów, sprzedaż online z drugiej strony wzrosła. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do naszej normalności. Czas pokaże co zmieni się po pandemii.

Plany na kolejne sezony?

MN: Pracuję właśnie nad kolekcją na wiosnę lato 2022, zainspirował mnie wyjazd na Zanzibar, jego kolory i styl lokalnych kobiet. To była wielka inspiracja do nowej kolekcji.

Całość kolekcji znajdziecie na https://www.monicanera.com 

Newsletter

FASHION BIZNES