REKLAMA

Ubrania: przyjemność dla ciała czy ducha? WYWIAD: RISK made in Warsaw

REKLAMA

RISK made in Warsaw istnieje na polskim rynku od 5 lat i w tym krótkim okresie stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek. Zaczęło się od materiałów: jedni nazywają go dresem, drudzy naturalną wygodą. Nie mniej jednak RISK pokochała cała Polska i to nie tylko za ubrania, ale za podejście do biznesu. A to nie kończy się na ciuchach. Zapraszamy na rozmowę z Antoniną Samecką, a przy okazji na latte do kawiarni marki przy magazynie- najnowsza inicjatywa RISKa.

Marta Poszepczyńska: Skąd nazwa RISK made in Warsaw?

Antonina Samecka: Kiedy zastanawiasz się nad nazwą dla firmy, która ma wyjść na świat starasz się, aby była ona na tym świecie czytelna i łatwa do wymówienia. Nasz brand powstał po 2008 roku, po kryzysie, kiedy słowo „risk” było wszędzie i miało pejoratywny wydźwięk. Podobnie jak dres. Od samego początku wiedziałam, że będzie to marka bardzo kobieca, subtelna, odzwierciedlająca nasze gusta. Jeśli nazwalibyśmy ją delikatnie, wszystko byłoby zbyt oczywiste. Nam przede wszystkim chodziło o ryzyko bycia sobą, teraz pewnie nawet bardziej.

MP: Skąd w ogóle wziął się pomysł, aby projektować, a później szyć z szarego dresu?
AS: Na pierwszych targach, na których byłyśmy, nikt nie robił ubrań z szarego dresu. Wszyscy pukali się w głowę i prorokowali, że nikt nie kupi więcej niż dwóch rzeczy z tego materiału, a co za tym idzie, że jest to dość absurdalny pomysł na biznes. Szara bluza na początku była nośnikiem informacji o wolności i wygodzie w ubiorze. Wówczas nie przyszło nam do głowy, że to będzie miało taki impact i że powstanie tyle okołodresowych marek.

MP: Nie boicie się wyczerpania tematu dresu?
AS: Wręcz przeciwnie – mamy zdecydowanie za dużo pomysłów.  Jesteśmy też w innym miejscu, nie ograniczamy się już do szarości. Najważniejsza jest dla nas wolność, którą daje wygoda ubrania, dlatego zdecydowanie stawiamy, nie na określony styl ubierania, ale raczej na styl życia.

rw
fot. Szymon Brzóska / Stylestalker.net

MP: Jacy klienci kupują Wasze ubrania?
AS: Głównie trzydziestolatkowie, którzy lubią ryzykować bycie sobą. To są już ludzie, którzy przeszli fazę trendów, bycia modnym, czy szukania własnego stylu. Kobiety wiedzą, że nie muszą kurczowo trzymać się jednego. Wiedzą, że tyle ile mają nastrojów, tyle mogą mieć stylów i że najważniejsza jest naturalność i swoboda bycia sobą.

MP: Czy według Ciebie Polki odnalazły już swój styl? 
AS: Polki mają swój wyrazisty, bardzo kobiecy styl, nie tyle noszenia się, co bycia.  Jest chyba tylko jedna nacja, która ma ikoniczny, rozpoznawalny na całym świecie look – Francuzki. Nie wydaje mi się też, że my jako Polki musimy aspirować do jednego wzorca stylu. Mamy coś więcej –  mocne, inteligentne kobiety, które lubią być sobą.

MP: Z perspektywy czasu, czy Polacy zmienili swoje nastawienie do polskiej mody?
AS: Ja bym nie dzieliła mody na polską i niepolską, tylko po prostu na dobrą i złą.  Jedno co jest typowo polskie – to nastawienie do mody środowisk z nią niezwiązanych. W Polsce pokutuję za mit inteligenta, który dbać o siebie nie musi, o ile dba o zawartość głowy. Obrazowo mówi o tym sir Ken Robinson, który punktuje inteligentów za to, że ograniczyli ciało do funkcji maszyny transportującej głowę. Na szczęście to się teraz zmienia i wróciliśmy do dbania o fizyczność – widzę zryw biegania.

MP: Warto jednak powiedzieć, że wcześniej Polacy nie kupowali tak chętnie ubrań od polskich projektantów.
AS: Myślę, że wcześniej nie było tylu polskich marek. Była infrastruktura, ale obsługiwała zagranicę. Teraz zagranica produkuje w Chinach i Bangladeszu, a maszyny i szwaczki zostały u nas. Nie byłoby tego boom, gdyby nie sprzyjające warunki  produkcyjne.

MP: Czym jest dzisiaj moda?
AS: Chociaż przez kilkanaście lat pisałam o modzie, to teraz mówienie o samych ubraniach przychodzi z trudem, natomiast o sposobie życia jak najbardziej. To, co nosisz na sobie jest emanacją tego, w jaki sposób żyjesz. Od mody wolimy w risku odzieżowy egocentryzm – czyli podporządkowanie ubrań własnym potrzebom i nastrojom. Ubranie ma nie przebierać cie za kogoś,  tylko wzmacniać to kim jesteś.

MP: Co jest najmocniejszą stroną marki?
AS: Szczerość, entuzjazm, nieustająca chęć zmiany na lepsze.

MP: Które etapy tworzenia kolekcji są najłatwiejsze, a które najtrudniejsze?
AS: Najprościej jest wpaść na pomysł, najtrudniej go wyprodukować.

MP: Jakie są kluczowe czynniki w wypromowaniu marki?
AS: Autentyczność. W dobie mediów społecznościowych, jeżeli to co robisz jest prawdziwe, i to co mówisz pokrywa się z tym co inni mówią o tobie, to zajdziesz dalej niż się spodziewasz. Marka to nie to co mówisz ty, ale jakie zdanie mają o tobie inni.

O RISKU

Projektujemy w Warszawie, produkujemy lokalnie, w Polsce. W modzie jak w kuchni: stawiamy na najlepsze składniki, dlatego pracujemy ze świetnymi rzemieślnikami i ekspertami nad każdym detalem – od materiałów po ręcznie farbowane guziki. Materiały w większości produkujemy na zamówienie – w tej chwili mamy 42 różne rodzaje – 31 w kolorze jasnego optycznego melanżu i 11 w głębokim graficie – naszej wersji czerni. Ponieważ używamy tylko dwóch odcieni szarości, całą uwagę skupiamy na krojach. Mamy totalną obsesję na punkcie rozwiązań działających na korzyść figury. Nasze projekty mają jedno zadanie – podkreślać to, co najlepsze zarówno w damskiej, jak i w męskiej sylwetce.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES