REKLAMA

Powiedziałam “tak” i teraz żałuję – pandemiczna ucieczka sprzed ołtarza branży ślubnej

REKLAMA

Być może kojarzycie klimat filmu “Ślubne wojny” (2009) z Kate Hudson i Anne Hathaway w rolach głównych. Blisko dekadę później, filmowa propozycja walki podszytej fortelami, taktycznymi przepychankami, a nawet walką wręcz między dwoma przyjaciółkami, urzeczywistniła się. Jednak rodzaj batalii ewoluował. Nastąpiło zderzenie z systemem i z naturą, która podporządkowała sobie życie ludzi na całym globie. 

Przestrzeń jednego roku doprowadziła branżę ślubną oraz gro osób zainteresowanych do zawieszenia broni. Przemocowe zwroty trafnie opisują bezsilne starania obydwu stron ślubnej barykady. Organizacja ślubu i przyjęcia weselnego nie kojarzy się już ze szczęśliwym wyczekiwaniem i podekscytowaniem podczas odliczania do “tego dnia”.  Przyszłe Panny Młode, czy to z małych miejscowości czy dużych miast, zapytane, jakie uczucie dominuje obecnie w ich życiu, jednogłośnie odpowiedziały – strach. 

Gorycz doświadczeń

Kasia, której życie toczy się między dużym miastem a spokojną miejscowością, podchodzi do tematu z iście stoickim spokojem. Ślub wraz z przyjęciem  planowane są od trzech lat, pre-pandemicznie. Data sierpniowa, względnie bezpieczna. Przyjęcie na 180 gości. Chronią ją umowy, usługodawcy, z którymi jest w stałym kontakcie telefonicznym, wspierają. Zapytana, czy czuje strach, odpowiada ze śmiechem, że czuła do niedawna niepewność, obecnie patrzy pozytywnie na rozwój wydarzeń. Nie ukrywa, że myśli o przełożeniu przyjęcia pojawiały się kilkakrotnie, ale to przede wszystkim zaangażowanie właściciela sali weselnej nie dopuszczało miejsca panice. Wraz z narzeczonym pewni są ślubu, dla siebie. Bez względu na sytuację, przed ołtarzem spotkają się o czasie. “Mam działkę, sporą, stoliki i krzesła się zorganizuje, goście się zmieszczą”. Wsi spokojna, wsi wesoła, zawsze w pogotowiu. Kasia jest spokojna. “Podczas planowania coraz częściej myślałam o małym weselu w gronie najbliższych, podoba mi się ten pomysł. Całe przedsięwzięcie jest ogromnie stresujące i pożera czas. Na wsi robi się wielkie wesela, tu jest inna tradycja. Przestała mnie przerażać ta myśl braku dużego przyjęcia”. Czego jej jeszcze brakuje? Zaproszeń, jednak z nimi czeka do ostatniego momentu… niestety. 

“Cała radość z przygotowań uleciała. Miałam już prawie gotową suknię. Przymierzając ją podczas przymiarki, wiedziałam, że jest najlepsza. I że raczej jej już nie założę”.

Doświadczenia pozostałych Panien Młodych z każdym dniem coraz bardziej odwodzą je od idei organizacji wesela. Kasia jest nieliczną, która wciąż żyje wizją idealnego dnia. Ania poddała się już dawno. Zaplanowała każdy szczegół, sama. Dekoracje, zaproszenia – to wszystko dzieło jej rąk. Ślub i przyjęcie miały się odbyć 24 kwietnia, 3 tygodnie temu. Również były to planowania pre-pandemiczne, trwające trzy lata. “Cała radość z przygotowań uleciała. Miałam już prawie gotową suknię. Przymierzając ją podczas przymiarki, wiedziałam, że jest najlepsza. I że raczej jej już nie założę”. Dla Ani nie ważne były zaliczki, na tamten moment nie myślała o tym. Najgorsze były pytania odnośnie wesela. Chciała zapomnieć i iść dalej. Miał to być jej dzień, wyczekiwany, wspaniały. Znalazła jednak w sobie siłę – głównie dzięki forom poświęconym branży weselnej – jak sama pisze, zabrała się za “to”, już bez entuzjazmu czy większego zainteresowania. Usługodawcy, z którymi wiązała ją umowa stanęli na wysokości zadania, pomogli dograć nowy termin. Wrześniowy. “Chcemy tego wesela, żeby nie stracić pieniędzy i mieć to już za sobą”. Ania nie poniosła strat finansowych, jednak wspomnieniem jej towarzyszącym przez lata, będzie nić rozczarowań i goryczy. Jeśli miałaby cofnąć czas, postawiłaby na skromny ślub. Dla siebie i narzeczonego. 

“Chcemy tego wesela, żeby nie stracić pieniędzy i mieć to już za sobą”.

Kolejną pokrzywdzoną w pandemicznej karuzeli wyrzeczeń jest Natalia, Panna Młoda z Warszawy. Pierwsza data ślubu wyznaczona była na zeszły rok, zmuszona przeniosła wydarzenie na maj tego roku. Jednak w tym przypadku to nie rzeczywistość pokrzyżowała plany, a właściciel restauracji, w której miało odbyć się przyjęcie. “Barierą nie do przeskoczenia jest własna interpretacja przepisów restauratora”. W umowie między narzeczeństwem a usługodawcą nie ma zapisu na temat obostrzeń i związanych z tym limitów. Właściciel postawił sprawę jasno: limit wynosi 25 osób, w który według niego wchodzą Państwo Młodzi, kelnerzy, fotograf, kamerzysta, itp. “W rozporządzeniu jest zapis, że do limitu nie wliczają się organizatorzy, czyli Para Młoda i ich domownicy. Właściciel twierdzi, że organizatorem jest on”. Zapytany przez Natalię, czy w takim razie ma zamiar przyprowadzić swoją rodzinę na jej przyjęcie, usłyszała: bardzo chętnie. Restaurator również pod swój biznes podciągnął obostrzenie dotyczące zakazu tańca, które de facto obowiązuje branżę dyskotekową. Właściciel boi się reperkusji, w swojej nadwrażliwości chcąc ochronić siebie, traci finansowo.  Wraz z narzeczonym marzyli o skromnym przyjęciu dla 37 osób, narzucone zostało im 16. W jaki sposób można przeprowadzić selekcję osób, które się kocha? Natalia, dwa tygodnie przed ślubem, szuka nowego lokalu. Oby z happy endem. 

Z drugiej strony barykady

Pochylić należy się również nad drugą stroną, która również odczuwa straty, przede wszystkim odcięta od źródła utrzymania. Violetta, dekoratorka z Poznania, do swojej pracy podchodzi z nieustannie przyświecającym mottem: “Traktuj innych tak, jakbyś sam chciał być potraktowany”. Również podczas pandemii. “Trzeba zawsze być człowiekiem – wiadomo, że klient chce jak najmniej wydać a dużo mieć, usługodawca chce zarobić. Trzeba znaleźć złoty środek”. Violetta jest przykładem, że mimo osobistych trudności wie, że druga osoba przechodzi to samo. Rozumie też frustrację, sama ją odczuwa. 

Panie są bardziej zdenerwowane, pobudzone, szybko wpadają w irytację, przez co są mniej sympatyczne w kontakcie. Oczywiście nie jest to zasada. Jednak zdarzały się takie sytuacje, że Panie nie kryły frustracji w kontakcie z osobami je obsługującymi“.

Myśląc o ślubie, nie można zawęzić pola widzenia wyłącznie do lokalu czy kwestii dekoracyjnych, najważniejszym podczas planowania dla Panny Młodej jest jej suknia. Ślubne atelier w każdym miejscu globu odczuwają skutki lockdownu. Marta Wojtas, osoba odpowiedzialna za management krakowskiego salonu Madonna, w rozmowie przyznaje, że czas pandemiczny to najbardziej wymagający okres, w jakim przyszło im pracować. Panny Młode, które wybrały suknię w salonie Madonna, płacąc zadatek zobligowany były do podtrzymania umowy wiążącej je z salonem. Były jednak częstymi gośćmi w salonie, z racji przekładania terminów wesel, zmuszone były i dostosować nowe daty przymiarek. Madonna wychodziła naprzeciw kobietom. Często jednak pracownicy salonu stawali twarzą w twarz z klientką, która przelewała na nich, osoby postronne swoją frustrację z powodu odroczonego wesela. “Przejawia się to w zachowaniu, w kontakcie ze sprzedawcami. Panie są bardziej zdenerwowane, pobudzone, szybko wpadają w irytację, przez co są mniej sympatyczne w kontakcie. Oczywiście nie jest to zasada. Jednak zdarzały się takie sytuacje, że Panie nie kryły frustracji w kontakcie z osobami je obsługującymi”. Marta Wojtas podkreśla, że zauważalny jest wzrost zainteresowania sukniami w ostatnich miesiącach, a nawet tygodniach. Panny Młode odwiedzający salon mówią, że decydują się na przyjęcie last minute.  Salony spotykają się z klientkami w połowie drogi, standardowy czas realizacji wynosi około sześć miesięcy, jednak na ostatnią chwilę, jak mówi Marta Wojtas, pomagają każdej Pannie Młodej. Współczesna dama w opałach może liczyć na szybsze uszycie sukni czy na wyprzedaż, która cieszy się bardzo dużą popularnością, z racji kupna od ręki. “Ten sezon jest zupełnie inny, nie da się go porównać z poprzednimi latami. Nawet z poprzednim, gdzie Panie Młode miały inne podejście do ślubów, pełne nadziei. Jednak aktywność klientek w salonie względem ostatniego czasu zwiększyła się, i to widać”. Pozostaje się cieszyć szczęściem salonów oraz przyszłych małżeństw. Pomimo gorzkich doświadczeń. 

Juliette, warszawskie atelier chwali swoje klientki. Nie tylko salon stanął na wysokości zadania, jak mówi założycielka Joanna Kubiak: “Pomimo napięcia, odczuliśmy ogromne wsparcie ze strony naszych klientek, z wzajemnością z naszej strony. Wzajemne zrozumienie było kluczowe w tym bardzo trudnym okresie pandemii kiedy klientki zdawały sobie sprawę z konieczności wcześniejszych rozliczeń z nami, abyśmy mogli jako firma utrzymać płynność finansową”. Jednak nie zawsze wyglądało to tak kolorowo. Projektantka wspomina sytuację związaną z wprowadzonymi obostrzeniami względem liczby gości w atelier. Panna Młoda w pewnym momencie musiała zrezygnować nawet z tej jednej duszy doradczej, często swojej matki. “Waśnie wtedy w naszych progach zawitała klientka wraz z trzema koleżankami oraz mamą – łącznie 5 osób, pomimo tego że została poinformowana o obowiązujących zasadach. Gdy spotkała się z nasza odmową na spotkanie w tak licznym gronie, postanowiła wylać na nas swoją frustrację recenzując atelier na jedna gwiazdkę w opiniach Google”. W Juliette i w dniu wczorajszym pojawiłą się klientka, która chciała przyjść do atelier z większą grupą doradców. Spotkała się z odmową, salon musi przestrzegać restrykcji, a przede wszystkim dbać o bezpieczeństwo swoich pracowników. Joanna Kubiak otrzymała obcesową odpowiedź, że straciła klientkę, bowiem ta nie pojawi się już w jej salonie. Salony zderzają się z takimi sytuacjami niemal każdego dnia, jednak przykre doświadczenia z jednym człowiekiem, zastępuje przyjemność współpracy z drugim. “Czas pandemii pokazał jak ważne są relacje międzyludzkie, wzajemne wsparcie i zrozumienie. Właśnie w takim czasie nasza postawa wobec drugiego człowieka, zrozumienie oraz szacunek dla pracy jest bezcenną wartością”.

Każda Panna Młoda zapytana, czy w erze post-pandemicznej przyjdzie czas na skromne przyjęcia weselne, odpowiedziała, że tak. Cena, jaką się płaci w okresie przygotowawczym jest za wysoka. Jeden dzień oraz jeden wieczór poprzedzają miesiące wyrzeczeń, niepewności, strachu. A przecież ma być to wydarzenie, które się zapamięta na zawsze, celebrujące miłość. Na przestrzeni roku, wirus coś tak pozytywnego i szczęśliwego zamienił w koszmar. Ciężko jest skonfrontować się z bezsilnymi Pannami Młodymi, ale jeśli zagłębiając się w ich historię, zabierzemy ułamek ich frustracji, może odzyskają uśmiech. Ania napisała z żalem: “O ile koronawirus zamroził gospodarkę, czasu już nie”. 

mat. własny

>>> CZYTAJ RÓWNIEŻ: WYWIAD- Zdobyła serca Polek przepięknymi zdjęciami, prostotą i wygodnymi rzeczami. Poznajcie Kasię Kander-Wojnicką- założycielkę marki HIBOU

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES