Słyszysz Lagerfeld – myślisz Chanel. Michael Kors – oczywiście Kors. Loewe – dzisiaj już wyłącznie J.W. Anderson. Jednak nie zawsze tak było. Jak wyglądały początki dzisiejszych gwiazd branży mody?
Karl Lagerfeld, Chloé
Niedawno zmarły projektant, cesarz mody – jak zwykło mówić się o Lagerfeldzie – nie od zawsze pracował w Chanel. Na długo przed tym, gdy dołączył do zespołu na Rue Cambon, poasystował trochę u Balmain, zaczął – jak się miało okazać – długoletnią przygodę w Fendi. Trafił także do Chloé. Chociaż dzisiaj ciężko w to uwierzyć, to właśnie Lagerfeld wypromował i umocnił boho wizerunek marki. Do jego klientek należały m.in. Jacqueline Kennedy Onassis i Brigitte Bardot. Po otrzymaniu propozycji z Chanel zrezygnował z pracy w Chloé. Jednak nie na długo. Gdy nadarzyła się okazja powrotu, Lagerfeld wynegocjował z właścicielami Chanel możliwość pracy w Chloé. Wrócił, ale jak zgodnie twierdzą krytycy – sukcesu nie powtórzył. Zaledwie po 5 latach, w 1997 r. oddał władanie w Chloé młodziutkiej Stelli McCartney.
Michael Kors, Céline
Ani Phoebe Philo, ani kontrowersyjny dziś Hedi Slimane, nie stworzyli Céline. Ba, nie był to nawet Michael Kors, ale to właśnie on wprowadził paryski dom mody na salony. Znany z superseksownych kreacji i wielkiego uwielbienia dla kobiet, w Céline obrał inną strategię. Postawił na szykowny i wysmakowany wizerunek i sprawił, że o marce usłyszał świat. Céline stała się propozycją dla kochających amerykański styl fashionistek. Wzorem była Carolyn Bessette-Kennedy, której klasyczne stroje – męskie garnitury, wąskie spodnie, kaszmirowe golfy i oversizowe płaszcze – stały się znakiem rozpoznawczym Céline za czasów Korsa.
Narciso Rodriguez, Loewe
Król czerwonego dywanu, pomysłodawca jednego z bardziej intrygujących zapachów na świecie, ulubieniec świata polityki. Tak, tak – to nie pomyłka. Sławę zyskał jako projektant sukni ślubnej Carolyn Bessette na jej ślub z Kennedym. To właśnie jego kreacje Michelle Obama miała na sobie w ważnych dla prezydentury męża momentach. A gdzie w tym wszystkim Loewe? Zaledwie trzyletni kontrakt (1998-2001) okazał się dla Rodrigueza próbą, której z sukcesem podołał. Nie tylko doskonale zrozumiał „skórzane dziedzictwo” Loewe (marka wywodzi się z zakładu kaletniczego), ale dodał do niego swój awangardowy styl. Precyzyjne cięcia i graficzne wzory nie uczyniły z Loewe tego, czym marka jest dzisiaj, być może dlatego, że Rodriguez tworzył w czasach przed-Instagramowych. Z pewnością jednak jego praca została zapamiętana i utorowała mu drogę do wielkiego, osobistego sukcesu.
Gianfranco Ferré, Dior
Dla młodszej publiczności, Ferré to dzisiaj nazwisko zapomniane. Włoski projektant w historii Diora to postać szczególna – to bowiem on zapoczątkował erę kolorów, wzorów i odważnych cięć w domu mody Dior. Stworzył także torebkę Lady Dior (nazwaną na część księżnej Diany) – jeden z największych akcesoryjnych hitów w historii marki. Współpracował z supermodelkami i to dla nich tworzył posągowe kreacje – romantyczne, bogato zdobione, dalekie od „minimalistycznych”.
Alber Elbaz, Yves Saint Laurent
Dzisiaj – mimo że przygodę z Lanvin – zakończył w dość nieprzyjemnej atmosferze już kilka lat temu, nazwisko Elbaz na zawsze kojarzyć się będzie właśnie z Lanvin i słynnym serduszkiem wieńczącym logo marki. Jednak mało kto wie, że w CV Elbaza, Lanvin to niejedyna pozycja. Pod koniec lat 90., Alber Elbaz porzucił posadę w domu mody Guy Laroche dla Yves Saint Laurent, przejmując dowodzenie od samego YSL. Jednak jak miało się okazać – nie na długo. Mimo że praca Elbaza znalazła zwolenników – nie było ich tak wielu, jak zakładano. Dlatego gdy po roku nadzór nad studio na Avenue Montaigne przejął Tom Ford (ówczesny dyrektor kreatywny Gucci i bodaj największa gwiazda wśród projektantów mody na świecie), kariera Elbaza w Yves Saint Laurent dobiegła końca. Dzisiaj nawet sam projektant niechętnie wspomiona o tym epizodzie.
Losy kreatorów bywają przewrotne. Jedni, jak Elbaz, zaczynali u najlepszych, a skończyli, coż – niezbyt fortunnie. Kariera innych – jak Lagerfelda – to historia jak z bajki. Od asystenta do króla mody. Dzisiaj mało kto pamięta o początkach wielkich nazwisk, a może warto? Czy ich historia to nie najlepsza lekcja dla wszystkich stojących u progu wielkiej kariery?