REKLAMA

OPINIE: Dlaczego branża mody się nie szanuje, czyli o wypożyczaniu ubrań do sesji zdjęciowych

REKLAMA

Zdarzyło mi się, że kiedy przygotowywałam stylizacje do sesji zdjęciowych i pisałam z prośbą o udostępnienie jakiegoś modelu, kilku projektantów odmówiło mi, uzasadniając swoją odpowiedź tym, że ostatnio lub w dalszej przeszłości ich ubrania wracały poplamione, pobrudzone, rozdarte, a bywało i tak, że ich własność nie wracała do nich w ogóle. Nie chcieli ryzykować i wypożyczać swoich projektów osobie, której nie znali osobiście. Sama jednak nie mieszkam w Warszawie, więc często muszę polegać w tej sprawie na ustaleniach przez Internet i kurierze.

Na początku byłam trochę zaskoczona, wydawało mi się, że projektant przesadza lub po prostu nie chce wypożyczyć swojej rzeczy i szuka wymówki. Jednak po jakimś czasie (i wysłuchanych historiach) problem wydał się autentyczny. Rodzi się więc pytanie: dlaczego nie szanujemy nawzajem swojej pracy?

W branży od dawna krąży historia o popularnej stylistce, której zdarza się ubrań nie odsyłać w ogóle. Słyszałam też historie o zwrocie ubrań totalnie podartych, które „zagrały w teledysku” lub w jakiejś komercyjnej reklamie i to bez zgody projektanta (bo wypożyczającym był butik, w którym te ubrania się znajdowały, a potem nie nadawały się już do odwieszenia, a jedynie do kosza) oraz o dziewczynie, która robiła projekt artystyczny, ale nie miała czym zapłacić za wypożyczenie, więc ubrania wypożyczono jej z dobrego serca i w zamian za zdjęcia, które były obiecujące (fotograf miał bardzo dobre portfolio). Sesja odbyła się kilka lat temu, zdjęć projektantka nie widziała do dzisiaj, a ubrania sama musiała po „artystycznej wizji” doprać.

Oczywiście podczas sesji zdarzają się różne rzeczy. Odbywają się w wielu miejscach i warunkach atmosferycznych, a modelki też ludzie i niektóre z nich lubią sobie zapalić tuż przed zdjęciami, a co za tym idzie – ubrania przesiąkają dymem papierosowym. Ale od czego mamy na przykład pralnie chemiczne?

Wydawać by się mogło, że problem dotyka projektantów, którzy zaufali początkującym stylistom nieznającym się jeszcze na fachu, ale tu przychodzi pora na nowe zaskoczenie: zabrudzone, poniszczone ciuchy często wracają po sesjach dla dużych magazynów modowych lub do reklam komercyjnych, przy których pracują uznane nazwiska. Nikt nie czuje się szczególnie odpowiedzialny za ubrania, stylistka wysyła ze zwrotem ubrań asystenta, a poza tym wie, że i tak nikt nie odmówi ponownego wypożyczenia, ponieważ publikacja w poczytnej gazecie zrobi marce dobrą reklamę. Koło się zamyka.

Niektórzy styliści nie szanują też pracy innych stylistów. Zdarzyło mi się, że ubranie nie doszło do mnie na sesję, ponieważ poprzednia dziewczyna, która wypożyczyła ubrania nie zdążyła ich oddać, a już była gdzieś hen, hen, na drugim końcu Polski stylizując inną sesję. Ciuchy odda dopiero po weekendzie. Przepraszam, tak wyszło. Co z tego, że ktoś musi na gwałt szukać odpowiednich rzeczy?

Pomyślicie, że przecież od tego są umowy. Jasne, projektanci podpisują dokumenty, które gwarantują im, że w razie zniszczenia stylista odpowiada za szkodę i musi zapłacić wartość ubrania, jednak kiedy (na przykład) sukienka od niszowego brandu kosztuje 600 zł, taka osoba często odpuszcza, ponieważ nie chce tracić czasu i energii na rozprawę, która finansowo i tak może się nie opłacać. Osoby, które ponoszą więc odpowiedzialność za zniszczenie są bezkarne i dalej mogą lekceważąco traktować marki, od których wypożyczają ubrania. Są też takie brandy, które za wypożyczenie biorą pieniądze, ale też są to kwoty, które w razie zniszczenia nie pokryją kosztów oraz (co najbardziej bolesne) włożonej pracy.

Oczywiście nie możemy generalizować. Opisana grupa, mam nadzieję, jest mniejszością. W Polsce jest bardzo wielu stylistów, którzy dbają o każdy projekt, pieczołowicie go zabezpieczają podczas wysyłki, a przed nią sprawdzają czy ubranie nie ucierpiało podczas sesji. Jak pisałam, na sesji może zdarzyć się wiele rzeczy, a ubranie to ubranie – czasem może się zahaczyć, zabrudzić. Ważne jednak, żeby być w stanie ponieść konsekwencje.

Żeby budować zdrowe relacje w branży i nieważne czy jesteśmy stylistą, projektantem czy dziennikarzem – szanujmy siebie, swoją pracę i pieniądze. Wypożyczone rzeczy traktujmy jak swoje. Przecież nikt nie chciałby pożyczyć przyjaciółce bluzki i odzyskać ją w strzępach. Mądre postępowanie zaowocuje dobrymi projektami i wartościowymi relacjami. Poczta pantoflowa jest silnie rozwinięta w branży mody, więc jeśli Twój telefon przestanie dzwonić z ofertami pracy – zastanów się, czy zawsze byłeś fair w stosunku do osób, z którymi współpracowałeś w przeszłości.

Autor: Tatiana Zawrzykraj

REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES