REKLAMA

#2 Jak zaczęła się moja przygoda z modą odpowiedzialną? Marta Niemczyńska z Biblioteki Ubrań

REKLAMA
REKLAMA

Zapraszamy Was do lektury kolejnego wywiadu z cyklu „Jak zaczęła się moja przygoda z modą odpowiedzialną?”. Tym razem na nasze pytania odpowiada Marta Niemczyńska – jedna z założycielek Biblioteki Ubrań.

Dwie wrocławianki – Marta Niemczyńska i Agnieszka Zawadzka – zamieszkały wspólnie w Niemczech. Tam połączyła je nie tylko miłość do mody, ale i wspólna szafa. Dziewczyny przywiozły pomysł dzielenia się ubraniami i podtrzymywania ich historii z powrotem do Polski. Tak powstała Biblioteka Ubrań – projekt oparty na idei sharing economy, który umożliwia wypożyczenie ubrań na weekend lub cały miesiąc. Do rozmowy o modzie odpowiedzialnej zaprosiliśmy Martę, która jako była menadżerka doskonale zna mechanizmy fast fashion.

Jak zaczęła się moja przygoda z modą odpowiedzialną?

Choć jeszcze kilka lat temu, myślę że około pięciu lub sześciu, nie znałam pojęcia „moda odpowiedzialna”, to już zaczęłam się zastanawiać nad tym, że za dużo i za często kupuję ubrania. Wydawałam na nie naprawdę sporo pieniędzy i to głównie w sieciówkach. Przez ponad 10 lat pracowałam jako manager różnych sklepów i zaczęłam być przytłoczona nadkonsumpcją. Zauważyłam, że mam mnóstwo rzeczy i je gromadzę, zupełnie nie wiedząc po co.

Biblioteka Ubrań, fot. Łukasz Wierzbowski

Podobnie było z moją ówczesną szafą, która pękała w szwach. Były w niej również ubrania z metkami, których nigdy na siebie nie włożyłam. Kupowałam je często pod wpływem impulsu, na poprawę nastroju albo gdy skusiło mnie coś z wystawy. A potem stawałam przed tą moją ogromną szafą i często mówiłam: „Mam szafę pełną ubrań, ale nie mam się w co ubrać”. To znany problem kobiet. I to był moment, w którym zdecydowanie ograniczyłam kupowanie ubrań, szczególnie w sieciówkach. Kolejny etap przyszedł w Niemczech. Kiedy zaznajomiłam się z określeniami fast fashion i slow fashion. Wówczas wraz z Agą zaczęłyśmy interesować się tymi tematami i chodzić na różne konferencje w Hannoverze dotyczące zagadnienia produkcji ubrań, branży mody i sharing economy. Już wtedy pożyczałyśmy od siebie ubrania lub, jeśli już, to kupowałyśmy je na Flohmarkt czy Vintage Shop. Wtedy powstał również impuls na utworzenie Biblioteki Ubrań i zaczęła się pełna rewolucja szafy oraz sposobu myślenia o modzie.

Z jakimi trudnościami wiąże się taki styl życia i jak sobie z nimi poradziłam?

Właściwie nie mam poczucia, że ten sposób życia mnie ogranicza. Wręcz przeciwnie – czuję się właśnie wyzwolona i przede wszystkim świadoma, tego co robię i dlaczego. Obecny rynek wytwarza w nas ciągłą potrzeba posiadania czegoś nowego, ciągłego kupowania. To istne szaleństwo! Trzeba sobie to uświadomić, że ta ciągła potrzeba kupowania nie jest nasza. Jest sztucznie wytworzona i naprawdę kolejna para jeansów, czy sukienka nie sprawią, że będę szczęśliwsza. To jest w pewnym sensie uzależnienie, to ciągłe chodzenie po sklepach i szukanie nowości, pogoń za trendami. Ja widziałam to wszystko od środka i to zdecydowanie pomogło mi szybciej otworzyć oczy. Ale myślę, że nie jest to łatwe, od tak zatrzymać się w tym pędzie. Tym bardziej, że często wartościujemy siebie i innych na podstawie tego, co nosimy. Dlatego tak ważna jest świadomość zjawiska nadkonsumpcji, sposobu produkcji ubrań i całej kapitalistycznej machiny reklam. Wtedy dużo łatwiej jest nam przejść na stronę slow!

Biblioteka Ubrań, fot. Łukasz Wierzbowski

Jasne, że to nie jest tak, że nagle w ogóle potrzeba znika. Szczególnie jak jest się pasjonatką mody. Ja bardzo lubię bawić się modą, testować nowy styl albo po prostu czasem potrzebuję czegoś na konkretną okazję – wtedy mam Bibliotekę Ubrań! Po to ją stworzyłyśmy, aby nie musieć się ograniczać, tylko modowo szaleć, ale w rozsądny i zrównoważony sposób. Kilkadziesiąt lat temu praktycznie wszyscy to robili. Pożyczali od siebie ubrania i to był świetny sposób na odświeżenie swojej szafy. Przecież nie wszystko musimy posiadać na własność, a cała frajda w modzie polega na efekcie końcowym. Sharing economy stał się moim stylem życia, a fashion sharing i Biblioteka Ubrań podejściem do mody. A jeśli już zamierzam coś kupić, bo jest totalnie w moim stylu i wiem, że będę to nosić przez kilka lat, to wtedy wybieram głównie Polskie marki i projektantów.

Moje ulubione etyczne marki odzieżowe

W tym aspekcie jestem dość wybredna. Nie wszystko mi się podoba, na pewno nie lubię wtórności, a to zdarza się dość często. Jeśli miałabym wymienić kilka marek, to na pewno: RISK made in Warsaw, które projektują piękne i ponadczasowe (a to dla mnie ważne) sukienki, lubię też markę Pan Tu Nie Stał za poczucie humoru i propagowanie języka polskiego i Elementy – za minimalizm i filozofię. Podobają mi się też zabawne plisowane spódnice marki Plis Pliz (szczególnie, że lubię plisowanki), Szyjemy Sukienki i Nenukko. Ostatnio też poznałam twórczynie cudnych plecaków marki Bamba i coś czuję, że wkrótce się na taki zdecyduję. Podobają mi się też, czasem mocno odjechane, projekty Vasiny. Podziwiam odwagę i cieszę się, że w końcu jest też coś na polskim rynku bardziej szalonego.

Biblioteka Ubrań, fot. Łukasz Wierzbowski

Jaką radę dałabym początkującym, którzy chcą zmienić swoje nawyki zakupowe na bardziej odpowiedzialne?

Jak z każdą zmianą, wymaga ona czasu i świadomości. Najpierw musimy rzeczywiście poczuć tę potrzebę zmiany. Bez tego nie ma to sensu. Warto zacząć od zastanowienia się nad tym, co mną kieruje przy kupnie ubrań, czy mam sporo ubrań w szafie, w których nie chodzę, dlaczego tak się stało i ile złotych miesięcznie przeznaczam na zakup ubrań. Jak stwierdzimy, że coś jest na rzeczy, to wówczas polecam poszukać materiałów na temat masowej produkcji ubrań, na przykład film „The True Cost”. Myślę, że będą to wystarczająco szokujące informacje i dane, obok których raczej nie da się przejść obojętnie. I najczęściej jest tak, że zaczynamy czuć wewnętrzny bunt i stwierdzamy, że chcemy zmienić swoją rzeczywistość na lepszą. Warto wtedy zrobić inwentaryzację szafy. Zobaczyć, jakie ubrania nosimy najczęściej – to powinna być dobra wskazówka do określenia swojego stylu i preferencji modowych.

Można oczywiście wybrać się na targi mody slow i zobaczyć, co ludzie projektują i szyją. Jest to bardzo inspirujące i świeże. Fajnie jest kupować ubrania od kogoś, z kim możemy porozmawiać i posłuchać, jak dużo wysiłku kosztowało tą osobę zaprojektowanie i uszycie sukienki, skąd bierze materiały i jakiej są jakości. Szybko dostrzeżemy w tym niezwykłą wartość i zobaczymy, że te ceny wcale nie różnią się znacznie od tych z sieciówek. A co by nie mówić, to dbamy o swój lokalny rynek i kupujemy oryginalność i jakość na kilka sezonów. Oczywiście zachęcam też do rozpoczęcia swojej przygody z wypożyczaniem ubrań. To świetny sposób na urozmaicanie swojej szafy i oszczędność w opcji ubrań, których potrzebujemy na jedną okazję. To właściwie taka nasza druga szafa, do której mamy ciągły dostęp, a ubrania mają swoją duszę i historię. Każde z nich jest wyjątkowe i ma swoją energię. To rozbudza modową wyobraźnię i zachęca do poszukiwania oryginalności w wyrażaniu siebie za pomocą ubrań. Zrównoważona moda nie jest nudna, wręcz przeciwnie! Jest wyjątkowa, kreatywna, oryginalna i różnorodna. A to w modzie jest przecież najważniejsze!

>>> Przeczytaj również: #1 Jak zaczęła się moja przygoda z modą odpowiedzialną? Marta Karwacka z How to Wear Fair

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES