Allegro Partner strategiczny serwisu
[show_slot id="top_premium"]
Karolina Pieniążek, polska projektantka mody. Wywiad z Michałem Szulcem

Michał Szulc rozmawia z Karoliną Pieniążek „Surrealizm, który wstrzymuje oddech widowni podczas pokazu, to droga, którą chcę podążać”

Karolina Pieniążek rozbiła bank nagród na Złotej Nitce 2024. Kolekcja dyplomowa, zrealizowana w Instytucie Ubioru na łódzkiej ASP, ujęła jurorów nie tylko świetnymi projektami. Czym jeszcze? Przeczytajcie rozmowę, w której dyskutujemy o procesie twórczym, sentymentalnych inspiracjach i o tym, dlaczego moda to dla niej coś znacznie więcej niż tylko forma.

Polecane wideopodcasty:

Michał Szulc – projektant, grafik, dyrektor artystyczny. Wykładowca w Pracowni 240 na łódzkiej ASP. Dwukrotny stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Kurator i organizator wystaw i pokazów. W swoich tekstach dla Fashion Biznes uchyli drzwi do świata polskiej mody, zaprezentuje młodych twórców o wyjątkowym spojrzeniu i podda współczesne trendy wnikliwej socjologicznej analizie.

Michał Szulc: Od obrony dyplomu w Instytucie Ubioru ASP w Łodzi minął rok, od wygranej Złotej Nitki, najważniejszego konkursu dla projektantów ubioru, prawie rok. Kim jest dzisiaj Karolina Pieniążek artystycznie, kim była rok temu?

Karolina Pieniążek: Jestem dzisiaj dużo bardziej świadomą artystką. Rozwinęłam się twórczo. Przez nowe doświadczenia i współprace, głównie w myśleniu biznesowym. 

Co się działo w Twoim życiu przez te 12 miesięcy?

Mam na koncie prywatne, niekomercyjne zlecenia, głównie dla artystów – muzyków. Jednym z ważniejszych doświadczeń była współpraca z Tomaszem Armadą, z którym realizowaliśmy m.in. kostiumy do spektaklu „Mahagonny”  w Teatrze Studio w Warszawie, oraz wiele interdyscyplinarnych wydarzeń artystycznych. Cenię sobie zaufanie, którym mnie obdarza, oraz to, że bierze pod uwagę moje zdanie. Dzięki tej współpracy mam okazję podpatrywać sposób prowadzenia marki odzieżowej od środka. Zaczynam myśleć o swoim biznesie.

Wróćmy do Universum 22, które zdobyło Złotą Nitkę. Co spowodowało, że jury zdecydowało, że wygrywa Pieniążek?

Myślę, że najważniejszym wyróżnikiem Universum była autentyczność i to, że opowiedziana przeze mnie historia była bardzo spójna z moim zindywidualizowanym sposobem widzenia świata. Koncept i ostateczne elementy pochodziły z doświadczeń i przeżyć, ze zbieranych przez lata artefaktów i pamiątek. Każda sylwetka odnosiła się do konkretnej obserwacji i emocji. Mówiła o bólu i radości. Poza tym, każda zawierała jakieś nawiązanie historyczne. Użyłam wielu rzeczy, które pochodziły z rodzinnego archiwum, jak stare koronki, które tkała moja pra- prababcia. Dzięki mojej rodzinie i wpisanemu w nasze DNA sentymentalizmowi, patrzę i interpretuję świat w nieco senny i liryczny sposób. Temu, co materialne, nadaję znaczenie duchowe.

Jak dziś odbierasz kolekcję?

Zupełnie inaczej patrzę na Universum z perspektywy roku. W tym momencie projekty mają dla mnie jeszcze większe zabarwienie sentymentalne. Gdy wracam myślami do chwil tworzenia, widzę, jak proces był dla mnie bardzo przewrotny. Wiązał się z dużą samokrytyką i dążeniem do mojej perfekcyjnej wizji. Była to bardzo intensywna praca, jestem sobie za to wdzięczna, że udało mi się tę wizję zrealizować.

Czy to znaczy, że moment finalizacji pracy, obrony, Złotej Nitki to było męczące doświadczenie?

Roczna praca nad kolekcją wiązała się z czymś bardzo mi bliskim i intymnym. Nie zawsze chciałam odpowiadać na pytania dotyczące dyplomu i zamykać rozbudowanej, wielopłaszczyznowej historii w słowach. Twierdziłam, że ubrania mówią same za siebie, w wystarczający sposób. Proces twórczy nie był męczący, bo absolutnie kocham projektowanie i wiem, że będę to robić przez całe życie. Jest jednak ciężką pracą. Ciągłe myślenie, rozwiązywanie problemów, konstruowanie, szycie. To wysiłek fizyczny, który trwał przez rok przygotowań Universum. Projektowanie to nie praca na etat, z której wychodzisz po ośmiu godzinach. To proces, który trwa cały czas, a praca potrafi się nawet przyśnić.

Skąd się wzięła koncepcja kolekcji? Co jest główną inspiracją?

Nawiązuję do dzieciństwa i wspomnień z tamtego okresu. Buduję opowieść wracając do nieistniejącej już kamienicy moich dziadków, w której mieszkałam. Odbieram ten czas jako budujący mnie. Dzięki niemu wykreowałam własną estetykę – mieszankę surowości Łodzi, brudnych kamienic, z czułością.

W opracowaniu koncepcji ogromną rolę odegrało też zbieractwo. Od dzieciństwa mam wrażenie, że ważne są dla mnie przedmioty nieidealne, zniszczone. Kolekcjonuję je i odkrywam w nich potencjał, duszę. Są prawdziwe i autentyczne. Takie miało być Universum 22.

Czy w procesie projektowym szukasz jakichś treści? Czy w pracy projektanta ta warstwa jest ważna? Czy przez to, że żyjemy w świecie Instagrama i Tik Toka liczy się tylko to, co powierzchowne i wizualne?

Treść ma jak najbardziej sens, jest fundamentem działań twórczych. Zapewnia świeżość i wiarygodność. W sztuce doszukuję się wielu znaczeń, wyczuwam szczerość. Wydaje mi się, że jestem „wyciągnięta” z innego świata, bo dziś twórczość często łączy się z myśleniem biznesowym. Już na etapie tworzenia zastanawiasz się, czy twoje dzieło się sprzeda. Nie do końca mi to odpowiada. Szukam romantyzmu we wszystkim co robię i nie potrafię działać inaczej.

Czym jest dla Ciebie moda? W jaki sposób można za jej pomocą opowiadać historie?

Zawsze miałam jakąś słabość do wyrażania siebie przez wizerunek. Nauczyła mnie tego rodzina, w której wygląd był zawsze pielęgnowany i ważny. Zarówno kobiety jak i mężczyźni ubierali się bardzo dobrze. Moja babcia i prababcia były krawcowymi, szyły na miarę. Z drugiej strony, dzięki sztuce i wrażliwości, traktowałam ubiór jak rzeźbę. Zawsze lubiłam rysunek i malarstwo, ale brakowało mi w nich przestrzenności, namacalnego czynnika, działania obiektowego. Połączenie wszystkich elementów i dodanie odpowiedniej osoby – modela i modelki powoduje, że opowieść staje się realna. Tworząc projekty Universum wymyślałam też stylizacje, dopieszczałam fryzury, projektowałam akcesoria. Planowałam ruch, który nadałby pokazowi formę performensu. Złożenie tych wszystkich czynników buduje historię i tworzy wartość dzieła sztuki. Mam predyspozycje do działania w wielu dziedzinach, ale wielopłaszczyznowość mody i sposób jej pokazywania jest mi najbliższy. Poprzez projektowanie lubię się wyrażać, daje mi poczucie sprawczości.

Zostajesz z ubiorem czy eksperymentujesz i szukasz czegoś innego? 

Ten rok był dla mnie wyjątkowo intensywny. Dużo projektowałam i szyłam. Dzięki temu jeszcze bardziej upewniłam się, że chcę to robić. Zaczęłam właśnie pracę nad nową kolekcją, przed którą musiałam trochę odetchnąć, zebrać inspiracje, pozwiedzać świat, pooglądać, nabrać dystansu. Jestem gotowa, by tworzyć, choć cały czas poszukuję. Jestem artystką wszechstronną i działam w różnych dziedzinach. Szycie jest długotrwałym, medytacyjnym procesem. Czasem potrzebuję też czegoś natychmiastowego, chcę zobaczyć efekt szybciej. Wtedy sięgam po malarstwo, rzeźbę i fotografię. Naturalne i autentyczne jest dla mnie działanie na styku różnych dziedzin sztuki.

Tak powstawało Universum?

Na szczęście miałam obok siebie osoby, które mi na to pozwoliły i wspierały. Projekty od początku były bardzo malarskie. Nie pokazywały szwów, nie były „techniczne”. Wiem, że niektórzy niedowierzali, że za taką formą projektowania może iść jakość i krawiectwo. Od pierwszych szkiców wiedziałam, w jaki sposób zrealizuję kolekcję, jak zbuduję ją w przestrzeni. Najczęściej posługuję się upinaniem na manekinie. To proces, w którym nie ma matematyki, tylko malarstwo, płynność i intuicja.

Jaka będzie nowa kolekcja? Zostajesz w sennym, lirycznym klimacie czy projektujesz jakąś zmianę?

Zostaję. To mój wypracowany styl, DNA. W pracy projektowej szukam nowych wartości, eksperymentuję z tkaninami, z rzeźbiarskimi formami. Czuję nienasycenie i niekończące się możliwości, ale wiem też, że moja twórczość jest już mocno osadzona w określonej estetyce. Kolekcja dyplomowa pokazała co i w jaki sposób chcę dawać od siebie światu.

Jest jakaś rzecz albo sylwetka, które są Ci szczególnie bliskie?

Traktuję kolekcję jako całość. Wiem, że najbardziej zauważonymi i najczęściej komentowanymi były torby – łabędź i baranki. Wiele osób cały czas myśli, że to prawdziwe zwierzęta, albo obiekty pozbawione funkcji użytkowej. Poświęciłam im masę czasu, rzeźbiłam głowy, malowałam je ręcznie. Są dla mnie ważne i cenne. Nie wypożyczam ich zwykle do sesji, chyba, że wiem, że trafią do zaufanej osoby. Były moimi pierwszymi eksperymentami, podejmowanymi bez prób i makiet. Surrealizm, który szokuje, wstrzymuje oddech widowni podczas pokazu, to droga, którą chcę podążać.

Szokowanie odbiorcy Universum było zamierzone?

Taka była idea kolekcji. Pochwała turpizmu, zderzenie brzydoty i odrzucenia z pięknem. Dzięki realizmowi osiągnęłam efekt niepokojący, drażniący. Wydaje mi się, że taka forma „zamrożenia” świata i przełożenia na ubiór przyczyniła się do tego, że kolekcja została doceniona i zwróciła na siebie uwagę.

Rozmawiamy dziś dla portalu FashionBiznes. Pieniążek to „fashion” w stu procentach. Ile jest w Tobie biznesu? Jak reagujesz na to słowo i czy da się je łączyć z modą?

Moda łączy się z biznesem. Chcę, żeby moja twórczość miała swoich odbiorów, żeby była zauważalna. Chciałabym „rozkręcić” swoją markę. Myślę, że potrafię łączyć bardzo dobrze te dwa aspekty. Naturalnie muszę i lubię mieć kontrolę nad wszystkim, co łączy się z moją kreacją oraz kreacją marki. Żeby tworzyć sztukę i żyć z niej w dzisiejszych czasach trzeba mieć zaplecze myślenia biznesowego. Jednak traktuję projektowanie i sztukę w sposób unikatowy. Stoi za tym idea, nie zysk. Chcę żyć z mody i wiem, że muszę znaleźć swój sposób, żeby wszystko ze sobą pogodzić i działać w zgodzie z sobą samą.

Wydaje mi się, że to dobre czasy, by startować z własnymi brandami. Z wielu względów. Rośnie potrzeba indywidualizacji; wszystko, co rękodzielnicze jest bardziej doceniane; odwracamy się od mody sieciowej i powtarzalnej. To idealny moment, by zacząć biznes autorski. Celowo używam słowa „biznes”, a nie „komercja”, bo nie wyobrażam sobie, że marki takie jak Ty uproszczą produkt, zeskalują produkcję i zaczną funkcjonować wyłącznie w tabelce Excela.

Dokładnie o to mi chodzi. Widzę, że rzemiosło jest doceniane. Wiem, że odbiorca potrafi ocenić czas i nakład pracy włożony w przygotowanie unikatowej mody. Zwraca się coraz częściej uwagę na to, co wykonały ludzkie ręce podczas wielogodzinnej, często wielotygodniowej pracy. Chcę projektować rzeczy jakościowe. Takie, które będą trwały długo, służyły lata. Sama kolekcjonuję historyczne ubrania i urzeka i inspiruje mnie to, co powstało w przeszłości. Jest mi bliższa w kreowaniu mody niż przyszłość. To jest mój pomysł na biznes, który jest w pełni zgodny ze mną.

Teraz trochę przekornie. Odniosłaś ogromny sukces, kolekcja była zauważona i doceniona. Nie kusiło Cię, żeby wyjechać z Polski i sprawdzić się w Londynie, gdzie Twoja estetyka byłaby bardzo pożądana? Czy w Polsce jest przestrzeń dla twórców i projektantów?

Na pewno jest w Polsce przestrzeń do twórczego działania, ale nie wykluczam wyjazdu. Pragnę poprzemieszczać się, poobserwować, popróbować różnych rzeczy. Po finale Złotej Nitki zostałam zarzucona pytaniami: „kiedy własna marka?”, „kiedy sklep?”. Nie byłam wtedy gotowa na myślenie biznesowe. Podchodziłam i nadal podchodzę do swojej twórczości z nastawieniem na poszukiwanie i sprawdzanie, eksperymentowanie. Przez ostatni rok podróżowałam. Zwiedziłam miejsca związane z modą, które chciałam zobaczyć, odnalazłam takie, z którymi współbrzmiałam. Być może do któregoś wrócę na dłużej. W tym momencie, w Łodzi, w Polsce, czuję się bardzo dobrze. Mam sporo pracy i planów, spełniam się. Wiem jednak, że może się to w każdej chwili zmienić i jestem gotowa na zmianę otoczenia i eksperymenty zagranicą. 

 

Tagi