REKLAMA

#branżowerealia: Staż u najpopularniejszej projektantki w Polsce – mobbing, oszustwa i kłamstwa

REKLAMA

Branża modowa. Dla młodych pasjonatów wydaje się światem pełnym luksusu, wyrafinowania i sztuki. Ci, którzy w niej pracują, znają rzeczywistość pełną mobbingu, oszustw i kłamstw. Poznajcie historię K., która trafiła do Atelier jednej z czołowych polskich projektantek. Jej doświadczenie to kropla w oceanie nadużyć, które traumatyzują debiutantów na rynku pracy każdego dnia. 

To tylko jeden z licznych listów, które otrzymaliśmy od naszych czytelników. Obiecujemy, że poznacie wszystkie historie. Nie bójcie się nimi dzielić [email protected]

“Udało mi się dostać na staż do wówczas najpopularniejszej projektantki w Polsce. Byłam niesamowicie szczęśliwa, ale po moich poprzednich doświadczeniach w tej branży wiedziałam, że mogę się rozczarować. Zostałam zaproszona na dzień próbny, który okazał się tygodniem – przez 7 dni pracowałam za darmo nie wiedząc, czy zostałam przyjęta. Pamiętam, że jednym z zadań było przygotowanie pokoju na wigilię dla znajomych – ogarnięcie stołu, jedzenia. Kolejnym było posprzątanie i organizacja piwnicy atelier. Nic związanego z moim zawodem, ale robiłam to wszystko, bo chciałam dla Niej pracować. 

W końcu podpisałam umowę. Zajmowałam się atelier – czyli w rzeczywistości wszystkim i niczym.  Pierwszym, czego się nauczyłam było jak korzystać ze zmywarki. Projektantka uczyła nas jak powinnyśmy wkładać do niej naczynia, bo irytowało Ją jak coś było włożone źle.

Ta praca polegała na czytaniu w myślach. Myśleliśmy nad tym co zrobić, żeby nie dostać reprymendy. Jednak najczęściej byliśmy krytykowani i poniżani bez względu na jakość wykonanej pracy. A jeśli ktoś zapytał Projektantkę o zdanie, w odpowiedzi słyszał: ja mam wszystko za was robić?. W pewnym momencie przestałam się starać, bo zrozumiałam, że to nie ma znaczenia. Zostawanie po pracy było normą – na przykład na spotkaniu z klientami. Żeby towarzyszyć – nalewać wody albo podawać ciastka.

Obserwując co tam się dzieje, traciłam marzenia. Skoro tak wygląda praca projektantki, zdecydowałam, że nie chcę nią być. Przewijało się tam mnóstwo ludzi, bardzo wielu zdolnych projektantów – wszyscy zatrudniani jako stażyści. Oddawali swój wkład intelektualny za możliwość obserwacji pracy projektantki – czyli w praktyce za nic, bo całą pracę wykonywali właśnie oni. Ludzie cały czas się zmieniali, bo szybko zauważali, że praca tam nie ma sensu. Często nie dostawali wynagrodzenia, które było im obiecane – pieniędzy, albo choćby przedmiotów. Mam kolegę, któremu obiecano tam maszynę do szycia. Oczywiście jej nie dostał. Szefowa ciągle wypominała pracownikom ich wykształcenie – wy chodzicie do tych szkół, a potem i tak nic nie umiecie!. Ja nawet nie miałam możliwości pokazać co potrafię. Zajmowałam się wszystkim, tylko nie tym, na co liczyłam.

W Atelier pracowała pani sprzątająca. Projektantka krzyczała na nią, mówiąc, że nie potrafi sprzątać. Potem szły do łazienki i pokazywała jej jak powinno się to robić. Pani sprzątająca trzęsła się ze strachu – szczególnie, że nie rozumiała języka. Nie była z Polski. Ostatniego dnia, kiedy wyjeżdżała, przyszła się ze mną pożegnać. Dała mi ptasie mleczko i ze łzami w oczach podziękowała za to, że jej broniłam i byłam dla niej miła. Starałam się – za każdym razem kiedy Projektantka na nią krzyczała, mówiłam: proszę się nie martwić. To jest tutaj normalne, każdy już do tego przywykł.

Żyliśmy jak w jakiejś komunie, z dyktatorką, która wychodziła ze swojej nory i mówiła: To jest ***jowe, to jest ***jowe, kur** ty się do niczego nie nadajesz! Ty idź mi po obiad, ty po papierosy!”.

Po pewnym czasie coraz więcej osób zaczęło się zwalniać, więc zostawałam sama z obowiązkami i całym tym gniewem, który przechodził na mnie. Zaczęłam się czuć źle psychicznie. Nawet będąc w domu, czekałam na telefon z awanturą. Zauważyłam to dopiero, przymierzając spodnie, które wcześniej były na mnie za małe. Straciłam apetyt, nic mnie nie cieszyło. Wzięłam L4 i poszłam do psychiatry. Przez rok pracy tam nabawiłam się nerwicy i depresji.

Powiedziałam Projektantce, że jestem na L4, bo nie czuję się dobrze psychiczne. Zasugerowałam, że to Jej wina. Nie zrozumiała tej sugestii, albo nie chciała jej zrozumieć. Powiedziała, że ona też jest chora psychicznie  i jakoś żyje. Nie było mnie w pracy przez ponad tydzień. Opowiadała innym, wyśmiewając moje zdrowie, że jestem tak zmęczona pracą tutaj, że musiałam pojechać do sanatorium.

Pewnego dnia, po powrocie do pracy zadzwoniła do mnie i zaczęła krzyczeć – tak jak wiele razy wcześniej. Tym razem wybuchłam płaczem. Zapytałam Ją dlaczego tak mnie traktuje. Powiedziała, że tu nie chodzi o mnie, że ona po prostu taka jest. Rozmowa się skończyła. Wtedy stwierdziłam, że już więcej tego nie wytrzymam. Podjęłam decyzję – zwalniam się. Przez kilka dni chodziłam z wypowiedzeniem w ręku, nie składając go, bo tak się bałam. Miałam ochotę rzucić tą kartką i po prostu uciec. Któregoś dnia zostałam w pracy na dłużej – powiedziałam Jej, że odchodzę. Ale powiedziałabyś mi, jeśli to moja wina? – zapytała. Prawda? To nie moja wina?.

Nie powiedziałam Jej prawdy. Chciałam po prostu, żeby ta rozmowa się skończyła. Po tym jak się zwolniłam, osoby pracujące tam mówiły mi, że Projektantka obarczała mnie winą za każdy błąd i niepowodzenie, wyklinała mnie. Musiałam odciąć się od tych ludzi, bo samo wspomnienie Jej imienia powodowało stres. Bo praca z nią była codziennym oczekiwaniem na kolejną krytykę. Codziennie czekasz tylko na to jak ktoś cię zrani – znowu i znowu. Nie wiem jak wytrzymałam tam niecały rok.

W nowej pracy rozmawiałam z chłopakiem, który pracował u dwóch czołowych polskich projektantów. Wymieniliśmy się historiami. Jego i moje doświadczenia były identyczne – krzyki, wyzysk, obrażanie, manipulacja. U polskich projektantów nie ma kultury. Ludzie o tym wiedzą, ale nie reagują.”


Przykład K. obrazuje powszechny i oczywisty problem polskiej branży modowej. Młodzi, ambitni projektanci są zmuszeni poświęcić swoją własność intelektualną, czas wolny i, często także zdrowie psychiczne na rzecz możliwości obcowania z osobą wyżej postawioną w środowisku. W konsekwencji są nagminnie wykorzystywani, mobbingowani i upokarzani, a ich praca zostaje przypisana oprawcom. Jak pisze K., takie doświadczenia miażdżą ambicje i niszczą wizerunek projektantów jako wizjonerów i artystów w oczach adeptów mody. 

Ta branża, powszechnie uznawana za elitarną i wyrafinowaną nie zasługuje na swoją reputację – właśnie przez takie praktyki. Sztuka i piękno to cele, za którymi warto podążać, lecz nie za wszelką cenę. Rozmawiając z ofiarami przemysłu modowego, dowiadujemy się jednak, że aby osiągnąć sukces, znoszenie upokarzania i wyzysku jest niemal zawsze konieczne.

Jako odpowiedzialni członkowie tej społeczności, mówimy wam dzisiaj – nie trzeba tego znosić. W cyklu #branżowerealia chcemy zerwać zasłonę milczenia na temat rzeczywistości pracy w modzie po to, by wspólnie pracować na rzecz ich poprawy. Pragniemy, aby sztuka, piękno, luksus, z których znamy branżę fashion szły w parze z etyką, współczuciem i nowoczesną kulturą pracy. 

REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES