REKLAMA

Debata prezydencka – moda przed nią nie ucieka. Bo jak cię widzą, tak głosują?

REKLAMA

Alternatywny tytuł tego artykułu powinien brzmieć nowe szaty prezydenta. Bo to, że strój może przesądzać o dobrym pierwszym wrażeniu, wiemy chyba wszyscy. Ale o tym, że moda to właściwie podstawa skutecznego personal brandingu i kreacji wizerunku już niewielu pamięta, zwłaszcza na parę dni przed drugą turą wyborów. Jasne, nie szata zdobi człowieka – jednak historia potwierdza, że może nieźle ozdobić polityka. I przesądzić o wyniku wyborów.

Debata Miodowicz-Wałęsa

źródło: Europejskie Centrum Solidarności

Według licznych opinii ekspertów, po 1989 r. nie było równie ważnych wyborów jak te obecnie. Ponad 30 lat temu, 30 listopada 1988 r., w studiu Telewizji Polskiej spotkali się Alfred Miodowicz (lider OPZZ) z Lechem Wałęsą, wówczas liderem nielegalnej “Solidarności”. Ten pierwszy prezentował się świetnie w czarnej koszuli bez krawata i dobrze dopasowanym szarym garniturze. Jednak to wąsata postać po prawej stronie ekranu telewizora zjednała sobie więcej widzów. Wałęsa, robotnik i bohater historycznego strajku w Stoczni Gdańskiej ubrany był dość niepozornie. Jednak wiadomo, najważniejsze są detale… I nie inaczej w tym przypadku!

Stoczniowiec miał wpięte w klapę marynarki znaczki “Solidarności” i podobiznę Matki Boskiej Częstochowskiej. Przy każdej jego wypowiedzi, przy każdym zbliżeniu przypinki przypominały widzom o wartościach za jakimi opowiadał się lider “S”. Mówiły o stojącej za nim historii i o opozycji, której częścią był jeszcze wówczas Kościół.

Debata Nixon-Kennedy

źródło: CNN

Kolejna debata, która na zawsze zmieniła bieg historii. W 1960 r. to właśnie Nixon był lepiej przygotowany merytorycznie; jednak wizerunkowo lepsze wrażenie sprawił przystojny, opalony i perfekcyjnie ogolony Kennedy. 43-letni (choć niedoświadczony w świecie polityki) senator wypadł w oczach widzów zdecydowanie lepiej od spoconego, lekko zarośniętego i starszego zarówno wiekiem, jak i wiedzą wiceprezydenta. Właściwie, siłę wizerunku najlepiej oddają wyniki przeprowadzonych po debacie sondaży. Ci, którzy debatę oglądali, stwierdzili, że zwycięstwo leży po stronie Kennedy’ego. Natomiast radiowi słuchacze wyrazili przekonanie, że pomiędzy dwoma kandydatami był remis.

Przesądził nie tylko wiek, opalenizna czy ogólne usposobienie – w tej pierwszej telewizyjnej debacie swoją rolę do odegrania miała również moda. Kennedy założył idealnie skrojony czarny garnitur, który świetnie kontrastował ze studyjnym tłem (czynnik wcale nie bez znaczenia w czasach czarno-białej telewizji). Tymczasem Nixon, świeżo po chorobie, nie za specjalnie wziął sobie do serca przygotowanie odpowiedniego stroju… Pojawił się w szarym, wymiętym i źle dopasowanym garniturze. I, jak łatwo przewidzieć, w przeciwieństwie do Kennedy’ego, stapiał się z resztą otoczenia. Do tego J.F. w rozpiętej marynarce wyglądał na zdecydowanie mniej zestresowanego niż konkurent. Suma summarum, Nixon przegrał w walce o Biały Dom. Co więcej, doświadczenia z debaty sprawiły, że w 1968 r., kiedy ponownie przystąpił do wyścigu o tytuł prezydenta, nie zgodził się na debatę. I… wygrał wybory.

Debata Trump-Hilton

Pozostaniemy jeszcze na chwilę w kręgu amerykańskiej polityki – choć przeniesiemy się ładnych parę dekad w przyszłość. W pojedynku Clinton-Trump zmierzyły się ze sobą dwie wizje Ameryki (i z autopsji wiemy, która z nich wygrała). Clinton miała szansę zostać pierwszą Panią Prezydent w historii USA – a w męskim świecie polityki, pełnym czarnych garniturów, potrafiła świetnie wykorzystać siłę stroju do wzmocnienia wydźwięku swoich argumentów (to jedno; a swoją drogą, eksperci po wielokroć zarzucali Clinton chłodną postawę i trzymanie się na dystans, a tym samym brak umiejętnego zjednywania sobie opinii publicznej). Na 3 debatach wystąpiła w 3 niebagatelnych zestawach od Ralpha Laurena. Media amerykańskie określiły ją zaś jako Queen of the Pantsuit.

Na finalnej debacie Clinton pojawiła się w białym garniturze. Był to ukłon w stronę pierwszych sufrażystek, dla których ten kolor stał się symbolem walki o równouprawnienie. Druga debata przebiegła pod znakiem granatowych barw, natomiast nas najbardziej zachwycił strój z pierwszego starcia, kiedy kandydatka postawiła na wyrazistą czerwień (co ciekawe, to kolor przypisany przeciwnej partii Republikanów). O tym stroju pisano na mediach społecznościowych jako o red power tie. Sama Clinton także zaznaczyła, że wybrała go, bo co innego na debatę mogłaby założyć pierwsza w historii obu partii kandydatka na prezydenta ?

Trump nadrabiał charyzmą i, cóż, uwielbianą przez Amerykanów “śmiesznością” – ale moda zagrała u niego niemniej ważną rolę. Kiedy Clinton założyła garnitur w barwach jego partii, on wybrał niebieski krawat (kolor Demokratów) – prawdziwy political cross-dressing! Zdziwiło to komentatorów, bo Trump zwykle (czyt. prawie zawsze) nosi czerwony krawat – jak zawsze, przydługi (bo przecież wszystko musi być albo huge, albo tremendous).

Debata Le Pen-Macron

źródło: LCI

A chaque campagne son vestiaire – każda kampania ma własną garderobę. Parę lat temu w ojczyźnie najznamienitszych projektantów mody pod lupę wzięto styl Marie Le Pen ( Front national) oraz Emmanuela Macrona (En Marche !). Jak to bywa w polityce, oboje reprezentowali przeciwne poglądy – i perfekcyjnie wyrażały to ich stroje. Zresztą, podejście prawicowej Le Pen do mody zostało świetnie podsumowane przez Delphine de Canecaude (założycielkę agencji ds. komunikacji i wizerunku Etoile Rouge).

Ma styl bardzo prosty, bardzo basique. Można odnieść wrażenie, że w ogóle nie przywiązuje wagi do tego, jak wygląda. Ona ma zadanie do wykonania, zupełnie jak executive woman. Ubrania to tylko dodatek do reszty. Chce pokazać, że jest gotowa służyć Francuzom (źródło: L’Express).

Jej ubiór ma podkreślać siłę, decyzyjność – prosty styl i ciemne barwy to uwydatniają. Delphine porównuje ją do głowy rodziny i wyjaśnia, że w ten sposób Le Pen uwypukla swój autorytet… Tak naprawdę jedynym bardziej fantazyjnym elementem jej ubioru są naszyjniki. Srebrnej zawieszki nie zabrakło także i podczas debaty. Mówi się, że na potrzeby debaty i całej kampanii Le Pen radykalnie zmieniła swój styl, wcześniej jeszcze bardziej minimalistyczny i ograniczający się jedynie do czarno-białych barw. Według niektórych ekspertów, kandydatka FN celowo stara się nadać swojemu wizerunkowi bardziej stereotypowo kobiecy charakter, by złagodzić w oczach Francuzów radykalny obraz swojej partii i zachęcić żeński elektorat do głosowania.

Macron, choć obecnie znajdujący się w ogniu krytyki, zachwycił wówczas Francuzów swoją werwą i świeżą energią. Podczas debaty na plan pierwszy wyszedł nie tylko jego specyficzny dość idiolekt (poudre de perlimpinpin wielu widzów to wtedy, w telewizji, usłyszało właściwie po raz pierwszy ten zwrot), ale i styl, wyraźnie inspirowany Obamą. Francuskie media określają go jako chic i détendu, czyli zarazem szykowny, ale i nieco mniej zobowiązujący i oficjalny.

Macron chwalony jest za umiejętne dostosowywanie swojego stylu do okazji – np. kiedy rozmawia z młodymi, odwiedza szkoły, wówczas rezygnuje często z marynarki, stawiając na mniej oficjalną koszulę, koniecznie z zakasanymi rękawami. Na potrzeby debaty wybrał więc zestaw ani zbyt klasyczny, ani za nowoczesny, czyli taki, który spodobałby się zarówno lewicowym, jak i prawicowym wyborcom. Była to duża zmiana, bo jeszcze na parę dni przed debatą Macron pokazywał się z zarostem, z zawsze rozpiętą marynarką… Ponoć chciał dzięki temu wypaść bardziej cool w oczach młodego elektoratu.

Debata Trzaskowski… Duda?

Do zaproponowanej przez stację TVN, Onet i WP debaty nie doszło. Andrzej Duda z udziału z niej zrezygnował, co zresztą wciąż komentowane jest szeroko w mediach. Także i zaproszenie przez Trzaskowskiego na tzw. Arenę Prezydencką w Lesznie zostało odrzucone przez kandydata z ramienia partii PiS. Trudno nam więc ocenić styl obu kandydatów w zestawieniu takim, jak to dzisiejsze… Bo debaty z drugiej tury po prostu nie było. Podczas wieców Andrzej Duda często pokazuje się w koszulach z zakasanymi rękawami – znak, że pora wziąć się do pracy?

Tymczasem Trzaskowski na potrzeby kampanii ujednolicił swój wizerunek, zrezygnowawszy z kolorowych koszul i dżinsów. Na parę dni przed wyborami nawet niezałożenie marynarki staje się chwytem wizerunkowym. Dlaczego? Jak wspomniał kiedyś, jego żona zawsze powtarza, że ma dość tego, że panowie w czarnych garniturach decydują o sprawach kobiet – dlatego on woli słuchać niż z garniakami się utożsamiać. Styl ma być tłem dla tego, co mówi: Mamy dość.

>>> Przeczytaj również: Włoscy producenci mają czego się obawiać? Kryzys made in Italy

REKLAMA
REKLAMA
Tagi

debata

REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES