REKLAMA
Deinfluencing – co to znaczy? Fot. Unsplash

Deinfluencing – trend, który… zniechęca do zakupów. Psychologiczny trik czy początek zmian w social mediach?

REKLAMA
REKLAMA

Deinfluencing to trend, który niedawno pojawił się na Tik Toku i z dnia na dzień zyskuje coraz większą popularność. Jak sama nazwa wskazuje jest odwrotnością influencingu – zamiast zachęcać do kupowania, namawia zatem do ograniczenia zakupów. To pozytywny znak, świadczący o znudzeniu odbiorców wszechobecnymi reklamami influencerów, czy może sprytny psychologiczny chwyt, który – wbrew pozorom – wcale nie świadczy o początkach zmian w mediach społecznościowych?

Czy przestajemy ufać influencerom?

Nic złego w tym, że twórcy internetowi biorą udział w kampaniach reklamowych (o ile oznaczają je klarownie, zgodnie z rekomendacjami UOKiK), w końcu każdy chce zarabiać na swojej pracy. Problem pojawia się wtedy, gdy influencer co drugi dzień reklamuje inny produkt, a co za tym idzie namawia do nadkonsumpcjonizmu – wówczas zarobi więcej, ale w dłuższej perspektywie może też więcej stracić. Komuś, kto co chwila poleca co innego trudniej jest wzbudzić zaufanie odbiorców. A owe zaufanie jest dla działalności influencera kluczowe.

Czy zatem przestajemy ufać influencerom? To chyba przesadne stwierdzenie, jednak nie da się ukryć, że część z nich zaczyna działać na złość. Głównie ze względu na wszechobecne, nieprzemyślane współprace, które sprawiają, że ich instagramowy bądź tiktokowy feed zamienia się w tablicę reklamową, często pełną produktów, których jakość bądź sposób produkcji pozostawiają wiele do życzenia. Odbiorcy są coraz bardziej świadomi i chętnie zaufają wiarygodnemu twórcy, ale nie dadzą się już nabrać się na, określając kolokwialnie, wciskanie kitu.

Przesyt reklam i samych influencerów, których w internecie jest już bardzo wielu sprawiła, że w social mediach narodził się nowy, przeciwstawny trend. Deinfluencing to zjawisko, w którym twórcy nie namawiają do zakupów, a wręcz przeciwnie – do ograniczenia ich. Wskazują na produkty, których nie warto kupować i na co się nie nabrać.

Ludzie to pokochali, a filmy zgodne z trendem zdobywają ogromne zasięgi. Hashtag deinfluencing ma na samym Tik Toku już ponad 200 milionów wyświetleń!

Przeczytaj też: Swap clothing – metoda, która odświeży Twoją szafę za darmo

Deinfluencing – o co tu chodzi?

Spadek zaufania do influencerów zauważają nie tylko odbiorcy, ale i sami zainteresowani. Deinfluencing to świetne rozwiązanie i odpowiedź dla obu ze stron. Generuje zasięgi, jest wiarygodny i – w dłuższej perspektywie – może wywołać zmiany, które będą pozytywne nie tylko dla pojedynczych konsumentów, ale i środowiska.

Coraz częściej, również wśród polskich influencerów, możemy zauważyć mówienie o ograniczeniu zakupów czy wyborze ubrań i akcesoriów z drugiej ręki. Jedną z nich jest Klaudia Zając, twórczyni internetowa działająca pod nazwą “claudiazajqc”, która na Tik Toku zgromadziła już ponad 300 tysięcy obserwujących. Klaudia zdobyła popularność dzięki naturalności, ciekawemu podejściu do mody i oryginalnym stylizacjom, w których łączy ubrania z sieciówek bądź droższych marek ze zdobyczami z vintage shopów. Jak sama zauważa, nie jest jedyną, która pokochała łupy z drugiej ręki.

– Zdecydowanie widzę coraz więcej influencerów, którzy dzielą się swoimi vintage perełkami w mediach społecznościowych. Szczególnie Gen Z jest bardzo świadoma swoich wyborów i ich wpływu na środowisko. Bardzo się cieszę, że kupowanie w lumpeksach, vintage shopach czy sklepach online, które oferują rzeczy pre-owned stało się w ostatnich latach po prostu cool! Kiedy sama byłam nastolatką był to obciach, a teraz obciachem jest pójście na łatwiznę i kupowanie fast fashion – opowiada influencerka.

@claudiazajqc

♬ original sound – claudiazajqc

Ostatnio Klaudia na swoim tiktokowym profilu sama zamieściła film, w którym mówi bezpośrednio o deinfluencingu, udowadniając, że czasem warto kupić jedną porządną i być może droższą rzecz niż kupować masę tanich dodatków, które szybko mogą się znudzić bądź, ze względu nan słabszą jakość, po prostu zniszczyć.

– Dla mnie deinfluencing jest powiewem świeżości w social mediach i swoistym komunikatem “stop bezmyślnemu konsumpcjonizmowi” – tłumaczy. – Daje nam znak, żeby zatrzymać się i zapytać samych siebie, czy na pewno kolejny mikro trend jest nam niezbędny do życia – dodaje Klaudia.

To, co mnie jako odbiorcę ciekawi najbardziej to to, czy trend na “niekupowanie” ma w dzisiejszym świecie szansę pozostać z nami na dłużej. Z jednej strony rzeczywiście obserwujemy coraz większą świadomość ludzi odnośnie mody, z drugiej – ciesząca się nienajlepszą opinią sieciówka SHEIN była w roku 2022 najpopularniejszą marką.

– Myślę, że ten trend (deinfluencing – przyp.red.) lub jakaś jego forma zostaną z nami na dłużej, tym bardziej, że widać w social mediach, że idziemy w stronę świadomości konsumenckiej, odnawiania, naprawiania i przerabiania ubrań vintage, wybierania ekologicznych materiałów i kupowanie od marek, które praktykują modę zrównoważoną. Ogromne haule z Shein mają coraz mniej fanów na tikotku i oby tak dalej – podsumowuje Klaudia Zając.

Pułapka konsumpcjonizmu

Jak to wszystko wygląda z perspektywy psychologicznej? Jak zwraca uwagę Wiktoria Dróżka, socjolożka, psycholożka i psychoterapeutka, prowadząca gabinet Sztuka Psychoterapii, wszystko zaczyna się od pytania – “ile razy włożyłam tę sukienkę?”albo: “ile rzeczy mam w szafie, których nie założyłam ani razu?”.

– Konsumpcjonizm wciągnął w pułapkę pt. “dużo znaczy fajnie”, ale już trochę się tym zmęczyliśmy, bo kosztuje to naszą energię. Chaos ma zastąpić uporządkowanie, a to daje spokój. Również indywidualne podejście do konsumpcjonizmu buduje spokój wewnętrzny. Zmienia się sam konsument i zmienia się jego styl życia – mówi psycholożka. – Bardziej świadome marki proponują “mniej a lepiej”, czyli na przykład jeden sweter w sezonie, ale z czystej wełny. Postawienie na jedną rzecz, ale dobrą i taką, która podoba się na 100 proc – dodaje.

Wiktoria tłumaczy również, że z perspektywy psychologii finansów to zmiana w kierunku świadomości potrzeb i reagowaniu na nie. Jeśli jednak naprawdę chcemy być minimalistami, kwestii, nad którymi warto się zastanowić, jest więcej, np. ile realnie możemy wydać w danym miesiącu na ubrania albo czy musimy z czegoś zrezygnować, żeby kupić dany produkt.

– Ciekawe jest, to gdy marki proponują mniej ubrań, jeden krój, ale za to dobrze stworzony i w trzech klasycznych kolorach. To może powstrzymać nadmiarowość w nabywaniu, a człowiek w nadmiarze się gubi. Głód konsumpcyjny może nigdy nie zostać zaspokojony, jeśli cały czas szukamy czegoś nowego, bez docenienia tego, co mamy i bez wybierania dobrego produktu na dłużej – tłumaczy Wiktoria. – Dobrze, jeśli my sami stawiamy sobie granicę w nabywaniu nowych rzeczy, bo wtedy możemy to kontrolować i nie jesteśmy niewolnikami konsumpcjonizmu – podsumowuje.

Pozytywne zmiany czy psychologiczny trik?

Deinfluencing, o ile przyjmie się na dłużej, może prowadzić do pozytywnej zmiany w kwestii nawyków zakupowych i samego podejścia do produktów, na które wydajemy pieniądze. Część osób działających w marketingu twierdzi jednak, ze deinfluencing nie jest przeciwieństwem, a pochodną influencingu. Owszem twórcy namawiają do ograniczenia kupowania i do wyboru lepszych produktów, zniechęcają też do tych, które zostały w sieci wypromowane, a w rzeczywistości wcale się nie sprawdzają. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż COŚ polecają i wciąż dla niektórych marek będą pożądaną sprzedaż generować.

Kahlea Nicole Wade, zajmująca się m.n. współpracami marek, w rozmowie z Fox News Digital mówiła: “Myślę, że pierwotnie zaczęło się to bardzo niewinnie i ogólny punkt deinfluencingu był rodzajem mówienia ludziom, jakich produktów nie kupować, aby uniknąć nadmiernej konsumpcji i naprawdę zaoszczędzić pieniądze, ponieważ Tik Tok jest znany z tworzenia tych wirusowych filmów o trendowych produktach”. Kobieta dodała również, że jej zdaniem deinfluencing to forma influencingu.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Post udostępniony przez Emma | The Broke Generation (@the.brokegeneration)

Courtney Spritzer, współwłaścicielka agencji marketingowej Socialfly, powiedziała temu samemu portalowi, że deinfluencing gwarantuje nieco bardziej holistycznym spojrzenie na produkty i pomaga w bardziej świadomych decyzjach. Jednocześnie dodała, że jej firma przewiduje, że markom zapewni to większą sprzedaż niż klasyczne, pozytywne recenzje. Dodatkowo – same marki będą poniekąd zmuszone do utrzymywanie wysokich standardów.

Rzeczywiście deinfluencing może być nową formą influencingu i z pewnością pomoże w sprzedaży wielu markom. Patrząc jednak szerzej, nie da się zaprzeczyć temu, że w pewien sposób na pewno ograniczy konsumpcję i jeszcze bardziej przyczyni się do zwiększenia świadomości klientów. Od czegoś trzeba zacząć, a to wydaje się doskonałym startem.

Przeczytaj też: Marketing tak zły, że aż dobry. Czy antyreklama i afery w social mediach mogą działać na korzyść marki?

Zdjęcie główne: Unsplash

REKLAMA
REKLAMA
Tagi
REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES