Vanessa Friedman nie rozważała zostania dziennikarką (tym bardziej modową), jednak dziś jest jedną z najważniejszych osób w branży. Od wielu lat w “The New York Times” pełni funkcje fashion director i chief fashion critic. Jak wygląda jej praca? O tym opowiedziała Ismenie Dąbrowskiej w Nowym Jorku, w siedzibie jednego z najważniejszych amerykańskich dzienników.
Kim jest Vanessa Friedman?
Vanessa Friedman nie przypuszczała, że będzie zajmować się modą. Uniwersytet Princeton ukończyła z dyplomem z historii, następnie dostała się na staż do firmy prawniczej w Paryżu. Tam zaczęła jednak coraz bardziej wsiąkać w świat pisania i ostatecznie zdecydowała, że studia prawnicze mogą poczekać – może je zrobić zawsze. Za to w dziennikarstwie im szybciej wystartujesz, tym lepiej.
Zaczynała od pisania o kulturze i sztuce. Pracowała dla “Vanity Fair” i “The New Yorker”, a następnie dla amerykańskiego “Vogue’a”. To jednak przypadek, a może raczej szczęśliwa pomyłka, sprawił, że trafiła do świata mody. Jedna z redaktorek z londyńskiego “Financial Times” szukała nowych autorów. Widząc, że Friedman pracowała dla “Vogue'” uznała, że pewnie pisała tam o modzie i jest “fashion person”. Zleciła jej więc artykuł o butach. I tak się zaczęło.
W trakcie swojej wieloletniej kariery Vanessa Friedman związana była również z takimi tytułami, jak “InStyle UK”, “The Economist” i “Elle US”. Pracowała jako freelancerka, by przez następnych 11 lat na stałe związać się z “Financial Times” i zostać pierwszą w historii gazety fashion editor. Od 2014 roku jest fashion director i chief fashion critic w “The New York Times”, gdzie na łączonym stanowisku zastąpiła dwie ikony – Suzy Menkes i Cathy Horyn. Dziś sama jest jedną z najważniejszych osób branży, ale przede wszystkim jednym z najważniejszych głosów w dzisiejszym dyskursie modowym.
Przeczytaj również: Chcesz zostać dziennikarzem modowym? Oto 3 rzeczy, które musisz wiedzieć
Wywiad z dziennikarką “The New York Times”
Ismena Dąbrowska: Jak wygląda twój typowy dzień pracy?
Vanessa Friedman: Zwykle wstaję, sprawdzam swojego e-maila, przeglądam różne strony, czytam newslettery. Generalnie bardzo wcześnie wstaję. Zostało mi to jeszcze z czasów pracy dla “Financial Times”. Dziś budzę się wcześnie na wypadek, gdyby coś się wydarzyło, pojawił się jakiś news w Europie.
Wcześnie czyli?
Zwykle jest to piąta rano. Czasem jeśli rzeczywiście jest jakiś news, który powinniśmy opublikować, to siadam do pisania albo robię research. Zwykle nie piszę codziennie, ale raczej i tak przez większość dni tygodnia ukazuje się coś mojego – czy to newsletter [“Open Thread” – przyp.red.], kolumna, którą prowadzę [“Ask Vanessa” – przyp.red.], artykuł o branży mody albo jakaś recenzja. W mojej pracy zajmuję się zarówno tematami, które ludzie uznają za tradycyjną krytykę modową – jak właśnie recenzje pokazów czy relacje – ale też mniej tradycyjnymi, dotyczącymi tego, w jaki sposób wykorzystujemy ubiór do komunikacji, ale też jak robią to osoby publiczne, ludzie u władzy.
Wiele osób czyta “The New York Times” ze względu na informacje polityczne, biznesowe, opinie itp. Jakie więc jest podejście twoje i twojego zespołu do tworzenia treści o modzie w takim tytule?
To pytanie, które ciągle sobie zadajemy – w jaki sposób moda odnosi się do wszystkich innych rzeczy i co ktoś, kto przychodzi do NYT nie po modę, powinien o niej wiedzieć, by lepiej funkcjonować w swoim życiu? Właściwie to samo pytanie zadajesz sobie bez względu na to, o czym piszesz – czy jest to polityka, sport, jedzenie czy miejski system metra. Wszystko opiera się na tym, co twoi czytelnicy już wiedzą i co powinni wiedzieć oraz co sprawi, że ich dzień stanie się lepszy, a oni wzbogacą swoją wiedzę. Druga kwestia to to, czego wcale nie muszą wiedzieć, jakich historii wcale nie musisz publikować. Myślę, że naszym zadaniem w dużej mierze jest filtrowanie informacji i wyjaśnianie ich.
Jak w ogóle postrzegasz dzisiaj rolę mediów w branży mody?
Ponieważ jest coraz więcej szumu, hałasu, głosów, myślę, że potrzeba nam jeszcze więcej zaufanych źródeł, które przefiltrują lawinę informacji i pomogą nam się w tym wszystkim poruszać. Dlatego moim zdaniem media odgrywają tu bardzo znaczącą rolę. Największą presją, z jaką zmaga się większość dziennikarzy, to odnalezienie balansu w jednoczesnej walce z czasem i walce o jakość, dokładność, uczciwość. Chodzi o bycie odpowiedzialnym, jak tylko to możliwe: za opowiadane historie, za krytykę. Dlatego, jeśli napisanie czegoś potrwa trochę dłużej, to dla mnie jest to ważniejsze niż bycie pierwszym.
Trudno jest więc być krytykiem mody w erze mediów społecznościowych, gdzie każdy może również i ciebie oceniać?
Myślę, że skoro ja osądzam innych, oni też mają prawo mnie oceniać (śmiech). Ale szczerze mówiąc, naprawdę nie mogę na to narzekać. Czasami odzew jest może odrobinę agresywny, bywa niegrzeczny czy desperacki, ale staram się tego nie czytać.
Nie przypominam sobie jednak, żebyś dostała za swoją szczerą opinię zakaz wstępu na jakiś pokaz, tak jak np. Cathy Horyn na wydarzenia Yves Saint Laurent.
To prawda, nigdy nie zostałam “zbanowana”. Raczej do tej pory rozmawiałam z projektantami, którzy nie zgadzali się ze mną, ale chcieli zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej oceniłam ich pracę. I to jest dla mnie oczywiste, że skoro coś piszę, to powinnam być otwarta na dyskusje i wyjaśnienia, nawet jeśli kogoś krytykuję. Jednak tak długo, jak robię to uczciwie, jestem fair wobec siebie i innych, nie mogą mnie “zbanować”. Natomiast większość złości, która jest we mnie skierowana w mediach społecznościowych, pochodzi raczej od fanów Beyoncé czy Melanii Trump (śmiech), ma związek z polityką lub z gwiazdami popu.
Będąc przy temacie mediów społecznościowych – ty jesteś głównie aktywna na Twitterze, niekoniecznie na Instagramie w przeciwieństwie do niektórych twoich kolegów i koleżanek po fachu. Skąd ten wybór?
Instagram jest medium bardzo wizualnym, a ja nieszczególnie jestem wzrokowcem. Zdecydowanie bardziej jestem osobą operującą słowami i taki też jest Twitter. Nie używam go do prywatnych rzeczy, wyłącznie dzielę się tam newsami i wydaje mi się, że całkiem nieźle się to sprawdza. Próbowałam używać Facebooka, ale za dużo jest z nim pracy (śmiech).
Mam takie wrażenie, że teraz wręcz wymaga się od młodych i początkujących dziennikarzy, żeby byli aktywni. Zresztą wiele ofert pracy już na poziomie aplikacji prosi o podanie swoich profili w mediach społecznościowych.
Myślę, że chodzi głównie o znalezienie własnego głosu, a to w jaki sposób i gdzie to zrobisz, wciąż zależy od ciebie. Nie sądzę, że musi to być koniecznie na Instagramie, ale ponieważ jest to tam dosyć łatwe, może być kuszące, by od tego właśnie zacząć. Na pewno jest to też miejsce, w którym “spotyka” się wielu ludzi mody, więc jeśli chcesz zostać przez nich zauważona, to nie jest taki zły pomysł. Znam jednak wiele osób, które nie są ludźmi mediów społecznościowych, dlatego prowadzą bloga, piszą dla różnych mediów, rozwijają swój głos za pomocą newsletterów.
Czy w takim razie social media dużo zmieniły w twojej pracy?
Tak naprawdę to cyfryzacja życia zmieniła wszystko dramatycznie. Zobacz, wszystkie informacje są dostępne praktycznie wszędzie i przez cały czas, co już na zawsze zmieniło tempo cyklu newsów. Nie ma momentów przestoju, spowolnienia, co wpłynęło także na to, w jaki sposób komunikujemy się z naszymi odbiorcami. Zresztą zmieniło to także sposób, w jaki projektanci rozmawiają z konsumentami i jaki mają do nich dostęp. Możesz nieustannie wysyłać do ludzi wiadomości, gdziekolwiek się znajdujesz i gdziekolwiek oni są. Ja na przykład głównie do tego używam Instagrama, by być w kontakcie z innymi. I uważam, że to akurat jest świetne. Bardzo lubię słuchać swoich czytelników, o ile nie są zbyt niemili (śmiech). Poza tym cenię sobie to, że mogę wiedzieć, co dzieje się na świecie, ale przy tej ilości informacji czasem trzeba zwyczajnie wiedzieć, kiedy powiedzieć “nie” pewnym rzeczom.
Masz wrażenie, że social media wpłynęły jakoś pozytywnie na twoją pracę, czy raczej czujesz, że sprawiły iż tempo jest jeszcze szybsze?
Uważam, że kluczowe jest znalezienie w tym równowagi. Jeśli chodzi np. o pisanie recenzji z pokazu, to wolę się z tym przespać, niż pisać na bieżąco. Jednym może się to wydawać bardzo szybko, innym nie, bo są osoby, które piszą recenzje zaraz po pokazie. Ja jednak uważam, że lepiej dać sobie czas, przetrawić własne myśli i sprawdzić je rano, by mieć pewność, że nadal wierzę w to, co chcę napisać. Dla mnie to wystarczająco dużo czasu, co pozwala zachować mi balans między byciem stosunkowo szybkim w publikowaniu, ale nie tak szybkim, żebym nie miała poczucia, że nie poświęciłam temu wystarczająco dużo uwagi.
Czy był taki moment w twojej karierze, w którym zdałaś sobie sprawę, że jednak jest ktoś po tej drugiej stronie i że twoje słowa mają moc?
Nigdy nie chełpiłam się tym, ile moje słowa wywierają wpływu, ale myślę, że generalnie ich moc połączona jest z platformą, z którą jest się związanym. W moim przypadku to siła oddziaływania NYT, nie moja (śmiech). Jednak o tym, że rzeczywiście ktoś jest po drugiej stronie i moja praca ma na kogoś wpływ, przekonuję się za każdym razem, kiedy projektanci chcą rozmawiać o tym, co napisałam lub gdy czytelnicy wysyłają do mnie wiadomości, w których piszą, że czytali mój artykuł, że bardzo im się podobał, bo np. pozwolił im lepiej zrozumieć siebie, swoje własne wybory.
Moimi ulubionymi wiadomościami od czytelników są te, w których piszą, że nie przykładali żadnej uwagi do mody i nigdy nie pomyśleliby, że może być tak interesująca, a teraz czytają wszystko, co piszę w tym temacie! To cudowne, szczególnie, że dla mnie moda to narzędzie, z którego korzystają wszyscy, bez względu na to, jak bardzo świadomie – lub nie – to robią. Więc im lepiej potrafimy zrozumieć, w jaki sposób jej używamy i jak używają jej inni ludzie – by np. manipulować naszymi opiniami o nich – tym lepiej jesteśmy przystosowani do angażowania się w życie, bycie aktywnymi w społeczeństwie. Moim celem jest pisanie tak, by pomoc czytelnikom zrozumieć, w jaki sposób używamy tej uniwersalnej formy komunikacji, którą jest moda.
Bardzo lubię twój newsletter, który pisany jest z przymrużeniem oka. Czuć luz w sposobie, w jaki komunikujesz się ze swoimi czytelnikami. Doceniam, że starasz się dawać im odrobinę radości z mody. Szczególnie, że ostatnio – mam wrażenie – jako branża traktujemy modę aż nazbyt serio, jak operację na otwartym sercu, a przecież wokół dzieją się ważniejsze rzeczy.
Generalnie bardzo tęsknię za czasami blogów – uwielbiałam je robić, ponieważ sam sposób pisania był bardziej na luzie. Teraz newsletter czy moja kolumna dają mi szansę, by trochę spuścić z tonu. Ale ponieważ NYT ma swoje zasady dotyczące pisania, których powinnam trzymać się w swojej codziennej pracy, nadal muszę pisać na pan/pani (śmiech). Natomiast naprawdę lubię otrzymywać wszystkie te pytania od czytelników, jak się ubrać. Czasem, kiedy publikuję odpowiedzi, wysyłają mi zdjęcia, dzielą się swoimi historiami o nich samych oraz o ubraniach, które mają na sobie. To naprawdę słodkie i bardzo to doceniam, bo to oznacza, że było to coś osobistego, ważnego dla nich.
Patrząc różne drobne zmiany, które dzieją się w branży, mam wrażenie, że powoli odchodzimy od postrzegania mody, jako coś elitarnego. Czy branża przestanie być bańką dla osób uprzywilejowanych? Jak to widzisz?
Moda jest czymś niezwykle uniwersalnym, podobnie jak jedzenie czy schronienie. Wszyscy o tym myślimy: co wkładamy w swoje ciało, co na nie nakładamy i co mamy nad głową. Znaczenie ma tu miejsce, ogólny kontekst czy polityka, dlatego uczciwie jest próbować rozmawiać na te tematy, jak najszerzej jest to możliwe. Wciąż jednak moda pod pewnymi postaciami będzie kosztować więcej i nie będzie dla wszystkich dostępna, co też jest w porządku. Istotne jest to, jak znaleźć w tym równowagę? Trudno jest zadowalać wszystkich bez przerwy – mierzę się z tym za każdym razem przygotowując np. newsletter czy Q&A. Przeciętny czytelnik “The New York Times” nie ma za dużo pieniędzy. Mamy 10 milionów odbiorców i większość z nich, to nie ten najbogatszy procent, więc jeśli polecasz jakiekolwiek ubrania, musisz być na to wyczulona. Jakie mają budżety domowe? Jakie są ich priorytety? To oczywiste, że ważniejsze jest, żeby mieć co włożyć do garnka i posłać dziecko do szkoły, niż kupić fajny sweter.
Z drugiej strony ciągle myślę o tym, w jakim momencie właśnie jesteśmy, kiedy tak ważna jest kwestia zmian klimatu. Dlatego polecanie niedrogiej mody z sieciówek też nie jest dobre. Zwykle, jeśli coś jest tanie, to dlatego, że powstało przez wykorzystanie czyjejś pracy, jest źle zrobione itd. Tak więc znalezienie balansu między tymi kwestiami jest szalenie trudne i nie zawsze jesteś w stanie dogodzić wszystkim, choć bardzo byś chciała.
Jak więc jest z tą odpowiedzialnością mediów w branży, jeśli chodzi o kwestie ekologii, fast fashion, różnorodności itp.? Widzisz jakieś zmiany?
Myślę, że media całkiem nieźle radzą sobie z tym tematem, ciągle go przypominając. Prawda jest jednak taka, że jeśli coś relacjonujesz, to możesz pisać tylko o tym, co zostało już zrobione, jeśli nie – nie masz tematu. Natomiast, jeśli chodzi o różnorodność modelek, to tutaj widać znaczącą zmianę w pokazach, kampaniach, magazynach. Myślę, że w końcu zakończyliśmy ten etap, kiedy wszyscy działali na zasadzie “ojej, musimy być bardziej różnorodni w tym sezonie!”, a później wracali do starych przyzwyczajeń. To jednak, czego brakuje, to różnorodność na wysokich stanowiskach, wśród osób, które podejmują kluczowe decyzje – czy to w mediach, czy w markach. Dlatego zmiany zajmują tyle czasu. Tak więc to, co wymaga pracy to niekoniecznie okładki, a ta część biznesu, ci ludzie, których na co dzień raczej nie widzisz.
Co w takim razie jest największym wyzwaniem w twoim zawodzie?
Obecnie jednym z największych wyzwań w mediach modowych jest zrozumienie i znalezienie sposobu na to, jak opowiadać o modzie i kryzysie klimatycznym. To duży problem, ponieważ zasadniczo jest to temat, który nie jest chwytliwy. Słowa o chemikaliach, włóknach, odpadach, fabrykach czy taniej sile roboczej niestety nie są zbyt ekscytujące dla większości ludzi. Jako dziennikarka myślę o tej kwestii bardzo dużo. Jak opowiadać o tym niezwykle ważnym temacie, by przykuć uwagę czytelników, pobudzić ich wyobraźnię i sprawić, że zrozumieją, jak ich codzienne wybory wpływają na marki, klimat oraz na ich własne życia? Myślę, że to jest obecnie największe wyzwanie dla dziennikarstwa.
Masz jakieś rady dla młodych i początkujących dziennikarzy, którzy chcą pracować w modzie?
To, co zawsze polecam i co jest niezwykle ważne, to przede wszystkim: naucz się wielu rzeczy, które nie są modą. Dowiedz się wszystkiego innego, bądź ciekawa innych dziedzin. Postaraj się wypracować swój własny głos. Jeśli natomiast próbujesz zainteresować kogoś swoim pomysłem i wysyłasz propozycje artykułów, to pomyśl o tym, z czym siadasz do stołu, co wniesiesz swoją obecnością. Ważne, żeby było to coś wyjątkowego – tematy, które ty rozumiesz, a nie rozumieją ich ludzie, do których dzwonisz czy wysyłasz e-maila. Przykładowo, nie potrzebuję pomysłu, że ktoś napisze o nowym projektancie Diora. Sama jestem w stanie na to wpaść (śmiech). Ale jest ogrom rzeczy, których wiem, że nie rozumiem – chociażby to, czym interesują się różne pokolenia czy kraje. Pokaż mi to, powiedz mi coś, czego nie wiem.
A jak oceniasz obecną sytuację amerykańskiej mody? Czy jest szansa, że znów będzie mieć swój złoty okres?
Prawdopodobnie dla większości ludzi złotym okresem amerykańskiej mody były lata 90. z Donną Karan, Ralphem Laurenem, Calvinem Kleinem oraz Tomem Fordem itd. Według mnie amerykańska moda żyje cyklami. Co jest w tym niezwykle ciekawe – a zarazem co jest ogromnym wyzwaniem – to fakt, że Stany, jeśli chodzi o modę, nie są krajem z obsesją przeszłości. W żaden sposób nie próbuje się tu chronić marek, tak jak we Francji czy Włoszech. Donna Karan została zamknięta, ponieważ Donna Karan odeszła, Geoffrey Beene już nie istnieje itp. Takie zmiany mogą prowadzić do okresów dezorientacji i zamieszania, ale robią miejsce świeżym pomysłom i całkowicie nowej generacji projektantów.
Dziś w Nowym Jorku jest wiele ekscytujących i świetnych ludzi, jak chociażby Telfar Clemens, Kerby Jean-Raymond czy Collina Strada. Czuję, że jest jeszcze masa innych rzeczy, które buzują tutaj pod powierzchnią. Może nie jest to uporządkowane czy zorganizowane, jak w przypadku innych tygodni mody, ale przez to staje się to nawet bardziej interesujące.
Przeczytaj również: Czy wydawanie magazynu drukowanego ma dziś sens?