Już 15 listopada wraz z Otwartymi Klatkami obchodzić będziemy Dzień bez Futra. Dosyć wcześnie, bo faktycznie to międzynarodowe święto dzieje się dopiero tydzień później, warto jednak pamiętać, że każda kolejna data to kolejne cierpienia dla zwierząt. Postanowiliśmy przyjrzeć się z bliska przemysłowi futrzarskiemu – dlaczego coraz więcej firm rezygnuje? Czy w Polsce możliwe jest wprowadzenie zakazu hodowli psowatych na futro? Dlaczego mimo znacznego poparcia dla tej inicjatywy wciąż stoimy w miejscu?
Dziś w Polsce, według danych Otwartych Klatek, aż 66% Polaków i Polek sprzeciwia się hodowli lisów na futro. Jednocześnie warto mieć świadomość, że jesteśmy trzecim producentem skór norek na świecie, tuż po Danii i Holandii, oraz że zatrudniamy do produkcji prawie 50 tysięcy ludzi. Według raportu Cena Futra w 2010 roku na terenie Polski w skali europejskiej wyprodukowano 12,7% skór z norek oraz 14,4% skór z lisów. Obecnie na terenie naszego kraju znajduje się aż 611 ferm futrzarskich, z czego aż 129 w województwie wielkopolskim. To dużo. To rozgraniczenie między tym, czego domagają się mieszkańcy, a co wciąż jest praktykowane wydaje się bardzo nietypowe: dziś ponad 70 polskich miejscowości protestowało przeciwko fermom, wciąż jednak futrzarski interes kwitnie.
Kiedy z zeszłym roku prezydent Andrzej Duda otrzymał list otwarty od organizacji zajmujących się obroną zwierząt, serca wszystkich popierających zamknięcie ferm na chwilę zamarły. To przekazanie listu nie było przypadkowe, bowiem jeszcze w Europarlamencie prezydent działał w grupie zajmującej się ochroną zwierząt, a jego kampania zdecydowanie kontrastowała z myśliwską pasją Bronisława Komorowskiego. Co więcej Andrzej Duda pozował nawet do zdjęć z fretką i zapewniał, że zamieszka ona w pałacu prezydenckim. Niestety wraz z upływem czasu nadzieja na poprawę sytuacji nikła. Kancelaria wyraźnie ogłosiła, że prezydent nie składał deklaracji dotyczących podjęcia prac legislacyjnych związanych z likwidacją ferm futrzarskich lub zakazem hodowli zwierząt futerkowych. Sprawa ucichła.
Dziś ponownie rozbrzmiewa dyskusja na temat futer. Jednym z większych i głośniejszych wydarzeń w tym roku było oświadczenie Armaniego o całkowitym zrezygnowaniu z futer naturalnych (Pisaliśmy o tym TUTAJ). Giorgio Armani zaręczał, że ta decyzja oznacza duży krok naprzód i pokazuje tym samym troskę o ochronę zwierząt i środowisko. Dodał także: postęp technologiczny, jaki dokonał się przez ostatnie lata, pozwala nam dziś wykorzystywać alternatywne materiały, dzięki którym stosowanie okrutnych praktyk wobec zwierząt staje się zupełnie zbędne. Liczba firm nieużywających futer stopniowo się zwiększa, od znanych sieciówek, takich jak H&M, ZARA, czy Topshop, po polskie – Sinsay, House czy Reserved. Te ostatnie, wraz z resztą sklepów LPP, dołączyły do kampanii Sklepy Wolne od Futer (Fur Free Retailer) stosunkowo niedawno, bo we wrześniu tego roku (Pisaliśmy o tym TUTAJ). I choć przez dłuższy czas nazywano to wydarzenie chwytem marketingowym i greenwashingiem, z powodu występowania futer jedynie w jednym z sześciu zgłaszających się sklepów – MOHITO – ten nietypowy ruch koncernu LPP z pewnością dał do myślenia wielu polskim przedsiębiorcom. Szczególnie, że do kampanii mogą dołączyć sklepy, które nigdy nie sprzedawały wyrobów futrzarskich, wciąż jednak dając symboliczny akt poparcia Fur Free Retailer.
Otwarte Klatki piszą na swojej stronie, że ostatnie badania opinii publicznej w Polsce, we Włoszech i w Skandynawii pokazują wyraźny spadek zainteresowania futrami wśród kobiet. Aż 70% badanych kandydatek jest przeciwko fermom futrzarskim, a także przeciw widzeniu futer w kolekcjach sklepowych. To jednak wciąż nie powstrzymuje producentów, którzy robią co mogą, byśmy nie przestawali kojarzyć odzieży odzwierzęcej z luksusem i splendorem, jednocześnie zapominając o brutalnych etapach pozyskiwania surowca. Futra coraz częściej farbowane są na różne, nietypowe kolory, a także umieszczane w dodatkach i małych elementach odzieży, takich jak kaptur, kołnierz czy mankiety. Wszystko po to, by nieświadomego klienta namówić do kupna i wspierania tej okrutnej gałęzi przemysłu. Zastój w handlu powoduje ogromne straty – na początku 1988 r. niemal 20% z ponad 34 mln skór norek sprzed dwóch lat nie zostało sprzedane. Skóry i futra, które nie osiągną ceny minimalnej po prostu się niszczy, by nie zaniżać cen na odzież odzwierzęcą w następnym roku, a także dlatego, że przetrzymywanie tych artykułów jest nieopłacalne finansowo.
Powoli zaczyna do nas docierać ogrom i okrucieństwo tego biznesu. W Szwajcarii w ostatnich latach sprzedaż futer spadła aż o 75%, a w Holandii nawet o 90%. Nawet w Kanadzie, gdzie rząd silnie wspiera handel futrami, 32% ludzi opowiedziało się za ochroną zwierząt futerkowych. Antyfutrzarscy aktywiści imają się czego mogą, by nie zapominano o stopniu ważności tego zagadnienia i jak widać – przynosi to bardzo dobre efekty. Jak będzie u nas? Przyjdźcie pod sejm już 15 listopada i podpiszcie petycję, a przekonacie się sami.
Autor: Joanna Porayska