REKLAMA

Monika Smolicz, CEO Rebel Models: „Nasza branża jest bardzo nieuregulowana i marzę o tym, by to się zmieniło”

REKLAMA
REKLAMA

Znajomość branży, odpowiednie planowanie działań, umiejętność sprzedaży wykreowanych pomysłów – to tylko kilka atrybutów, które powinniśmy posiadać, chcąc osiągnąć biznesowy sukces. Właścicielce agencji Rebel Models ich nie brakuje. Od ponad 15 lat Monika Smolicz steruje prężnie działającym projektem, który pomaga otwierać drzwi międzynarodowych karier przed najlepszymi modelami i modelkami z Polski.

Autor: Paweł Makosz

Paweł Makosz, FashionBiznes.pl: W historii prowadzonej przez Panią agencji znajdziemy wiele sukcesów. Nie byłoby ich, gdyby nie solidna baza od lat utrzymująca spółkę na powierzchni. Na czym zarabiają agencje modelek?

Monika Smolicz, CEO Rebel Models: Głównym źródłem przychodu agencji modelek są prowizje pobierane za pośredniczenie między klientem a modelem. Na całym świecie działa to w ten sam sposób. Modele płacą nam za ogólny managing – przygotowanie ich portfolio, udzielenie wskazówek wizerunkowych, prezentacje klientom w Polsce oraz agencjom zagranicznym.

Prowizja od klienta jest natomiast zapłatą za obsługę zlecenia, w ramach którego proponujemy spektrum modeli, gwarantując, że ci wybrani przez markę dotrą na sesję i wywiążą się z powierzonych zadań. Po naszej stronie znajduje się także przygotowanie odpowiedniej umowy, rozliczenie i dopilnowanie płatności.

Przed otworzeniem agencji, przez wiele lat uczyła się Pani tej branży. W którym momencie pojawiła się w Monice Smolicz myśl, by stać się CEO własnego projektu?

To wyszło bardzo naturalnie. W moich czasach większość osób, które rozpoczęły pracę w branży, płynnie w niej pozostawało. Jestem z pokolenia tworzącego ten biznes w Polsce. Kiedyś na rynku działały dwie, może trzy agencje modelek. To otwierało całe spektrum możliwości, ponieważ rynek nie był obsadzony. I ja również po zakończeniu kariery modelki postanowiłam znaleźć tu odpowiednie miejsce dla siebie.

Zaczęłam od współtworzenia agencji reprezentującej fotografów, makijażystów i fryzjerów. Między innymi ode mnie wyszli Tomasz Kocewiak, Robert Kupisz, czy Anna Męczyńska. Na ten projekt prawdopodobnie było zbyt wcześnie. Klienci w Polsce nie rozumieli, że można zadzwonić do jednej osoby, by mieć wgląd w kalendarz dziesięciu specjalistów.

Krokiem postawionym we właściwej chwili okazało się otworzenie agencji modelek i modeli. Na ten ruch zdecydowałam się w 2004 roku. Zanim jednak uruchomiłam Rebel Models cenne doświadczenie zbierałam jako „booker new face” w Next Models w Paryżu, organizowałam także konkurs Elite Model Look w Polsce. W pewnym momencie stworzenie własnej agencji modelek stało się dla mnie oczywistością.

Doświadczenie zaprocentowało. W 2021 roku zysk spółki Rebel Models był ponad dwukrotnie wyższy niż ten odnotowany w przedpandemicznym 2019 roku. Czy w tym czasie wprowadziliście jakieś znaczące zmiany usprawniające pracę agencji?

Wydaje mi się, że nie, choć w czasie pandemii na pewno bardzo rozwinęliśmy nasze metody internetowego bookowania modelek oraz usprawniliśmy komunikację z klientem. Nasz sektor jest bardzo zmienny. Biznes faluje, trudno przewidzieć, jakie będą tendencje w kolejnym sezonie, a to ma wpływ na wyniki. W związku z tym agencje wybierają różne ścieżki prowadzenia działalności. Są takie stawiające bardziej na influencerów niż na modeling. Ja idę tradycyjną drogą, choć wielu moich modeli w rezultacie swoich karier stało się influencerami.

Warte podkreślenia jest, że w osiąganiu coraz lepszych efektów pracy pomagają mi świetni bookerzy, którzy doskonale sprawdzili się, chociażby w czasie kryzysu pandemicznego. Niemniej jednak zawsze trzeba obserwować rynek i odpowiednio reagować.

Zastanawiam się również nad Waszymi kosztami. Co je generuje?

Niewątpliwie kosztem najbardziej obciążającym portfel każdej z agencji jest inwestowanie w modeli. W ich wizerunek, rozwój. Oczywiście są agencje, które chcąc jak najwięcej zaoszczędzić, nie robią tego. Myślę jednak, że w perspektywie długofalowej nie przynosi to im pożądanych korzyści. Dobrym przykładem jest aktualny trend. Wielkie marki chcą współpracować z modelkami ciemnoskórymi lub Azjatkami. To nie jest typ urody Polek. Nie oznacza to jednak, że przestajemy inwestować w nasze modelki. Trendy dość szybko zmieniają się i wiemy, że za chwilę wschodnioeuropejska uroda powróci do łask.

Oczywiście nie zawsze lokowane pieniądze procentują. Należy pamiętać, że nigdy nie posiadamy stuprocentowej pewności, czy uda się zacząć zarabiać na współpracy z daną osobą. Tym bardziej, że w tej branży umowy podpisujemy z bardzo młodymi osobami. Często uczącymi się. Niebędącymi w stu procentach do naszej dyspozycji. Nierzadko niemającymi świadomości, że modeling to nie zabawa, a praca.

Koronakryzys dał się we znaki każdemu. Wydaje się jednak, że wy poradziliście sobie z nim dobrze. Tylko na początku pandemii korzystaliście z rządowej pomocy rekompensującej negatywne konsekwencje ekonomiczne związane z COVID-19. Dodatkowo Wasz zysk wypracowany w 2020 roku przebił kwotę, o którą wzbogaciliście się w roku 2019. Co było Waszą siłą w tamtym okresie?

Tak, jedynie przez trzy miesiące korzystaliśmy z dopłat do pensji pracowników. Priorytetem było pozostawienie kadry w nienaruszonym stanie. I to się udało, mimo że lata 2019 i 2020 były trudne. Wiele rynków przynoszących nam zyski było zamkniętych.

Niewątpliwie to, co nam pomogło przetrwać bez większych strat to bardzo mocna pozycja na rynku polskim, który wrócił do pracy bardzo szybko. Moi bookerzy jeszcze przed pandemią stworzyli duże zaplecze rodzimych klientów, i to zaprocentowało w czasach, kiedy nie można było wysyłać modelek do pracy za granicę.

W Polsce prawdziwy lockdown, kiedy nie mogliśmy organizować żadnych sesji zdjęciowych, trwał tylko trzy miesiące. Na zachodzie sytuacja była trudniejsza. Moi przyjaciele będący właścicielami agencji w Paryżu i Mediolanie opowiadali, że na ich podwórku przestój trwał pół roku. W tym czasie stracili oni mnóstwo pieniędzy, chociażby z tytułu zamknięcia fashion weeków.

Powoli zbliżacie się do dwudziestolecia działalności. W tym czasie wychowała Pani wiele światowych gwiazd – między innymi Martę Dyks. O czym marzy właścicielka Rebel Models, patrząc w przyszłość?

Marzę o tym, aby klienci płacili na czas (śmiech). Marzę, aby ktoś pomyślał, jak zabezpieczyć terminowość rozliczeń w sektorze usług, żebyśmy na przykład nie musieli kredytować VAT-u. Nasza branża jest bardzo nieuregulowana i marzę o tym, by to się zmieniło.

W wielu krajach leżących w Europie, chcąc otworzyć agencję modelek niezbędne jest posiadanie odpowiedniej licencji. Przed laty w Polsce pojawił się pomysł, by uporządkować zasady współpracy pomiędzy rodzimymi agencjami. Zgodnie z jego założeniem powstać miało zrzeszające nas stowarzyszenie. Coś podobnego funkcjonuje we Włoszech i Francji. Dzięki takiej organizacji wszyscy jej członkowie mieliby jasno określone zasady działania, także w przypadkach pojawienia się nie zawsze zdrowej rywalizacji. Przy obecnych przepisach trudno jest wygrać proces dotyczący czynu nieuczciwej konkurencji.

Niestety pomysł upadł. Marzę więc o jasnych zasadach współpracy między podmiotami działającymi w sektorze mody. Chciałabym, abyśmy wszyscy wypełniali swoje obowiązki w duchu fair play.

Biznes z potencjałem

Branża mody generuje około 2 proc. światowego PKB. Zgodnie z analizą opublikowaną przez Fashion United, zeszłoroczna wartość tej branży mogła wynieść nawet 3 bln USD. Wielkie pieniądze nie omijają spółek pośredniczących między klientem a modelem. Szacowany roczny przychód z tytułu działalności agencji Ford wynosi 461 mln USD. W przypadku założonej w 1972 roku Elite jest to 666 mln USD. Warto zauważyć, że obie spółki przez lata urosły do rozmiarów dużych korporacji, zatrudniających ponad 1,5 tys. pracowników z całego świata.

Jak na tym tle wypadają agencje z Polski? Większość nie zbliża się do rocznych przychodów na poziomie 1 mln USD. Można więc uznać, że w tym zestawieniu bardzo blado. Weźmy jednak pod uwagę wielkość naszego rynku oraz znacznie krótszy czas ich działalności. W Polsce pierwsza agencja modelek powstała w latach 90. ubiegłego stulecia. Eileen Cecile Ford giganta z Nowego Jorku otworzyła zaledwie rok po zakończeniu drugiej wojny światowej.

Zdjęcie główne: Monika Smolicz, fot. Maciej Nowak

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES