Jak dotrzeć na biznesowy szczyt w czasach, gdy udział kobiet w zarządach firm spada? Czy czeka nas kryzys konsumpcjonizmu? I jaką rolę w dzisiejszej rzeczywistości pełni marka modowa? Z Magdaleną Dąbrowską, członkiem zarządu Answear.com S.A. rozmawia Alicja Szewczyk.
Temat zbyt małej liczby kobiet w zarządach firm często pojawia się w mediach. Aż 80 proc. stanowisk prezesów i 75 proc. stanowisk członków zarządu zajmują mężczyźni, mimo że, wg danych GUS, udział kobiet w polskim rynku pracy wynosi ponad 40 proc. To zastanawiające także w kontekście branży modowej, która nie tylko jest bardzo sfeminizowana, ale także tworzy produkty, które w większości nabywają kobiety. Ty dotarłaś do najwyższego szczebla kariery – od prawie trzech lat jesteś w zarządzie Answear.com. Gdzie dostrzegasz problem, który uniemożliwia nam, kobietom, wspięcie się na szczyt?
Moim zdaniem problem jest złożony i dotyczy kilku płaszczyzn. Przede wszystkim kulturowo i historycznie kobiety są ofiarami tradycji, która to mężczyzn stawiała na wysokich stanowiskach. Pamiętajmy, że w Polsce dopiero w 1918 roku, czyli nieco ponad 100 lat temu, kobiety nabyły prawa wyborcze. Historia jest więc zbyt krótka, a tradycja zbyt silna, choć gdy patrzę na świat biznesu w szerszym niż tylko modowym kontekście, to widzę, że jest zdecydowanie lepiej niż 20 lat temu i kobieta na stanowisku zarządzającym nikogo już nie dziwi. Kobiety nadal jednak mają problem z wiarą w siebie. Pomimo, że wiedzą, kompetencjami i doświadczeniem dorównują mężczyznom uważają, że nie są wystarczająco dobre. Moim zdaniem kobiety powinny pracować nad pewnością siebie i poczuciem własnej wartości, ale żeby zbudować je od wewnątrz, potrzeba wsparcia z zewnątrz, czyli szeroko pojętego środowiska – od życiowego partnera zaczynając. Kolejna kwestia to postrzeganie kobiet w firmach i tutaj ważna jest rola prezesów spółek, którzy powinni spojrzeć na kobiety jak na pracownika posiadającego określone kompetencje, doświadczenie i potencjał. Powinni widzieć w kobietach siłę, bo badania potwierdzają, że spółki, które w zarządach mają kobiety, osiągają lepsze wyniki finansowe.
Z czego to wynika?
Prawdopodobnie z tego, że kobiety mają inne spojrzenie na wiele kwestii, są bardziej empatyczne, a często też bardziej relacyjne. Odważnie podejmują czasem naprawdę trudne decyzje, ale te decyzje wcześniej dobrze przemyślały, a wręcz skalkulowały w oparciu o liczby i fakty. Dzięki temu potrafią przekonać prezesów lub swoich kolegów z zarządu do pomysłów, które zwykle okazują się sukcesem.
Jakie umiejętności, cechy charakteru albo konkretne decyzje Tobie pomogły w karierze?
Dla mojego rozwoju zawodowego ważny był jeden czynnik – odwaga. Od dzieciństwa byłam bardzo odważna i nie miałam problemu z komunikacją, nawet z komunikowaniem rzeczy trudnych. Na początku mojej kariery ta odwaga trochę graniczyła z bezczelnością. Gdy z czasem moi współpracownicy zaczęli wyraźnie komunikować, że im to przeszkadza, zaczęłam się nad tym mocno zastanawiać. Przepracowałam to i bardzo szybko przekonałam się, że można postępować równie odważnie, ale mniej ofensywnie i osiągnąć to samo, a nawet więcej. Myślę jednak, że ten tupet był mi na początku potrzebny. Dzięki ludziom, którzy się nie boją i często, nieświadomi problemów a także konsekwencji, podejmują się trudnych projektów albo wchodzą w nowe role, świat idzie do przodu. Ja bardzo lubię wyzwania. Im jest trudniej, im wyższe są oczekiwania, tym bardziej mnie to kręci i wierzę, że dam radę – oczywiście po skalkulowaniu czy jestem w stanie doprowadzić projekt do finału. Nie lubię się poddawać, a gdy napotykam trudności, nie wycofuję się, tylko szukam przyczyn niepowodzenia i staram się bardzo szybko to przekuć w rozwiązanie, które pchnie projekt do przodu. A jeśli chodzi o odważne decyzje to na samym początku mojej kariery pojawiła się możliwość pracy w marce Orsay, ale wiązało się to z przeprowadzką na ponad rok do Niemiec, żeby uczyć się zawodu product managera. Autonomicznie, nie konsultując tego z ówczesnym narzeczonym a dzisiejszym mężem, podjęłam decyzję na „tak”. Stwierdziłam, że wyjazd za granicę, praca w międzynarodowej firmie i bycie pionierem na stanowisku, którego jeszcze w Polsce nie było, jest dla mnie ogromną szansą. Wyjechałam i wydaje mi się, że to była najlepsza decyzja. Wyszkoliłam się, poznałam kulturę międzynarodowej organizacji i wróciłam do Polski, żeby tworzyć dział zakupów. To mocno mnie ukierunkowało. Po tym doświadczeniu wiedziałam, że chcę robić już tylko ciekawe rzeczy.
Zetknęłaś się na swojej drodze zawodowej z tym słynnym szklanym sufitem?
Mój pierwszy prezes, z pochodzenia Niemiec, powiedział mi kiedyś: „Uważam, że kobiety zawsze pracują genialnie i można na nich polegać. Mogą zajść w ciążę, może ich nie być kilka miesięcy w pracy, wracają i dalej są równie efektywne i równie skuteczne jak wcześniej.” Pomyślałam wtedy: „Mądry facet!”. W każdej firmie miałam szefa-mężczyznę: mądrego, inspirującego, ale też dającego szansę na rozwój. Dzięki nim wszędzie, gdzie pracowałam mocno rozwinęłam skrzydła. Z perspektywy czasu widzę, że miałam też dobrą intuicję jeśli chodzi o wybór organizacji, a firmy wybierałam biorąc pod uwagę wartości, którymi kierował się dany szef czy prezes. Simon Sinek [mówca motywacyjny i autor książek o leadershipie – przyp.] powiedział dwie ważne rzeczy: „Together is better” i że światła wystarczy dla wszystkich. Cały czas mam z tyłu głowy, że światła jest wystarczająco dużo, żebyśmy wszyscy byli oświetleni. Wartość firmy tworzy się nie dlatego, że ja jestem alfa i omegą tylko wtedy, gdy dostrzegę, że ktoś inny może wnieść do zespołu coś wartościowego. Współpraca jest dla mnie niesamowicie ważna. Jeśli otwieramy się na nią, otwieramy się na rozwój. Na jednym ze szkoleń z leadershipu zrozumiałam, że mogę wiedzieć wszystko albo może mi się wydawać, że wiem wszystko, ale bez mojego zespołu nic nie zrobię. Jeśli moi ludzie nie będą się rozwijać, to firma nie będzie się rozwijać, dlatego jestem szczęśliwa, gdy moi ludzie awansują. Czuję wtedy, że wypełniłam jakąś misję.
Jak odnajdujesz się w tym zdominowanym przez mężczyzn środowisku biznesowym?
Nie widzę różnicy, a mówiąc precyzyjniej – nie odczuwam jej. Dla mnie praca z ludźmi to zawsze wymiana pomysłów, ale też umiejętność przekonywania do różnych rozwiązań, co z kolei jest kwestią merytorycznej dyskusji. Kiedy przyszłam do pracy do OTCF, czyli właściciela m.in. marki 4F, w zarządzie byli sami mężczyźni i musiałam się po prostu do nich dostosować. Najtrudniejsze na początku było przekonanie ich do moich pomysłów. Od chwili, kiedy zobaczyli, że te pomysły działają, mocno wpływają na wyniki i widać efekty, było dużo prościej. W Answear.com praca z mężczyznami jest czystą przyjemnością, dlatego w ogóle nie odczuwam, że jestem kobietą w męskim świecie. Jesteśmy partnerami, którzy rozmawiają na tym samym poziomie, używając biznesowych argumentów.
Wspomniałaś, że lubisz wyzwania. Co w Answear.com było dla Ciebie wyzwaniem?
Kiedy przyszłam do Answear.com, bardzo dobrze znałam rynek mody, ale nie za bardzo znałam się na e-commerce, który rządzi się innymi prawami niż retail. Już samo poznanie tych procesów było wyzwaniem, choć dużo trudniejsze było poprawienie rentowności firmy. Ale właśnie to lubię: jeśli trzeba coś zmienić, to ja chętnie sobie wszystko przeanalizuję, zrobię plan i będę działać. Oczywiście, poprawa rentowności nie jest wyłącznie moja zasługą, ale całego zespołu Answear.com.
Answear.com jest firmą bardzo pro-kobiecą i pro-ekologiczną, co widać po kampaniach, sposobie komunikacji i współpracach, które podejmujecie m.in. z Fundacją Unaweza Martyny Wojciechowskiej. Branża mody, jak każda, nastawiona jest na sprzedaż. Z jednej strony jest więc na szali zysk, z drugiej misja, by jednak uczynić ten świat odrobinę lepszym. Jak Answear.com znajduje ten złoty środek?
To w dzisiejszych czasach ogromne wyzwanie dla całej branży mody. Planeta potrzebuje naszych działań pro-środowiskowych, a z drugiej strony mamy KPI, parametry finansowe i założenia, które musimy realizować. Wszystkie marki zdecydowanie większą wagę przywiązują do sposobu w jaki pozyskiwane i produkowane są materiały i co możemy z tym później zrobić. Bardzo podoba mi się myślenie, że odzież nie powinna być na jeden czy dwa sezony, tylko na lata. Marki stawiają na lepsze materiały, dzięki temu ubrania służą nam dłużej. Takie jest również założenie naszej marki Answear.LAB, a ja sama tak tworzę swoją szafę, że dorzucam to, co pasuje do reszty i przetrwa co najmniej kilka lat.
Uważasz, że kończy się konsumpcjonizm w modzie?
Zauważ, że już nie mamy takich trendów, jak kiedyś. Nikt nie ogłasza: „W tym roku jest modny róż”. Jeśli zastanowimy się jakie kolory są teraz modne, to można powiedzieć, że niektóre są bardziej wyraziste i widoczne, ale tak naprawdę można nosić wszystko i nikt nie ma z tym problemu. Kiedyś, gdy modne były rurki a ktoś założył dzwony, to wszyscy się śmiali. Teraz jeden nosi rurki, drugi dzwony, a trzeci dresy i wszystko jest akceptowalne. Moda staje się uniwersalna, dzięki czemu nie trzeba co sezon wymieniać całej szafy. Jestem przekonana, że część marek, abstrahując od inflacji, którą teraz obserwujemy, będzie szła w kierunku podnoszenia jakości i być może podnoszenia cen. Będziemy produkować mniej, ale wartość sprzedaży powinna zostać na tym samym poziomie, ponieważ będziemy inwestować w lepsze i trwalsze rzeczy, ale trzeba będzie za to więcej zapłacić. Kiedyś, gdy nie produkowało się ubrań w Azji, sweter nie kosztował 69 złotych, jak teraz, tylko 200 a nawet 300 zł i nikogo nie dziwiła ta cena.
Pytanie czy millenialsi i pokolenie Z zrozumieją, że za jakość trzeba zapłacić.
Młodzi ludzie często są bardziej zaangażowani w działania niż starsi, którzy co prawda deklarują chęci zmian, ale często na deklaracji kończą. Moim zdaniem za kilka lat zobaczymy dużą zmianę w zachowaniu konsumentów. Młodzi szybko się komunikują, szybko konsumują treści w Internecie, ale ich świadomość w obszarze mody rośnie z każdym rokiem. W ciągu zaledwie 20, 30 lat wszyscy zmieniliśmy tę planetę, zdegradowaliśmy ją i teraz musimy bardzo szybko te szkody naprawić. Jestem przekonana, że młode pokolenie to rozumie i weźmie sprawy w swoje ręce.
Mówisz o działaniach na rzecz środowiska, a przecież Answear.com bardzo mocno jest też zaangażowany we wspieranie kobiet. Firmę tworzą w większości kobiety, więc domyślam się, że jest to naturalna ścieżka.
Kobiety stanową prawie 70 procent pracowników naszej firmy – można powiedzieć, że są wpisane w jej DNA. Dostrzegamy potrzebę nie tylko wspierania kobiet, ale też inspirowania ich do tego, by się rozwijały, były partnerkami w biznesie, podróżowały, spełniały swoje marzenia, robiły przeróżne ciekawe rzeczy, a nie ograniczały się do bycia tylko matką i żoną. Kobiety są dla nas inspiracją, a z drugiej strony my też chcemy je inspirować. W ofercie naszej marki własnej Answear.LAB mamy produkty z hasłami werbalizującymi emocje, manifestującymi naszą siłę i różnorodność, a przede wszystkim pokazującymi, że kobiety są w stanie osiągać cele i realizować marzenia. Tworzymy dedykowane im kolekcje limitowane i kapsułowe – w ubiegłym roku była to limitowana kolekcja festiwalowa Answear.LAB „Girl Power!”. Na każdym z rynków, na których operujemy, zysk ze sprzedaży tej kolekcji zasilił fundację działającą na rzecz kobiet (w Polsce była to Unaweza). Już wkrótce do sprzedaży wprowadzimy kolejną, nakierowaną na wspieranie kobiet w budowaniu poczucia własnej wartości. Chcemy powiedzieć kobietom, że nie muszą być skromne. Zainspirować je do tego, by miały odwagę mówić głośno, że są w czymś dobre i często robią rzeczy niezwykłe. Answear.LAB nie obawia się poruszać trudnych tematów. Rozumie swoje klientki, ich problemy i razem z nimi chce aktywnie współtworzyć otaczającą nas rzeczywistość.
Zwrot „inspirujemy kobiety”, którym marki modowe tak chętnie się posługują, kiedyś oznaczał: „Podpowiadamy, jak można zestawiać nasze ubrania”. Teraz w „inspirowaniu kobiet” chodzi o znacznie więcej. Jaką Answear.com przyjął definicję?
Na naszej stronie znajdziesz hasło „lifespiration starts here”, które mówi o tym, że chcemy inspirować kobiety do tego, żeby żyły na własnych zasadach, kreowały swoją przyszłość, podróżowały i realizowały pasje. Oczywiście, nadal sprzedajemy ubrania, ale głośno mówimy, że one nie są jedyną wartością w życiu i że od posiadania ważniejsze jest bycie i doświadczanie. Ubrania są ważne, bo każda z nas chce dobrze wyglądać, ale istotniejsze jest to, że towarzyszą nam w naszych codziennych historiach, w doświadczaniu i przeżywaniu ważnych chwil. Nie chcemy inspirować kobiet tylko do ubierania się w określony sposób. Zależy nam, żeby przeżywały życie tak, jak chcą i były po prostu szczęśliwe. Dużo tu mówimy o kobietach, niemniej Answear.com lifespiruje również mężczyzn, bo te dwa światy kobiet i mężczyzn często się wzajemnie przenikają czy to w domu, w pracy czy na gruncie towarzyskim, a ludzie spełnieni inspirują kolejnych ludzi do ciekawego przeżywania życia.
Wpływanie na losy ludzi, wiąże się dla marki z wielką odpowiedzialnością.
Ja traktuję to bardziej jak zobowiązanie. Myśląc o jakichkolwiek aktywnościach, nawet tych wewnątrz firmy, chcemy lifespirować, co przekłada się zarówno na sposób, w jaki budujemy ofertę, wykonujemy zdjęcia produktowe, jak prezentujemy nasze materiały graficzne na stronie, jak wyglądają billboardy sponsorskie i kampania wizerunkowa. To zobowiązanie, które jako Answear.com podjęliśmy jest jednocześnie ogromną przyjemnością robienia czegoś, z czego inni czerpią. Na naszej stronie Answear.com można zobaczyć przepiękne zdjęcia, pokazujące w jaki sposób kobiety i mężczyźni się realizują, jak żyją i co im daje przyjemność. Te zdjęcia robią nasi klienci właśnie pod wpływem naszych lifespiracji. Oglądanie ich to mój stały element dnia. Patrzę, gdzie bywają, jak doświadczają, jak spędzają wolny czas, jakie marzenia realizują i myślę: „O rany, ile jest jeszcze w życiu do zrobienia!”.