O pierwszych rzędach na pokazach mody, czyli tak zwanym front row, krążą legendy. A jak wygląda to w praktyce? Kto może tam usiąść i jak marki luksusowe wykorzystują do narzędzie?
Autor: Aleksandra Zawadzka
Czytaj: Czym jest „ultra fast fashion” i kiedy marka modowa staje się sieciówką 2.0?
Front row: kto siedzi w pierwszych rzędach?
Zendaya i Haim na pokazie Louis Vuitton, Elle Fanning u Alexander McQueen, Kris Jenner z Valentino, Maisie Williams u Coperni, Emily Ratajkowski z Loewe. Nie ma tygodni mody i premier kolekcji bez udziału osobistości ze świata show-biznesu. W pierwszych rzędach siedzą zawsze najważniejsi dziennikarze, styliści, kupcy, ale też (a może przede wszystkim) celebryci i influencerzy. Front row to silne narzędzie reklamowe dla marek luksusowych i słynnych domów mody, które mogą pokazać swoje kolekcje jednocześnie na wybiegu i „w użyciu”. Jest też bardzo lukratywne.
Lori Levine, CEO i założycielka agencji Flying Television, podkreślała w wywiadzie dla StyleCaster: “Właściwa gwiazda na pokazie może być krokiem milowym dla marki. Tydzień mody stał się tak drogi (przygotowanie pokazu na miejscu, stworzenie próbek), że może kosztować od 100 000 do 500 000 dolarów. Jeśli zamierzasz wydać tyle pieniędzy, duża część tego budżetu na pewno obejmuje uczestnictwo gwiazd”. Zwraca też uwagę, że marki dobierają celebrytów i influencerów pod swoją klientelę, zatrudniając osoby, które kojarzą się w konkretnym stylem czy wartościami. Co ciekawe, często sam udział w pokazie jest już obowiązkowym punktem w umowie przy okazji kampanii modowych czy urodowych gwiazd.
Ile zarabiają gwiazdy za pojawienie się na pokazie?
Takie działania mogą być zarówno pojedynczą współpracą, jak i jednym ze zobowiązań wynikających z długofalowego kontraktu. Ile to kosztuje? Domy mody niechętnie opowiadają o tej praktyce. Jeszcze dekadę temu można było przeczytać, że Rihanna za udział w pokazie (oglądanie z pierwszego rzędu) Karla Lagerfelda w 2012 roku otrzymała około 100 000 dolarów. Jessica Chastain za pojawienie się u Armani Privé – 80 000. Można się tylko domyślać, że dziś te stawki diametralnie wzrosły.
Więcej: Moda damska lat 2030. Co będzie modne w przyszłej dekadzie?
Nie wszystkie domy mody działają jednak w ten sposób. W przypadku tych najsłynniejszych udział w pokazie jest bardzo prestiżowy nawet dla celebrytów i nie dostają oni za to gaży. Niektórzy chętnie pojawiają się we front row w ramach wsparcia przyjaciół-projektantów. Są też tacy, którzy wpisani są na “czarną listę” ze względu na zbyt duże ryzyko wizerunkowe dla marek modowych.
Czy rzeczywiście „usadzanie” sławnych osób w pierwszych rzędach opłaca się domom mody? Odpowiedź jest krótka: tak. Pojawienie się celebrytów i influencerów działa dwutorowo. Z jednej strony potrafi zwiększyć rzeczywistą sprzedaż, z drugiej – generuje wzmianki w social mediach oraz publikacje w mediach tradycyjnych. Często może opłacać się bardziej niż sama organizacja show, o którym piszą głównie redakcje zajmujące się modą. O gwiazdach? Prawie wszystkie.
Ile kosztuje front row?
A co, jeśli chcielibyśmy znaleźć się w gronie gwiazd i ludzi mody – to znaczy zasiąść w pierwszym rzędzie? Okazuje się, że istnieje taka możliwość. Pod koniec września, podczas Paris Fashion Week, media obiegł zaskakujący tweet dziennikarza Louisa Pisano. Podzielił się on informacją (powołując się na menadżera jednego z wpływowych klientów branży), że wymarzone miejsce na pokazie mody można kupić za kwotę około 3 tysięcy dolarów. W zeszłym roku Bryan Yambao, czyli Braynboy, pisał o tym samym. Wyszczególniając, że za pierwszy rząd w Balmain należy zapłacić 3800 dolarów. W przypadku Dior i Louis Vuitton te kwoty są wyższe – kolejno 6200 i 6000 usd. Dziennikarka The Cut, Danya Issawi, wyjaśnia, że to dla luksusowych marek sprytny sposób na załatanie (pod stołem) dziur w ich przychodach.
Zobacz też: Polskie marki w Krakowie. Te sklepy odwiedzisz stacjonarnie
Zdjęcie główne: Unsplash