Bangladesz poinformował o podniesieniu pensji minimalnej dla czterech milionów pracowników branży odzieżowej o 56,25 procent. Decyzję podjęto w skutek masowych protestów i pożarów, które aktualnie mają miejsce na terenie kraju. Oferta nie spotkała się z przychylnością związków zawodowych, które domagają się niemal trzykrotnego podniesienia tej kwoty.
Przeczytaj również: Jak mamy przetrwać? Kryzys zagląda do portfeli szwalni w Polsce
3500 fabryk odzieży zlokalizowanych w Bangladeszu odpowiada za około 85 procent jego rocznego eksportu o wartości 55 miliardów dolarów i zaopatruje wiele czołowych światowych marek modowych, w tym Levi’s, Zara i H&M. Jednak warunki dla czterech milionów pracowników tego sektora są tragiczne – zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i płac.
Zdecydowaną większość zatrudnionych w fabrykach odzieży stanowią kobiety, których miesięczna pensja zaczyna się od 8300 taka (75 dolarów). Fabryki często nie spełniają podstawowych norm bezpieczeństwa. W wielu z nich do pracy angażowane są kilkuletnie dzieci, które pracują po kilkanaście godzin dziennie.
Bangladesz: masowe strajki i pożary
Pracownicy rozpoczęli strajk, żądając niemal trzykrotnego podwyższenia swoich wynagrodzeń. Dotychczasowe oferty rządu nie spełniają jednak ich wymagań, co spowodowało szereg zamieszek i protestów.
Płacę minimalną w Bangladeszu ustala powołana przez państwo rada, w skład której wchodzą przedstawiciele producentów, związków zawodowych i eksperci ds. płac. „Nowa minimalna miesięczna płaca pracowników fabryk odzieżowych została ustalona na 12 500 taka (113 dolarów)” – powiedziała agencji AFP Raisha Afroz, sekretarz zarządu. Kwotę tę natychmiast odrzuciły związki zawodowe, które domagały się minimum 23 000 taka.
Związki zawodowe twierdzą, że ich członkowie mocno ucierpieli z powodu utrzymującej się inflacji, która w październiku sięgnęła prawie 10 procent. Obywatele Bangladeszu doświadczają również kryzysu kosztów utrzymania, częściowo spowodowanego deprecjacją lokalnej waluty o około 30 procent w stosunku do dolara amerykańskiego od początku ubiegłego roku. „To jest niedopuszczalne i poniżej naszych oczekiwań” – stwierdziła Kalpona Akter, szefowa Federacji Pracowników Odzieżowych i Przemysłowych.
Protestom towarzyszą masowe demonstracje. Policja podała, że w przemysłowym mieście Gazipur doszło do zamieszek, gdy około 6000 pracowników opuściło swoje fabryki i zorganizowało protesty. Pracę wstrzymało ponad 600 fabryk odpowiedzialnych za dostarczanie ubrań największym producentom odzieży na świecie. We wtorek policja wystrzeliła gaz łzawiący w stronę tysięcy pracowników, którzy podpalili autobus niedaleko Dhaki, gdy napięcie wzrosło przed ogłoszeniem tej decyzji.
Zara, Levi’s i H&M przed ogromnym problemem
Nie ma oficjalnego komentarza ze strony czołowych marek odzieżowych, które pozyskują odzież wartą dziesiątki miliardów dolarów w Bangladeszu i dla których fabryki w Azji Południowej stanowią istotną część łańcuchów dostaw. Jednak w zeszłym miesiącu marki, w tym Gap, Levi’s, Lululemon i Patagonia, napisały do premier Szejk Hasiny, wzywając do „pomyślnego zakończenia” negocjacji płacowych. „Konsultacje powinny mieć na celu podniesienie płacy minimalnej do poziomu odpowiadającego poziomowi płac i świadczeń wystarczających na pokrycie podstawowych potrzeb pracowników i pewnej części uznaniowego dochodu” – stwierdzili.
Protesty zbiegły się z odrębnymi gwałtownymi demonstracjami partii opozycji, które domagały się dymisji Hasiny przed wyborami zaplanowanymi na styczeń.
Zdjęcie główne: Unsplash
Przeczytaj również: II edycja warsztatów projektowania i szycia