$12,000 czy $333? To dwie różne ceny dwóch bardzo, bardzo podobnych do siebie torebek. Pierwsza zasługuje na miano kultowej. Pochodzi z Francji i stworzono ją dla Jane Birkin. Druga dosłownie idealnie oddaje estetykę aegyo, koreańskiego odpowiednika “cute”. Obie zaś torebki zostały wplątane w konflikt sądowy z prawami autorskimi w tle. O co chodzi w sporze między Hermès a PLAYNOMORE? Wyjaśniamy!
Hermès nie daje się zwieść ładnym oczom
To długa historia – Hermès uważa, że południowokoreańska marka PLAYNOMORE bezprawnie wykorzystała design słynnej “Birkin bag”. Tymczasem koreański brand nie przyznaje się do winy i broni swojego “unikatowego designu” – to radosne spojrzenie cekinowych oczu ma świadczyć o “tożsamości” produktów (i faktycznie, argument o bags’ identity został uwzględniony przez sąd w Seulu podczas jednej z wcześniejszych rozpraw).
Z ciekawości wchodzimy na stronę PLAYNOMORE – i faktycznie, gdyby jednak szybko przelecieć wzrokiem produkt, to mamy wypisz-wymaluj słynny model Birkin bag.
Po wniesieniu przez francuski dom mody apelacji od pierwszego wyroku sprawa została przekazana do wyższej instancji. Powołując się na przepisy zawarte w krajowej ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, Hermès bronił swojego wyłącznego prawa do nomen-omen zastrzeżonego wzoru torebek Birkin i Kelly.
PLAYNOMORE może mydlić oczy konsumentom?
Sąd Najwyższy stanął po stronie Hermès. Podzielił też obiekcje domu mody względem łudząco podobnych do Birkin i Kelly projektów torebek od PLAYNOMORE. Zwrócił przy tym uwagę na nieprzestrzeganie przez koreańską markę praw zawartych w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Ponadto, zdaniem Sądu Najwyższego nie bez znaczenia pozostaje także różnica w cenach pomiędzy produktami PLAYNOMORE i luksusowym Hermès.
“Potential consumers may give up on purchasing Hermès products due to the decline of scarcity and value in Hermès’ products”
Większa dostępność (i cenowa przystępność) produktów od PLAYNOMORE może zniechęcić konsumentów do inwestowania w oryginalnych Hermès.
To nie jest bynajmniej jedyna taka sytuacja na rynku mody. Przykłady nieuczciwego “czerpania inspiracji” od światowych domów mody można liczyć w dziesiątkach, jeśli nie w setkach. Prym w całym procederze z pewnością wiodą sieciówki, oferujące po niskich cenach produkty łudząco podobne do torebek Chanel, Chloé, Prady… Pytanie tylko, czy jako konsumenci chcemy wspierać ten “fejkowy” trend. I czy w ogóle istnieje w modzie coś takiego jak oryginał?