Deinfluencing to trend, który niedawno pojawił się na Tik Toku i z dnia na dzień zyskuje coraz większą popularność. Jak sama nazwa wskazuje jest odwrotnością influencingu – zamiast zachęcać do kupowania, namawia zatem do ograniczenia zakupów. To pozytywny znak, świadczący o znudzeniu odbiorców wszechobecnymi reklamami influencerów, czy może sprytny psychologiczny chwyt, który – wbrew pozorom – wcale nie świadczy o początkach zmian w mediach społecznościowych?
Czy przestajemy ufać influencerom?
Nic złego w tym, że twórcy internetowi biorą udział w kampaniach reklamowych (o ile oznaczają je klarownie, zgodnie z rekomendacjami UOKiK), w końcu każdy chce zarabiać na swojej pracy. Problem pojawia się wtedy, gdy influencer co drugi dzień reklamuje inny produkt, a co za tym idzie namawia do nadkonsumpcjonizmu – wówczas zarobi więcej, ale w dłuższej perspektywie może też więcej stracić. Komuś, kto co chwila poleca co innego trudniej jest wzbudzić zaufanie odbiorców. A owe zaufanie jest dla działalności influencera kluczowe.
Czy zatem przestajemy ufać influencerom? To chyba przesadne stwierdzenie, jednak nie da się ukryć, że część z nich zaczyna działać na złość. Głównie ze względu na wszechobecne, nieprzemyślane współprace, które sprawiają, że ich instagramowy bądź tiktokowy feed zamienia się w tablicę reklamową, często pełną produktów, których jakość bądź sposób produkcji pozostawiają wiele do życzenia. Odbiorcy są coraz bardziej świadomi i chętnie zaufają wiarygodnemu twórcy, ale nie dadzą się już nabrać się na, określając kolokwialnie, wciskanie kitu.
Przesyt reklam i samych influencerów, których w internecie jest już bardzo wielu sprawiła, że w social mediach narodził się nowy, przeciwstawny trend. Deinfluencing to zjawisko, w którym twórcy nie namawiają do zakupów, a wręcz przeciwnie – do ograniczenia ich. Wskazują na produkty, których nie warto kupować i na co się nie nabrać.
Ludzie to pokochali, a filmy zgodne z trendem zdobywają ogromne zasięgi. Hashtag deinfluencing ma na samym Tik Toku już ponad 200 milionów wyświetleń!
Przeczytaj też: Swap clothing – metoda, która odświeży Twoją szafę za darmo
Deinfluencing – o co tu chodzi?
Spadek zaufania do influencerów zauważają nie tylko odbiorcy, ale i sami zainteresowani. Deinfluencing to świetne rozwiązanie i odpowiedź dla obu ze stron. Generuje zasięgi, jest wiarygodny i – w dłuższej perspektywie – może wywołać zmiany, które będą pozytywne nie tylko dla pojedynczych konsumentów, ale i środowiska.
Coraz częściej, również wśród polskich influencerów, możemy zauważyć mówienie o ograniczeniu zakupów czy wyborze ubrań i akcesoriów z drugiej ręki. Jedną z nich jest Klaudia Zając, twórczyni internetowa działająca pod nazwą “claudiazajqc”, która na Tik Toku zgromadziła już ponad 300 tysięcy obserwujących. Klaudia zdobyła popularność dzięki naturalności, ciekawemu podejściu do mody i oryginalnym stylizacjom, w których łączy ubrania z sieciówek bądź droższych marek ze zdobyczami z vintage shopów. Jak sama zauważa, nie jest jedyną, która pokochała łupy z drugiej ręki.
– Zdecydowanie widzę coraz więcej influencerów, którzy dzielą się swoimi vintage perełkami w mediach społecznościowych. Szczególnie Gen Z jest bardzo świadoma swoich wyborów i ich wpływu na środowisko. Bardzo się cieszę, że kupowanie w lumpeksach, vintage shopach czy sklepach online, które oferują rzeczy pre-owned stało się w ostatnich latach po prostu cool! Kiedy sama byłam nastolatką był to obciach, a teraz obciachem jest pójście na łatwiznę i kupowanie fast fashion – opowiada influencerka.
@claudiazajqc
Ostatnio Klaudia na swoim tiktokowym profilu sama zamieściła film, w którym mówi bezpośrednio o deinfluencingu, udowadniając, że czasem warto kupić jedną porządną i być może droższą rzecz niż kupować masę tanich dodatków, które szybko mogą się znudzić bądź, ze względu nan słabszą jakość, po prostu zniszczyć.
– Dla mnie deinfluencing jest powiewem świeżości w social mediach i swoistym komunikatem “stop bezmyślnemu konsumpcjonizmowi” – tłumaczy. – Daje nam znak, żeby zatrzymać się i zapytać samych siebie, czy na pewno kolejny mikro trend jest nam niezbędny do życia – dodaje Klaudia.
To, co mnie jako odbiorcę ciekawi najbardziej to to, czy trend na “niekupowanie” ma w dzisiejszym świecie szansę pozostać z nami na dłużej. Z jednej strony rzeczywiście obserwujemy coraz większą świadomość ludzi odnośnie mody, z drugiej – ciesząca się nienajlepszą opinią sieciówka SHEIN była w roku 2022 najpopularniejszą marką.
– Myślę, że ten trend (deinfluencing – przyp.red.) lub jakaś jego forma zostaną z nami na dłużej, tym bardziej, że widać w social mediach, że idziemy w stronę świadomości konsumenckiej, odnawiania, naprawiania i przerabiania ubrań vintage, wybierania ekologicznych materiałów i kupowanie od marek, które praktykują modę zrównoważoną. Ogromne haule z Shein mają coraz mniej fanów na tikotku i oby tak dalej – podsumowuje Klaudia Zając.
Pułapka konsumpcjonizmu
Jak to wszystko wygląda z perspektywy psychologicznej? Jak zwraca uwagę Wiktoria Dróżka, socjolożka, psycholożka i psychoterapeutka, prowadząca gabinet Sztuka Psychoterapii, wszystko zaczyna się od pytania – “ile razy włożyłam tę sukienkę?”albo: “ile rzeczy mam w szafie, których nie założyłam ani razu?”.
– Konsumpcjonizm wciągnął w pułapkę pt. “dużo znaczy fajnie”, ale już trochę się tym zmęczyliśmy, bo kosztuje to naszą energię. Chaos ma zastąpić uporządkowanie, a to daje spokój. Również indywidualne podejście do konsumpcjonizmu buduje spokój wewnętrzny. Zmienia się sam konsument i zmienia się jego styl życia – mówi psycholożka. – Bardziej świadome marki proponują “mniej a lepiej”, czyli na przykład jeden sweter w sezonie, ale z czystej wełny. Postawienie na jedną rzecz, ale dobrą i taką, która podoba się na 100 proc – dodaje.
Wiktoria tłumaczy również, że z perspektywy psychologii finansów to zmiana w kierunku świadomości potrzeb i reagowaniu na nie. Jeśli jednak naprawdę chcemy być minimalistami, kwestii, nad którymi warto się zastanowić, jest więcej, np. ile realnie możemy wydać w danym miesiącu na ubrania albo czy musimy z czegoś zrezygnować, żeby kupić dany produkt.
– Ciekawe jest, to gdy marki proponują mniej ubrań, jeden krój, ale za to dobrze stworzony i w trzech klasycznych kolorach. To może powstrzymać nadmiarowość w nabywaniu, a człowiek w nadmiarze się gubi. Głód konsumpcyjny może nigdy nie zostać zaspokojony, jeśli cały czas szukamy czegoś nowego, bez docenienia tego, co mamy i bez wybierania dobrego produktu na dłużej – tłumaczy Wiktoria. – Dobrze, jeśli my sami stawiamy sobie granicę w nabywaniu nowych rzeczy, bo wtedy możemy to kontrolować i nie jesteśmy niewolnikami konsumpcjonizmu – podsumowuje.
Pozytywne zmiany czy psychologiczny trik?
Deinfluencing, o ile przyjmie się na dłużej, może prowadzić do pozytywnej zmiany w kwestii nawyków zakupowych i samego podejścia do produktów, na które wydajemy pieniądze. Część osób działających w marketingu twierdzi jednak, ze deinfluencing nie jest przeciwieństwem, a pochodną influencingu. Owszem twórcy namawiają do ograniczenia kupowania i do wyboru lepszych produktów, zniechęcają też do tych, które zostały w sieci wypromowane, a w rzeczywistości wcale się nie sprawdzają. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż COŚ polecają i wciąż dla niektórych marek będą pożądaną sprzedaż generować.
Kahlea Nicole Wade, zajmująca się m.n. współpracami marek, w rozmowie z Fox News Digital mówiła: “Myślę, że pierwotnie zaczęło się to bardzo niewinnie i ogólny punkt deinfluencingu był rodzajem mówienia ludziom, jakich produktów nie kupować, aby uniknąć nadmiernej konsumpcji i naprawdę zaoszczędzić pieniądze, ponieważ Tik Tok jest znany z tworzenia tych wirusowych filmów o trendowych produktach”. Kobieta dodała również, że jej zdaniem deinfluencing to forma influencingu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Courtney Spritzer, współwłaścicielka agencji marketingowej Socialfly, powiedziała temu samemu portalowi, że deinfluencing gwarantuje nieco bardziej holistycznym spojrzenie na produkty i pomaga w bardziej świadomych decyzjach. Jednocześnie dodała, że jej firma przewiduje, że markom zapewni to większą sprzedaż niż klasyczne, pozytywne recenzje. Dodatkowo – same marki będą poniekąd zmuszone do utrzymywanie wysokich standardów.
Rzeczywiście deinfluencing może być nową formą influencingu i z pewnością pomoże w sprzedaży wielu markom. Patrząc jednak szerzej, nie da się zaprzeczyć temu, że w pewien sposób na pewno ograniczy konsumpcję i jeszcze bardziej przyczyni się do zwiększenia świadomości klientów. Od czegoś trzeba zacząć, a to wydaje się doskonałym startem.
Przeczytaj też: Marketing tak zły, że aż dobry. Czy antyreklama i afery w social mediach mogą działać na korzyść marki?
Zdjęcie główne: Unsplash