Modowe święto trwa w najlepsze, oczy całego świata mody z zaciekawieniem spoglądają na największe stolice mody, gdzie właśnie trwają lub wkrótce rozpoczną się tygodnie mody, świeżutkie trendy wychodzą na światło dzienne, a miłośnicy mody są w siódmym niebie.
Wielka Czwórka
Choć Tygodnie Mody odbywają się w niemalże 40 miejscach na ziemi, to jednak Nowy Jork, Londyn, Mediolan i Paryż na kilka tygodni stają się prawdziwą mekką dla modowych maniaków. Jedni je kochają i skrycie marzą o zaproszeniu na chociażby jeden pokaz, drudzy uważają je za przeżytek i targowisko próżności, złowrogo wieszcząc im nieunikniony koniec. Pytania o zasadność fashion weeków niemalże co roku wracają do nas jak bumerang, może więc warto się nad tym zastanowić. Czy tygodnie mody są nam dzisiaj faktycznie potrzebne?
Rok wprzód
Fashion weeki odbywają się dwa razy do roku: w lutym i we wrześniu – projektanci prezentują swoje kolekcje aż rok do przodu. Po co ten pośpiech? To pytanie zadaje sobie niemalże każdy modowy żółtodziób, modowi wyjadacze uśmiechają się pod nosem i doskonale wiedzą, o co chodzi. W przeszłości tygodnie mody były zarezerwowane wyłącznie dla osób ściśle związanych z branżą mody – w pierwszych rzędach zasiadali redaktorzy najpopularniejszych magazynów modowych uzbrojeni w notatnik i ołówek, tuż obok nich wybieg bacznie obserwowali kupcy domów handlowych. Tak duże wyprzedzenie pozwalało prasie modowej na przygotowanie publikacji dotyczących najnowszych trendów, a kupcy mieli czas na wprowadzenie kreacji do swoich domów handlowych.
Kiedyś i dziś
Dzisiejsza rzeczywistość wygląda jednak nieco inaczej. Owszem, na tygodniach mody redaktorów mody nie brakuje, ale tuż obok nich zasiadają najpopularniejsi influencerzy. Zmieniło się także narzędzie pracy – osoby z ołówkiem i notatnikiem można policzyć na palcach jednej ręki, większość zaproszonych gości dzierży w dłoni smartfon i skrupulatnie wszystko nagrywa. Fashion weeki, niegdyś organizowane wyłącznie w celach praktycznych dla osób stricte związanych z modą, dziś stały się wydarzeniem, na którym po prostu warto być i warto się pokazać. Nikogo nie dziwi więc fakt, że na tygodniach mody coraz częściej brylują gwiazdy, celebryci i influencerzy. Czy jest coś w tym złego? I tak, i nie. Z jednej strony wydarzenie utraciło swój prestiż, przestało być tylko dla „wybranych”, może się na nim pokazać każdy, z drugiej jednak – nie ma się co dziwić. W końcu popkultura jest nieodłącznym elementem naszego życia, a ona musi być na bieżąco z tym, co modne.
Fashion week – to ma sens?
Największy „zarzut” wobec fashion weeków? Zabijają kreatywność. Coraz częściej mówi się, że uliczne stylizacje gości tygodni mody są znacznie ciekawsze, niż to, co projektanci serwują na wybiegach. Jest w tym trochę prawdy, bo nic nie zabija kreatywności tak, jak…przymus. A wielcy kreatorzy muszą zaprezentować nową kolekcję, która oczaruje tłumy. Często bywa tak, że dany projektant w ciągu roku wypuszcza 4 (lub więcej) kolekcje, dodatkowym utrudnieniem jest to… że w modzie było już wszystko i coraz trudniej jest zaskoczyć modowych wyjadaczy.
Kolejne „przeciw” ? Fakt, że setki zaproszonych gości oglądają pokazy przez…ekran smartfona, podczas relacjonowania go na swoich kanałach social mediów. W ten sposób najpilniej strzeżone projekty największych domów mody w kilka sekund obiegają cały świat. „Co w tym złego?” można zapytać – dla nas, odbiorców, nic, bo stale jesteśmy na bieżąco z tym, co w modowej trawie piszczy, problemem są „inspiracje” wyrastające w sieciówkach jak grzyby po deszczu. Wytrawni gracze, tacy jak Asos, Zara czy H&M w kilka miesięcy są w stanie stworzyć kolekcje inspirowane wybiegowymi lookami, które serwowane są masowemu klientowi. Czy jest w tym coś złego? Niby nie, bo przecież każdy z nas chce być modny, a moda z wybiegów nie jest dla wszystkich. Tutaj chodzi jednak o modową etykę i jasny podział na inspirację i kopię. Co ciekawe, projektanci coraz częściej wychodzą naprzeciw najbardziej niecierpliwym klientom. W 2014 roku Burberry (a chwilę później także Tom Ford, Tommy Hilfiger, Ralph Lauren i Moschino) wprowadziło strategię „See now, buy now”, pozwalającą na zakup looku z wybiegu zaraz po pokazie, dzięki czemu apetyt największych modowych maniaków zostanie zaspokojony natychmiast.
Co przyniesie przyszłość?
Czy faktycznie jesteśmy świadkami zmierzchu tygodni mody? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne: straciły one swoją pierwotną funkcję i w dzisiejszym pędzącym świecie wydają się nieco… przestarzałe. Ich formuła jest „niekompatybilna” z otaczającą nas rzeczywistością, kiedy to chcemy mieć wszystko, co najmodniejsze od razu. Nie wydaje się jednak, żeby modowe święto było poważnie zagrożone, bardziej prawdopodobne jest to, że z czasem trochę zmieni się jego formuła. Miłośnicy mody mogą zatem spać spokojnie.