Moja droga projektanta jest nieco pogmatwana – mówi nam Marta Horovitz, młoda artystka z Krakowa, która podbija rynek eko-futrami. Wszystkie moje produkty zostały wykonane z szacunkiem dla środowiska naturalnego. Na czym polega jej fenomen? W jaki sposób prawdziwe, zwierzęce futro może być eko?
Jak wyglądała Twoja droga jako projektanta? Skąd pomysł na recykling futer i skór? I czemu wybrałaś te właśnie materiały?
Eksperymenty z tego typu materiałami zaczęłam już jako nastolatka. Kiedy byłam w liceum, babcia podarowała mi fragmenty futra ocelotów, przyszyłam je później do rękawiczek. Uświadomiłam sobie wówczas, jak wytrzymałe są naturalne materiały, takie jak skóra, zamsz, kożuch i futro. To ostatnie zachwyciło mnie dodatkowo swoją miękkością i sprężystością. Dzięki temu wszystkiemu pomyślałam nad wykorzystywaniem tych tkanin na nowo – do moich projektów. Zawsze lubiłam ubrania z nutką nonszalancji, dlatego też tak kocham te materiały – ich puszystość i fakt, że nic innego tak nie ochroni przed zimnem.
Moja droga projektanta jest nieco pogmatwana. Podczas ostatniego roku studiów ekonomii w Oslo sytuacja finansowa była dosyć niestabilna, więc znajomy zasugerował mi sprzedanie mojego starego futra po cenie wyższej niż kupiłam je w Polsce. Ostatecznie nie zrobiłam tego, bo bardzo przywiązuję się do swoich ubrań, ale dało mi to inspirację do stworzenia mikrobiznesu. Gdy wróciłam do Polski, na studiach odbywały się zajęcia ze zrównoważonego rozwoju, na które robiłam research o staraniach o środowisko dużych firm odzieżowych. Te oraz inne aspekty skłoniły mnie do stworzenia marki sygnowanej moim nazwiskiem. Następnie odbyłam praktyki – najpierw krawieckie, następnie kuśnierskie. Według mnie wiedza o zagadnieniu jest na pierwszym planie, prócz estetyki, idei i ciekawych projektów ważna jest praktyka i techniczne umiejętności.
Zaczęłam zajmować się przeróbkami futer koleżanek i spędzałam długie godziny na kombinacjach, poprawkach i przeprojektowywaniu. Początkowo szyłam na zwykłej maszynie, ale ostatecznie zdecydowałam się kupić maszynę kuśnierską i była to najlepsza decyzja w moim życiu (śmiech). Potem był kurs konstrukcji damskiej, a następnie sześć miesięcy studiów z konstrukcji odzieży. I choć te ostatnie były bardzo techniczne, a nie artystyczne, to bardzo dużo mnie nauczyły. Kolekcje 2015 i 2016 uszyłam już sama.
Wciąż dużo szyję w domu i kombinuję z nowymi fasonami i konstrukcjami, a także z robieniem patchworków i łączeniem różnych faktur. Futro jako materiał dużo wybacza, zawsze jest możliwość poprawki czy docięcia materiału. Najlepszy efekt jest w przypadku całkowitej dekonstrukcji futra vintage do etapu płaskiego materiału tzw. błamu, wycięcie i zszycie z niego nowej konstrukcji, a na koniec ręczne wykończenie. Taki proces zajmuje nawet 2-3 dni w zależności od skomplikowania projektu i stanu futra. Nie wszystkie produkty vintage nadają się do ponownego wykorzystania na kurtki – kiedy skóra pod futrem jest uszkodzona, z pozostałego materiału robię szaliki.
Komu dedykujesz tę kolekcję? Czy ktoś podążający trybem eko-stylu życia może wybrać Twoje projekty? Czy jest to jednak kontrowersyjne?
Kilka miesięcy temu spędziłam trzy tygodnie w Japonii, a pobyt ten w dużym stopniu wpłynął na sposób w jaki myślałam o kolekcjach. Dużą inspiracją była wystawa Issey Miyake w National Art Center w Tokyo. Ten japoński projektant zajmuje się recyklingiem tkanin od 1991 roku i jak wielu rodzimych projektantów, przywiązuje ogromną wagę do tworzenia eko-mody, z szacunkiem do środowiska i w bardzo rozwiniętej technologii produkcji ubrań przy założeniu minimalnych strat i szkodliwości dla otoczenia. I choć sam Miyake nie używa naturalnego futra w projektach, to sam koncept jego marki jest dla mnie inspiracją. Oprócz tego dużym natchnieniem jest inna wschodnia marka – Sacai, która robi naprawdę odjechane kożuchy o bardzo nowoczesnych konstrukcjach. Ponadto japoński interior design i moda uliczna zainspirowały mnie do stworzenia najnowszej kolekcji, dlatego wszystkie produkty nazywają się jak dzielnice Tokyo – Shibuya, Ginza, Harajuku (śmiech).
Uważam, że ktoś o ekologicznym stylu życia jak najbardziej może wybrać moje projekty. Wszystkie produkty zostały wykonane z szacunkiem dla środowiska naturalnego. Szlachetne tkaniny odzwierzęce, takie jak futro, skóra naturalna, zamsz, kożuch – po prostu zasługują na drugą szansę i nie powinny być traktowane jak śmieci, tylko dlatego, że ich fason nie jest już trendy. Nie tylko w modzie zajmuję się recyklingiem, na co dzień niektórzy śmieją się, że jestem najlepiej ubranym śmieciarzem, bo osobiście przerabiam nie tylko ubrania, ale też zbieram stare drewniane skrzynie, szklane butelki po koniakach, jestem też miłośniczką mebli vintage i lamp art deco. Produkty tego typu – tak samo jak ubrania – były stworzone w przeszłości w trosce o lepszą jakość niż ta, którą oferują nam obecnie sieciówki.
Kiedy ktoś niezwiązany ani z modą, ani ekologią spojrzy na Twoje projekty z pewnością może być przez chwilę w dużym zdumieniu. Jak często spotykasz się z zarzucaniem Ci, że twór z naturalnych futer nie jest eko? Często musisz to udowadniać?
Nie wiem, z czego to wynika, ale częściej muszę to udowadniać w Polsce niż za granicą. Ponad połowa moich klientów to młodzi ludzie z Niemiec, USA, UK i Skandynawii, a zdarzali się także z Włoch, Hiszpanii, Chorwacji czy Singapuru. Amerykańskie blogerki piszące o ekologicznym stylu życia, o zrównoważonej i przyjaznej środowisku modzie, często chwalą mój pomysł recyclingu futer i piszą posty o moich projektach na swoich stronach. W Polsce jest to bardzo niszowy temat, blogerki odrzucają ten koncept na starcie, ale mimo to wciąż mam klientów, którzy doceniają ekologiczny aspekt moich projektów. Uważam jednak, że moda na futra, jak i na recycling, upcycling i vintage dopiero raczkuje. W Polsce nie ma jeszcze odbiorców. Poza tym ubrania z sieciówek są tańsze. To oczywiste, bo projektanci którzy zajmują się recyclingiem poświęcają godziny na stworzenie czegoś nietypowego, dlatego te produkty są droższe. A nastawienie wielu ludzi to: czemu mam płacić kilkaset złotych za coś starego, jak mogę kupić nowe za kilkadziesiąt? Podobne opinie słyszę często na temat recyclingu mebli: po co mi stare rupiecie z odzysku, jak kupię nowy mebel taniej? Tylko że te “stare rupiecie” – stare futro z norek czy jedwabna bluzka przetrwała 30-50 lat i wciąż nadaje się do użytku. Moda wraca, warto trzymać babcine ubrania, bo jeszcze się kiedyś przydadzą. Zdaję sobie sprawę, że budowanie wizerunku i zaufania klientów to lata pracy, ale cieszy mnie, gdy rok po zakupie klientka pisze: to futro od Ciebie to była dobra decyzja! Zobacz Marta, jak przewidujesz trendy! (śmiech)
Zobaczcie portfolio Marty Horovitz TUTAJ.
Rozmawiała: Joanna Porayska