Loop Generation to start-up tworzony od 2019 roku przez Ewę Kozieję i Piotra Krzymowskiego. Dwójka Polaków z sukcesem odsprzedaje odzież używaną na stronie internetowej oraz w sklepie stacjonarnym zlokalizowanym na jednej z najbardziej ekskluzywnych ulic w Londynie. W ich pomysł zainwestowało już dwóch znanych przedsiębiorców, o czym pisaliśmy kilka miesięcy temu. Teraz Ewa i Piotr opowiedzieli o rozwoju Loop Generation w rozmowie z Sabiną Ziębą.
Sabina Zięba: Poznaliście się w 2012 roku, wtedy jednak połączyła Was sztuka. Co później sprawiło, że poszliście w kierunku mody z drugiej ręki i założyliście Loop Genereration?
Ewa: Jestem z zawodu historykiem sztuki i pracowałam z Piotrem w galerii w Londynie. Choć Piotr był jednym z artystów, którymi opiekowała się nasza galeria, to w naszym życiu cały czas pojawiała się moda. Mieszkam w Londynie już wiele lat i second handy tutaj od zawsze były mi bliskie. Lubiłam w nich buszować, widziałam też, jak bardzo zmieniają się trendy w kontekście kupowania rzeczy i konsumpcji. To był proces wieloletni. Piotr z kolei pracował w międzyczasie dla firmy Ninety Percent, był dyrektorem artystycznym. To firma, która jest totalnie zrównoważona.
Piotr: Nazwa Ninety Percent była związana z tym, że 90 proc. zysków było oddawanych na 5 różnych fundacji charytatywnych. Praca tam nauczyła mnie dużo o środowisku, a także o zrównoważonej konsumpcji. Dała mi też zaplecze techniczne, gdyż nauczyłem się, jak kierować platformą e-commerce i jak się do tego zabrać pod względem marketingu oraz social mediów. W międzyczasie Ewa przyszła do mnie z pomysłem założenia sklepu, który na początku odpierałem, bo nie narzekałem na brak zajęć. Ale Ewa była wytrwała i za którymś razem się udało. Stwierdziłem – spróbujmy i zaczęliśmy w 2019 roku. W lipcu minęły 3 lata.
Jak wyglądały początki Waszej firmy?
Piotr: Początki były takie, że sprzedawaliśmy ubrania własne i naszych znajomych z kilku pudełek. Pracowaliśmy od Ewy z domu. Niedługo później był potrzebny magazyn, a potem kolejny. Zaczęliśmy robić pop-upy, których stworzyliśmy w sumie 20 – i w Londynie i w Paryżu. Dzisiaj mamy na stałe sklep z biurem i 6 pracownikami. Cały czas się rozwijamy.
Ewa: Mogę też dodać, że byliśmy jedną z pierwszych platform online sprzedających rzeczy z drugiej ręki, które bardzo podkreślały właśnie tę zrównoważoną modę. Agitowaliśmy do tego, żeby robić zakupy rozważnie. Zrobiliśmy kilka kampanii, a jeszcze 3 lata temu duże platformy nie promowały ochrony środowiska.
Piotr: Dopiero teraz pozostali zrozumieli, że jest to temat, który należy podejmować. Od coraz większej ilości firm – nie tylko związanych z modą, żywnością, transportem – klienci i konsumenci wymagają tego, aby były transparentne i mówiły o tym, w jaki sposób dbają o środowisko.
Jak wygląda rynek ubrań używanych w Wielkiej Brytanii? Idea second handów wydaje się tam bardzo popularna.
Piotr: Jeżeli chodzi o sprzedaż ubrań z drugiej ręki, jest to w tym momencie największy rynek w Europie. Wielka Brytania od bardzo długiego czasu jest związana z second handem – począwszy od ekskluzywnych second handów, które sprzedawały ubrania markowe, po concept charity shop. W Wielkiej Brytanii na każdym kroku można znaleźć sklepy charytatywne, do których ludzie zawsze oddają niepotrzebne im rzeczy, a zysk z ich sprzedaży jest przeznaczany na różne fundacje. Myślę, że jest to po prostu we krwi Brytyjczyków.
A dla Was moda z drugiej ręki od zawsze była ważna? Czy to przyszło z czasem.
Ewa: Dla mnie tak. Zawsze lubiłam się bawić modą i strasznie mnie cieszyło, jak wynajdowałam rzeczy fajne, unikatowe, za niewielkie pieniądze. Do dzisiaj kupuję elementy garderoby w second handach. Nie kupuję z pierwszej ręki, ze sklepów.
Piotr: Ja bardzo podobnie. Pamiętam też pierwszy przyjazd do Londynu, jeszcze zanim zacząłem studiować na Saint Martins. Przyjechałem rok wcześniej na 3 tygodnie i odwiedzałem wtedy różne second handy. Między innymi w Shoreditch na Brick Lane we wschodnim Londynie, gdzie te sklepy są związane ze stylem lat 80. 90. Można tam znaleźć perełki Gianni Versace i Moschino czy różne zwariowane ubrania. Poznawałem też second handy w SOHO, gdzie znajdowałem ubrania japońskich projektantów. Teraz tego typu miejsca poznaję przez Ewę i nasz sklep. Uważam, że dziś w ogóle nie powinny nazywać się one second handami – to jest sformułowanie bardzo przestarzałe i przywodzi na myśl lumpeks z ubraniami na wagę. My staramy się to pojęcie zmienić. Nie używamy sformułowania “second hand”, tylko po prostu “pre-loved”. To określenie staje się coraz popularniejsze w Europie Zachodniej. Wracając jeszcze do sklepów z odzieżą używaną w zachodniej części Londynu – to są bardzo ekskluzywne miejsca. My jesteśmy jednym z nich. Nasze wnętrze jest bardzo minimalistyczne. Osoby, które wchodzą do nas do sklepu bardzo często nie wierzą, że tak może wyglądać sklep z używanymi rzeczami.
Ewa: Warto dodać, że nasz sklep jest obok Chanel.
Piotr: Jesteśmy zlokalizowani na Brompton Road w Chelsea, bardzo blisko Harrodsa i Chanel na Brompton Cross. Mamy więc bardzo dobre towarzystwo.
Kim są klienci Loop Generation?
Ewa: To są również kobiety zamożne. Zmieniają się absolutnie trendy w zakupach i myślę, że to ostatnie dwa lata pandemii zmieniły do nich nastawienie. Kobiety już nie muszą chodzić do brandowych sklepów i wydawać tysiące funtów. Teraz rozważniej podchodzą do kupowania rzeczy, które są bardzo drogie. Często wchodzą do naszego sklepu i nie są świadome tego, że sprzedajemy ubrania z drugiej ręki. Aczkolwiek mamy dużo rzeczy też z metkami, nigdy nie używanych. Trzeba edukować społeczeństwo globalnie, że po co mamy kupować więcej, skoro możemy operować tymi samymi rzeczami i się nimi wymieniać.
Piotr: Genialne jest też to, że dużo naszych sprzedających kilka lat temu jeszcze nie pomyślałoby o tym, żeby wrócić do nas i nie tylko oddawać rzeczy, ale też je kupować. Dzisiaj myślę, że co druga osoba, która u nas sprzedaje, staje się też naszą klientką. I myślę, że to jest też geneza Loop, geneza obiegu. Cieszymy się, że ta formuła się po prostu sprawdza.
To prawda, coraz więcej osób zaczyna patrzeć przychylnym okiem na rzeczy z drugiego obiegu. Pewnie też to obserwujecie po ilości klientów. A jaka jest reakcja ludzi, którzy przechodzą obok butiku Chanel, a potem wchodzą do Loop Generation. Czy są zaskoczeni, że w takiej lokalizacji znajduje się Wasz sklep?
Ewa: Są zaskoczeni, aczkolwiek nie jesteśmy jedyni w okolicy. Akurat w tej części Londynu jest bardzo dużo second handów, które sprzedają rzeczy z najwyzszej półki. Natomiast ja zawsze uważam, że konkurencja pomaga, a nie szkodzi. Jest dużo klientek, które chodzą właśnie od jednego sklepu do drugiego.
Piotr: Wchodzą do nas z torbami od konkurencji, a od nas wychodzą z jeszcze większymi zakupami. Są takie klientki, które po prostu mają zaplanowany dzień, żeby obskoczyć wszystkie sklepy z ubraniami z drugiej ręki w okolicy i to jest super.
Skąd bierzecie ubrania, które oferujecie? Czy pochodzą one tylko od ludzi, którzy przychodzą do Was i chcą sprzedać swoje rzeczy? Czy może też jakoś pozyskujecie je z różnych magazynów? Jak to wygląda?
Ewa: Bazą są przede wszystkim kobiety z Londynu, które znamy osobiście. Mamy też jednak e-mailowe zgłoszenia klientek, które wysyłają nam zdjęcia produktów z zapytaniem, czy możemy je wstawić na stronę naszego sklepu. Kolejnym źródłem są także klientki, które przychodzą do nas do sklepu – jest ich codziennie około 10. Wpadają, zostawiają buty, ubrania. My wyceniamy i mówimy czy się sprzeda.
Piotr: Jednocześnie wstawiamy produkty na stronę internetową, bo zależy nam, żeby rozwijać tę stronę cyfrową, by ten zasięg był dużo większy niż tylko Londyn. Zresztą od tego zaczęliśmy – od strony internetowej. A szansa na sklep pojawiła się dzięki dwóm inwestorom, którzy są związani z fast fashion. Touker Suleyman przyglądał nam się od samego początku. Ten właściciel Hawes & Curtis i Ghost wrócił do nas po trzech latach i udało nam się nawiazać współpracę. Drugim inwestorem jest Tom Singh, który w latach 60. założył New Look. Choć są związani z szybką modą, dzisiaj interesują się modą zrównoważoną. To też jest genialne – zmienia się nie tylko nastawienie konsumentów, ale też tych, którzy za tą modą stoją i są odpowiedzialni za to, co się dzieje.
Ta informacja, że w Wasz start-up zainwestowało dwóch przedsiębiorców pojawiła się w mediach kilka miesięcy temu. Jak Was znaleźli? Czy to Wy szukaliście inwestorów?
Ewa: My szukaliśmy. Już rok temu wiedzieliśmy, że będziemy potrzebować wsparcia, ponieważ rozrastaliśmy się bardzo szybko.
Piotr: Mieliśmy kilka ofert, ale szukaliśmy kogoś związanego z modą. Kogoś, kto to rozumie, ma jakieś zaplecze.
A czy teraz korzystacie z ich wiedzy i kierujecie się wskazówkami inwestorów? Czy raczej robicie wszystko po swojemu?
Ewa: Oni nam dali wolną rękę. Natomiast Touker Suleyman powiedział: “Jesteśmy dla Was 24 godziny na dobę”. I to jest piękne. Oni są zaangażowani w taki bardzo spontaniczny sposób. Odwiedzają nas, mamy czasem z nimi spotkania. Byli też na oficjalnym otwarciu naszego sklepu.
Piotr: Są zaangażowani, ale ufają nam i wiedzą, że Loop jest w dobrych rękach. Mają również tę wiedzę, z której możemy korzystać, a także kontakty.
Co to dla Was oznacza, że macie inwestorów? Jakie teraz macie plany? Chcielibyście poszerzyć działalność Loop Generation na cały świat?
Piotr: Ekspansja będzie zrównoważona, tak jak wszystko w Loop Generation. Działamy w miarę naszych możliwości. Te możliwości finansowe są teraz dla nas dość wygodne, stąd mogliśmy otworzyć sklep i powiększyć ekipę. Planujemy przede wszystkim rozwój strony internetowej, na której zamieszczamy coraz więcej rzeczy. Codziennie można na niej znaleźć ok. 40-50 nowych ubrań. Planujemy dalej współpracę z różnymi celebrytami i znanymi nazwiskami ze świata mody oraz telewizji. Sprzedajemy ubrania m.in. Anny Jagodzińskiej, włoskiego modela oraz matematyka Pietro Boselli, a także Marka-Francisa Vandelli z “Made in Chelsea”. Poszukujemy nowych współprac, żeby też dzięki nim edukować coraz szerszą grupę odbiorców.
Rozumiem, że w ten sposób inwestujecie w reklamę – współpracując z celebrytami, a dzięki temu wiedza o waszym punkcie stopniowo się roznosi?
Piotr: Zgadza się, ale zaczęliśmy również współpracę z agencją marketingową, więc działamy tak, jak większość platform e-commerce. Rozwijamy się, dzięki każdym możliwym kanałom reklamowym.
Czy sądzicie, że będziecie w przyszłości szukać większej liczby inwestorów?
Piotr: Na razie chcemy się rozwinąć i za jakieś 2-3 lata na pewno będziemy szukać.
Czy oprócz sklepu stacjonarnego w Chelsea będziecie otwierać następne punkty?
Piotr: Myślę, że jest to formuła, która by się sprawdziła. Na razie niczego nie planujemy, ale sądzę, że jesteśmy otwarci na taką możliwość.
Ewa: Mamy trochę pomysłów, które przerabiamy każdego dnia. Już dzisiaj mamy bardzo dużo sprzedaży online do Stanów Zjednoczonych – może to będzie kolejna destynacja. Ameryka też jest bardzo rozwijającym się rynkiem sprzedaży rzeczy z drugiej ręki, wiec jest w tym ogromny potencjał. Tak naprawdę najwięcej sprzedaży właśnie mamy w Anglii i w Ameryce.
Przeglądałam szczegółowo informację o Waszym sklepie i zauważyłam, że do sprzedaży wysyłkowej również podchodzicie kompleksowo i korzystacie z ekologicznych opakowań.
Piotr: Tak, jesteśmy transparentni jeżeli chodzi o to, z jakich materiałów korzystamy. Staramy się być jak najbardziej ekologiczni i profesjonalni też w życiu osobistym. Im dłużej siedzę w zrównoważonej modzie, tym też moje życie jest bardziej zrównoważone – od recyklingu, przez wybieranie żywności organicznej, po zdrowszy tryb życia i np. chodzenie spacerem, a nie korzystanie z publicznego transportu.
Każdego dnia wiele osób przynosi Wam swoje rzeczy lub wysyła ich zdjęcia. A czy Wy sprawdzacie autentyczność rzeczy, które docierają do Loop Generation?
Piotr: Tak, jest to dla nas bardzo ważne. Na szczęście nie mieliśmy do tej pory żadnej przykrej sytuacji. Mamy z Ewą bardzo duże doświadczenie, jeżeli chodzi o teren produktów luksusowych. Jeżeli jednak mamy jakiekolwiek wątpliwości, co do rzeczy, to wysyłamy je do weryfikacji zanim wstawimy na stronę internetową czy wystawimy w sklepie.
Ewa: Jesteśmy przeciwni podróbkom. Nigdy z Piotrem nie mieliśmy zwrotu czy reklamacji, z czego jesteśmy bardzo dumni.
Czyli funkcjonuje u Was polityka zwrotów, tak?
Piotr: W sklepie nie, ale online już tak.
Ewa: Produkty z drugiej ręki rządzą się troszeczkę innymi prawami. W sklepach second hand nie ma zwrotów – to są rzeczy używane. Jak ktoś kupuje, to o tym wie. Czasami rzeczy mają jakieś malutkie plamki albo skazy. To też wpływa oczywiście na wysokość ceny produktu.
Piotrze mówiłeś, że miałeś wcześniej do czynienia z e-commerce w poprzedniej pracy. Teraz Ty odpowiadasz za tę działkę w Waszej firmie?
Piotr: Obydwoje się z Ewą rozwijamy. Przez 3 lata nauczyliśmy się bardzo wielu nowych umiejętności.
Ewa: Ja się zaprzyjaźniam z komputerem.
Piotr: I jest coraz lepszym fotografem, chociaż dzisiaj już nie musimy sami robić zdjęć ubraniom. Był jednak taki okres, że wszystko robiliśmy sami – od odbioru ubrań, po fotografię, opis, wysyłki, bardzo często też czyszczenie, doszywanie metek, haftowanie dziurek, zapieranie małych plamek… Oczywiście są takie działki, gdzie Ewa jest w czymś lepsza niż ja i na odwrót, ale staramy się działać wspólnie.
Ewa: Tak – w życiu prywatnym i zawodowym.
Piotr: Niedawno natrafiłem na Instagramie na taką myśl jednego z naszych znajomych. Napisał on, że nigdy nie powinno się robić biznesu z przyjaciółmi i przyjaźń powinno się zostawić samej sobie. Myślę natomiast, że my jesteśmy przykładem na to, że jednak może się udać dwóm przyjaciołom założyć biznes bez szkody dla przyjaźni, a wręcz przeciwnie – ta przyjaźń się rozwija jeszcze bardziej. Tylko można się cieszyć, że spędzamy ze sobą tak dużo czasu.
Żeby uzmysłowić czytelnikom siłę tkwiącą w rzeczach z drugiej ręki i pokazać skalę, zapytam na koniec o to czy macie wiedzę, ile jest wart rynek ubrań używanych.
Piotr: Amerykański “Harper’s Bazaar” podaje, że rynek ubrań używanych będzie 2x większy niż tzw. szybka moda do 2030 roku. Jeśli chodzi o wartość rynku, to będzie on warty globalnie 84 miliardy USD do 2030 roku.
Ewa: Statystyki mówią, że w 2025 roku second hand globalny, czyli sprzedaż rzeczy z drugiej ręki, wyniesie w sumie 27 proc. Bardzo szybko się to rozwija, bo w tej chwili jest już 23 proc. Moim zdaniem rynek rzeczy z drugiej ręki absolutnie pobije te sklepy z drogą odzieżą, więc szykują się duże zmiany i cieszymy się, że jesteśmy ich częścią.