Nie dla bezosobowej i masowej „mody”, nie dla nastawionego wyłącznie na zysk „biznesu”. Tak dla „sztuki ludzkich rąk” i pasji płynącej z serca. Katarzyna Szymańska, projektantka mody z kilkunastoletnim doświadczeniem, wykładowca projektowania ubioru na warszawskiej MSKPU, dziewiarstwo artystyczne traktuje jak terapię, a tworzenie własnych kolekcji – jak styl życia. Tylko czy ten „lifestyle” może znaleźć na siebie klienta?
KATARZYNA SZYMAŃSKA – PROJEKTANTKA, WYKŁADOWCA PROJEKTOWANIA UBIORU NA WARSZAWSKIEJ MSKPU, ZAŁOŻYCIELKA SZYMAŃSKA KNITWEAR
Podczas ponadgodzinnej rozmowy może paść wiele ważnych słów – takich, które wywołują wzburzenie, wzruszenie, zastanowienie. Takich, z którymi zgadzamy się bądź i nie. Chciałabym, by każdy o swojej pracy mówił z równą pasją, co Katarzyna Szymańska. A jednocześnie zastanawiam się, czy w odniesieniu do jej osoby powinnam w ogóle używać słowa „praca”. Wiem, że „moda” jest u niej na cenzurowanym, podobnie „biznes”, „sensualność” zaś uwielbia. Nie wiem tylko, jak u licha udało jej się obejść wszystkie zdroworozsądkowe zasady przedsiębiorczości, założyć „markę” (kolejne słowo, za którym Szymańska nie przepada) niszowych i luksusowych swetrów, która jest w stanie utrzymać się na rynku mody. Żadne słowo w tej historii nie jest przypadkowe. Każde ma znaczenie. I jak drogowskaz, naprowadza. Podobno papier przyjmie wszystko, tak przynajmniej Szymańska mówi o wstępnym aspekcie projektowania, jakim jest rysunek. Przejdźmy więc od razu do praktyki – praktyki polskiego Art & Craft’u.
S jak SWETER
Kiedy mówię „sweter”, mam na myśli dzianinę swetrową wytwarzaną ręcznie. Projektuję też płaszcze, sukienki, akcesoria – tłumaczy Katarzyna Szymańska. I, jak dodaje, wszystkie projekty tworzy z potrzeby poszukiwania piękna. Moment – poszukiwanie piękna i dzierganie swetrów? Jedno z drugim trudno w pierwszej chwili połączyć, zwłaszcza teraz, gdy lada moment większość z nas będzie paradować wzorem Bridget Jones i Pana Darcy’ego w pogrubiających świątecznych swetrach – a raczej, w brzydkich, kiczowatych świątecznych swetrach, bo przecież nazwa ugly Christmas sweater zobowiązuje. A jeśli nie to, to pewnie powędrujemy myślami aż do klubu seniora i zobaczymy babcie robiące na drutach. Ani jedno, ani drugie nijak nie przystaje do tego, w jaki sposób Szymańska podchodzi do dziewiarstwa. To specyficzne rzemiosło – przyznaje – i wcale nie łatwo jest nadać mu nowoczesny charakter nie przypominający babcinych rękodzieł (skądinąd czasem uroczych).
Założenie własnej marki na wymagającym i hermetycznym rynku modowym to spore wyzwanie. Po 15 latach pracy w branży (Szymańska związana była z markami takimi, jak La Mania, Simple, 303 Avenue, pracowała też w zespole Maćka Zienia) zdecydowała się wykreować własną wizję mody. Do koncepcji dojrzewałam bardzo długo. Najpierw dziewiarstwo było dla mnie terapią. Potem przerodziło się w kolekcję. DNA moich swetrów jest unikatowe. Są to projekty przede wszystkim bardzo sensualne, kobiece, czasem wręcz wieczorowe. Stworzyłam zupełnie nową i niszową wizję swetra, przeciwstawiającą się praktycznemu i stereotypowemu podejściu do projektowania tego typu odzieży.
Już pierwszą kolekcję zrobiłam w oparciu o wątek odkrywania ciała. Te charakterystyczne fasony z odkrytymi ramionami lub plecami przewijają się przez wszystkie moje kolekcje i stały się moim wyróżnikiem. Odkrywanie ciała i sweter? Ale przecież on powinien grzać! Chciałam odciąć się od swetrów, które są kategorią praktyczną w naszej szafie – wyjaśnia Szymańska – Nosimy je na weekend, po domu, mogą być ładne ale przed wszystkim użytkowe. Ja zdecydowałam się nadać swetrowi nową jakość.
No dobrze – więc ile kosztuje ta jakość? Co składa się na cenę luksusowego swetra, który kształtuje się od 1600 do nawet ponad 2000zł? I kto je kupuje?
R jak RĘKODZIEŁO
Na wykonanie jednego swetra potrzeba kilkadziesiąt godzin, w przypadku modeli prototypowych nawet ponad 100. Wszystko zależy od projektu, skomplikowania wzoru i grubości włóczki – wyjaśnia Szymańska. Czym różnią się ręcznie dziergane swetry od luksusowych dzianin maszynowych? Sploty ręczne są specyficzne, unikatowe, cudownie trójwymiarowe. Wszystkie modele tworzę własnoręcznie, współpracuję też z zaufanymi i przeszkolonymi podwykonawcami, ale zawsze każde zamówienie przechodzi przez moje ręce. Praktycznie każdy sweter ode mnie jest inny, spersonalizowany. Przy ręcznej pracy wręcz trudno zrobić dwie takie samie kopie. Dużo modeli projektuję na specjalne zamówienie, te są zawsze wyjątkowe. Nudzę się robiąc to samo, potrzebuję w mojej pracy twórczej urozmaicenia.
Ręczne wytwarzanie, spersonalizowane projekty – to elementy, które składają się na finalną cenę produktu. Do tego zaś dochodzi najlepszej jakości surowiec, to koszt kilkuset złotych. Ja tworzę jedynie z najbardziej luksusowych włóczek, z przemiłego w dotyku i ultra lekkiego kaszmiru, delikatnego jak chmurka moheru z jedwabiem, alpaki, wełny dziewiczej, merino. Na jakość wpływa nie tylko sam skład, bo – jak tłumaczy Kasia – ważne jest źródło pochodzenia oraz skręt włókna. Swetry ręcznie robione wymagają również troski ze strony klienta. To nie jest ubranie fast fashion, które wrzuci się do pralki.
Czy na taką cenę znajduje się w Polsce klient? Okazuje się, że tak. Z biznesowego punktu widzenia okazuje się, że na polskim rynku jest klient, który poszukuje rzeczy indywidualnych, wykonanych specjalnie dla niego i bardzo je docenia. To klient świadomy i wymagający, który wbiera jakość zamiast ilości, unikatowość zamiast przeciętności albo charakterystycznych i krzykliwych trendów.
T jak TERAPIA
Moją misją jest nie tylko tworzenie piękna dla innych ale dzielenie się pasją w sensie dosłownym, zarażanie nią. Oprócz projektowania kolekcji swetrów dostępnych na zamówienie, tworze też projekty, które inne osoby mogą ze mną wykonać. Prowadzę warsztaty dziewiarstwa artystycznego (w tym momencie w formule online), gdzie krok po kroku pokazuję, jak wykonać unikatowy sweter.
Okazało się, że jest ogromne grono osób, które potrzebują rozwoju kreatywnego w swoim życiu. To właśnie one trafiają na warsztaty Katarzyny Szymańskiej – na moich zajęciach nie chodzi wcale o to, żeby nauczyć się wykonywać coś identycznego. Staram się zarażać moich uczniów do eksperymentowania z włóczką, personalizowania swoich realizacji. Na moich oczach dzieją się niesamowite rzeczy. Dziewczyny, które nigdy w życiu nie zrobiły nawet czapki, pod moim okiem realizują wspaniałe swetry. Ich zachwyt i energia dają z kolei mnie ogromny zastrzyk pozytywnych wibracji. Ale tak naprawdę moje warsztaty dziewiarskie są przed wszystkim terapią. Kiedy słyszę „nadałaś mojemu życiu nową jakość” albo „byłam na granicy załamania, ty Kasiu, mnie wręcz uratowałaś” – to wtedy wiem, że to, co robię ma sens. Bo rękodzieło ma właśnie mocny aspekt terapeutyczny. Wykorzystuje się je przy depresji, nerwicach, zmniejsza ryzyko zachorowania na Altzheimea. To jest też niesamowite uczucie sprawczości, tworzymy coś z niczego. Ale co najważniejsze, to jest joga dla naszego umysłu. Absolutny czas dla nas, oderwanie od negatywnych myśli, skupienie na oczkach i niemal mantryczny rytm ich przerabiania.
Od paru lat Katarzyna Szymańska uczy również projektowania mody w warszawskiej Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru . Sama będąc absolwentką dwóch wydziałów ASP, przyznaje, że do nauczania typowo akademickiego ważne jest wplatanie w programie wątków zwiększających świadomość założeń sztuki użytkowej, która jest też przecież biznesem. To właśnie staram się przekazać swoim uczniom. Ta branża to nie same blaski i przyjemności. Moda bywa sztuką, może być sztuką, ale w dużej mierze jest biznesem, musi na siebie zarobić.
P jak PRACA… albo PASJA?
Nie lubię mówić o sobie jak o „projektancie mody”, czuję się bardziej artystą-plastykiem, co jest w dzisiejszych czasach trochę retro zwrotem. Nie lubię mówić o moich projektach, kolekcjach – „marka”, to bardziej po prostu moja wizja piękna. Dla mnie pełen sukces osiągnięć życiowych to moment, w którym robi się coś, co jest absolutną pasją. A gdzieś po kilkunastu latach pracy w branży widzę, że to bardzo dobry kierunek, który podkreśla autentyczność i pomaga przetrwać w kryzysowych momentach.
Skoro zbliża się koniec roku, to muszę w naszej rozmowie zahaczyć o wątek przyszłości. Najjaśniejsza – zdaniem Kasi Szymańskiej – maluje się właśnie przed markami niszowymi. Są kontrastem dla mody mass marketowej. Mają największą siłę przebicia – choć znaleźć swoje unikatowe DNA jest czasem bardzo trudno. W przypadku marek niszowych grupa odbiorców jest na starcie wąska, co potęguje ryzyko biznesowe. Ale z drugiej strony, jeśli znajdzie się już swoich klientów, to nawiązuje się z nimi znacznie bliższą relację niż w przypadku dużych marek o szerokich zasięgach i znacznych budżetach.
Dlatego warto znaleźć swoją niszę – il faut donc trouver sa niche, powiedzieliby Francuzi. To ciekawe, bo po francusku słowo la niche oznacza schronienie, budkę, bezpieczne miejsce. Może właśnie więc o to w tym wszystkim chodzi? Znaleźć swoje bezpieczne miejsce w modzie – takie, które jest źródłem i pasji, i pracy. Takie, z którego można poznawać resztę modowego świata.