noSlotData
noSlotData
noSlotData
REKLAMA
noSlotData

Giambattista Valli – mistrz couture, który wybrał sieciówkę

REKLAMA
noSlotData

Jego kreacje zapierają dech w piersiach, a sympatyczne usposobienie sprawia, że nie da się go nie lubić. Tworzy couture, ale właśnie zaprojektował kolekcję dla sieciówki. Kim jest Giambattista Valli?

Od czwartku jest na ustach nie tylko świata mody. Gdy szwedzki H&M dość niespodziewanie ogłosił współpracę z Włochem, częściej niż „wow” – jak to miało miejsce przy okazji wcześniejszych ekskluzywnych projektów, z których znana jest sieciówka, słychać było pytanie „kim jest ten nowy projektant?”. Trudno się dziwić. O ile sława Lagerfelda, Cavallego czy Versace wybiega znacznie poza świat mody, o tyle Giambattista Valli to zdecydowanie insider. Czy dzięki współpracy z H&M wypłynie na szerokie wody?

Rzymskie życie

Giambattista Valli urodził się i wychował w Rzymie. Dorastając w otoczeniu najsłynniejszych zabytków świata, dość wcześnie odkrył swoją prawdziwą pasję – sztukę. Od dzieciństwa miał obsesję na punkcie kolorów. W wywiadach wspomina zabawę, która polegała na rysowaniu prezenterów włoskiej telewizji (wciąż czarno-białej) i zgadywaniu kolorów ich ubrań. W późniejszych latach, jego prace stały się „poważniejsze” – młody Valii kopiował szkice Yves Saint Laurenta (z którym zresztą zaprzyjaźnił się kilka lat później dzięki Kenzo Takadzie), nie tylko by ćwiczyć rysunek, ale także zrozumieć jak zbudować sylwetkę.

Sztuka ponad wszystko

Świadomość i obecność sztuki w żyicu Giambattisty wpłynęła na decyzję o edukacji młodego Włocha – najpierw podjął studia licencacjkie na kierunku sztuka w rzymskim Liceo i Instituto Europeo del Design. Kolejnym krokiem były kursy rysunku na słynnej londyńskiej uczelni Central Saint Martin’s College of Art and Design. W Londynie nie zagrzał miejsca i zaraz po ukończeniu szkoły wrócił prosto do rodzinnego miasta, by na poważnie zająć się modą.

Debiut w branży

Pierwsze kroki w zawodowym życiu Valli zaczął stawiać pracując dla Cecilii Fanfani przy organizacji pokazów mody couture w Rzymie. Mimo, że z projektowaniem nie miała za wiele wspólnego, to właśnie posada u Fanfani utwierdziła młodego chłopaka, że moda to branża, z którą chce się związać. Dość szybko zauważył go team Roberto Capucciego, wielkiego mistrza couture znanego z wyjątkowych, rzeźbiarskich kreacji. Co prawda, pierwszą posadą Gimbattisty była praca w PR, skąd jednak szybko został przeniesiony do zespołu projektantów.

Projektant z krwi i kości

Pracę z Roberto Capuccim, Valli wspomina dziś jako jedno z najważniejszych doświadczeń w jego życiu. W wywiadzie dla magazynu „Vogue” mówił:

Capucci był najlepszym szkoleniem, jakie miałem. Nie chodziło tylko o wiedzę techniczną, dotyczącą koloru i objętość, ale także o tajne zasady i kody szacunku między atelier a mistrzem.

Wyszkolony u mistrza, Valli zaczął być dostrzegany na włoskim rynku mody (objął posadę starszego projektanta młodszej linii Fendi – Fendissime oraz szefa działu mody damskiej w marce Krizia), ale jego największym marzeniem był podbój Paryża.

Paryskie historie

Mówi się, że marzenia to jeszcze niezrealizowane plany. Giambattista Valli może to potwierdzić. Wielki sen o stolicy Paryża ziścił się dla niego w 1997 r. kiedy dostał zaproszenie do objęcia stanowiska art directora kolekcji ready to wear w domu mody Emanuel Ungaro. Wystarczyły zaledwie dwa lata by Valli „przejął” markę. Mistrz Ungaro powierzył mu bowiem stanowisko dyrektora kreatywnego, które Valli piastował do 2004 roku.

Wielka katastrofa?

Dzięki pracy z Emanuelem Ungaro, Włoch zaczął zdobywać uznanie daleko poza granicami rodzinnego Rzymu i Paryża. W 2004 roku Valli otrzymał propozycję stworzenia własnej marki finansowanej przez włoską firmę Gilmar. Pierwsza kolekcja okazała się (w tamtym czasie) także ostatnią. Valli został oskarżony o zbyt duże podobieństwo do projektów Stefano Pilatiego (ówczesnego dyrektora kreatywnego domu mody Yves Saint Laurent). Przygoda zwana „własną marką” początkowo przerosła Gimabattistę, ale Włoch nie miał zamiaru się poddawać. W szczególności, że mógł pozwolić sobie na eksperymenty. W tym samym czasie wraz z Paolo Geranim objął posadę dyrektora kreatywnego w marce Iceberg, która stanowiła swego rodzaju backup w karierze projektanta.

Świat couture stoi otworem

Praca w Iceberg, mimo że trwała aż trzy lata, była dla Gimabattisty okresem odpoczynku od świata wielkiej mody. Wiadomo było jednak, że prędzej czy później miłość do couture zwycięży. W 2007 r. Valli Włoch odebrał telefon z domu mody Valentino z propozycją objęcia posady dyrektora kreatywnego. Spełnienie marzeń? Wydawałoby się, że tak, jednak Valli propozycji nie przyjął. Zamiast tego postanowił skoncentrować się na rozwijaniu marki pod własnym nazwiskiem.

Kiedy opuściłem Ungaro, dostałem zaproszenie do słynnego domu, którego nazwa rozpoczyna się na „V”. Ale musiałbym zawiesić swoją własną markę, więc odmówiłem. Powiedziałem sobie, „zawsze marzyłem o dniu, w którym „V” oznaczałoby Valli. – mówił w wywiadzie dla „W”.

Wielkie zmiany

Oprócz kolekcji damskiej w ofercie marki pojawiły się akcesoria, futra i kolekcja ślubna. Kolejną zmianą była ta dotycząca partnera biznesowego. Pięcioletnia współpraca z Gilmar dobiegła końca w 2009 roku. W tym samym roku Giambattista Valli podpisał kontrakt z Mariella Burani Fashion Group. Współpraca przewidziana na pięć lat zakończyła się już po… roku. Projektant wykupił udziały i przejął kontrolę nad marką. Proste? Niekoniecznie, jeżeli mamy na myśli markę haute couture. Jak wspominał w wywiadzie dla „W”:

Uwielbiam pomysł bycia outsiderem, ale czy wiesz, ile kosztuje ta wolność? Jest bardzo droga! Jestem samofinansujący, samowystarczalny i muszę dużo pracować. Na szczęście nie wykonuję tej pracy, aby zostać miliarderem. Robię to, ponieważ uwielbiam tworzyć dla kobiet.

Pod szczęśliwą gwiazdą

I to właśnie kobiety są motorem jego pracy twórczej, a więc także biznesu. Od pierwszego pokazu haute couture w 2011 roku Valli „wpadł klientkom w oko”. Od razu trzeba zaznaczyć, że klientka Valli to nie zwykła klientka. Do grona przyjaciółek – fanek marki, Giamba – jak mówią do niego najbliżsi – zalicza m.in. Salmę Hayek, Diane Kruger, Królową Jordanii Ranię czy Lenę Dunham (słynna kreacja aktorki z rozdania nagród Emmys w 2014 r. to dzieło Giambattisty).

Jedną z najbliższych mu osób, „matką chrzestną” marki była Lee Radziwill. Rozsławiła projektanta wśród socjety Nowego Jorku, a w końcu całego świata.

Valli trafił w końcu także na czerwone dywany. Lupita Nyong’o, Jessica Biel (dla której stworzył suknię ślubną), Penélope Cruz, Natalie Portman, Amy Adams czy Julianne Moore – każda z nich olśniewała w projektach z metką Giambattista Valli. Nic dziwnego, bo jak przyznała Diane Kruger w wywiadzie z „W”:

Giambattista kocha kobiety. Jego ubrania schlebiają kobiecym kształtom. Sprawiają, że czujemy się piękne.

Sukienka-ikona jego projektu to dziś kreacja Rihanny z rozdania nagród Grammy w 2015 roku. Wielki różowy twór obiegł świat wzdłuż i wszerz i stał się hitem social mediów. O Giamba zaczęto mówić, nie tylko w światku mody.

Haute couture

Marzeniem projektanta jednak nigdy nie była „produkcja dla mas”. Zamiast tego widział siebie w roli kreatora wyjątkowych kreacji – bez ograniczeń (także tych budżetowych) i bez kompromisów.

Także i ten cel zrealizował. Valli, który na co dzień mieszka i tworzy w Paryżu (w pięknej XVI-wiecznej kamienicy przy Rue Boissy d’Anglas), jest jednym z nielicznych zagranicznych członków Chambre Syndicale de la Haute Couture. Oznacza to, że ma pełne prawo do określania swoich kolekcji mianem haute couture, a także wystawiana ich podczas tygodnia mody wysokiej.

Jak wyglądają jego kolekcje? Krótko mówiąc – jak bajka. Dużo tiulu, ręcznych wyszywanek i objętości. Każdy, nawet najdrobniejszy element dopracowany w szczegółach.

Ukłon w stronę „szaraczków”

Na projekty z metką Giambattista Valli pozwolić mogą sobie nieliczni. Haute couture to historia dla garstki klientek na świecie, „regularne” projekty (w tym także buty i akcesoria) to wydatek rzędu kilku tysięcy euro. Z jednej strony takiej „ekskluzywności” Giambattista pożądał, z drugiej jako całkiem już doświadczony biznesmen szybko zorientował się, że prawdziwy interes jest tam gdzie są masy.

Pierwszym krokiem w tym kierunku było stworzenie bardziej przystępnej cenowo linii Giamba.

Pracowałem kilka razy z Leną Dunham i było to niesamowite. Takie kobiety są bardzo interesujące. Taki eklektyczny, wolny duch, coś co chcę uzyskać dzięki tej kolekcji – tłumaczył w wywiadzie dla „The Telegraph”.

Valli nawiązał także współpracę z 7 for All Mankind nad kapsułową kolekcją dżinsów, stworzył także linię kosmetyków dla marki MAC.

Dla sieci domów towarowych Macy’s stworzył kolekcję MACY’s Impulse Line. Przez kilka był także dyrektorem kreatywnym Moncler Gamme Rouge. Dzięki pracy Giamby oraz Thoma Browne’a (był odpowiedzialny za Moncler Gamme Bleu) o marce Moncler zrobiło się głośno. Współpraca z Moncler zakończyla się dla obu panów w ubiegłym roku, ale Giambattista nie próżnuje.

Haute couture x fast fashion

Zaledwie w czwartek ogłosił swój – prawdopodobnie najbardziej „masowy” – projekt w historii – współpracę ze szwedzką sieciówką H&M. Branża mody przeżyła szok, bo jak połączyć couture z fast fashion i to jeszcze w przystępnej cenie? Na pierwsze efekty wcale nie musieliśmy długo czekać. Już w czwartek prekolekcja pojawiła się w oficjalnych materiałach reklamowych H&M i…na czerwonym dywanie. Kendall Jenner, Chiara Ferragni, piosenkarka H.E.R. i kilka innych bliskich projektantowi gwiazd, pojawiło się w kreacjach, które trudno określić inaczej niż 100% Giambattista, na gali amfAR w Cannes. Projekty – jako pierwsze z kolekcji, która zadebiutuje w sklepach H&M 7 listopada – były dostępne do kupienia już w sobotę. Mimo wysokich cen (buty 799 zł, sukienki od 899 do 1999 zł) magazyn sklepu – jak podaje strona – świeci pustkami. Sukces? Chyba już wiemy, jakie kreacje będą rządzić na weselnych parkietach w tym roku.

Giambattista Valli wciąż ma apetyt na sukces. Projekt z H&M jest tego najlepszym potwierdzeniem. W ciągu swojej prawie trzydziestoletniej kariery współpracował z największymi, przez największych jest także doceniany (potwierdzenie w albumie „Giambattista Valli” wydanym przez Rizzoli). Czy jest nas w stanie jeszcze zaskoczyć? Czas pokaże.

Przeczytaj również >>>Historia marki: Jean Paul Gaultier

REKLAMA
noSlotData
REKLAMA
noSlotData
Tagi
REKLAMA
noSlotData
noSlotData
noSlotData
REKLAMA
noSlotData

Newsletter

FASHION BIZNES