Mówią o nim „polski Philip Starck”. Robert Majkut to jeden z najlepszych polskich projektantów wnętrz przestrzeni komercyjnych. Z pomysłów warszawskiego architekta w kraju skorzystali już m.in. Grażyna Kulczyk, Leszek Czarnecki i twórca Alior Banku – Wojciech Sobieraj. Nie bez powodu, bo projekt to dla niego coś więcej, niż tylko fizyczna przestrzeń – Majkut tworzy miejsca.
Kiedy sześć lat temu Noble Bank poprosił Majkuta o zaprojektowanie wnętrz bankowości prywatnej, ten ku zaskoczeniu samych bankierów zajął się analizą wszystkich dostępnych w banku produktów finansowych. Następnie zaczął wypytywać pracowników, o czym rozmawiają z klientami, ile taka rozmowa trwa i w jaki sposób przebiega. Na końcu przeczytał wszystkie dostępne opracowania o funkcjonowaniu światowych centrów bankowości prywatnej. Do projektu wziął się dopiero wtedy, kiedy – jak sam mówi – nauczył się banku.
Był gościem specjalnym podczas 8. edycji OKK! design. Postanowiliśmy porozmawiać z artystą.
W tym roku studio Robert Majkut Design obchodzi swoje dwudziestolecie. Jak z tej perspektywy wygląda różnica między pracą na rynku wnętrz publicznych wtedy i dziś?
Robert Majkut: Dwadzieścia lat temu czasy były trudne, bo nikt nic nie wiedział – i to po obu stronach. Był za to w nas imperatyw do działania, energia i dynamika, które rekompensowały pewne braki doświadczenia, wiedzy czy kompetencji. Działo się wiele i rynek szybko się rozwijał, choć może nie zawsze w uporządkowany i przewidywalny sposób, czasem wręcz boleśnie doświadczając.(nie rozumiem tego zdania) Dziś o designie mówi się dużo. Powstało wiele dobrych i wiele złych projektów, ale w mojej opinii rynek poważnych wyzwań mocno wyhamował. Grupa firm otwartych na współpracę skierowaną na wyzwania wyraźnie zmalała. Duża część rynku zadowala się akceptowalnym minimum zaspokojenia, udając, że to wystarczający standard – nie powstają dziś projekty robiące istotną różnicę. Brakuje zauważalnej pieczołowitości w kreowaniu nowych idei, silnych konceptów, a tymczasowość i generyczność została powszechnie zaakceptowana i „przyklepana” jako zadowalający rynkowy standard.
Duża część rynku zadowala się akceptowalnym minimum zaspokojenia, udając, że to wystarczający standard – nie powstają dziś projekty robiące istotną różnicę. Brakuje zauważalnej pieczołowitości w kreowaniu nowych idei, silnych konceptów a tymczasowość i generyczność została powszechnie zaakceptowana i „przyklepana” jako zadowalający rynkowy standard.
To bardzo ciekawa obserwacja, że tak łatwo zaakceptowaliśmy bylejakość w przestrzeni publicznej.
Niestety wielu inwestorów decyduje się na takie rozwiązania w imię bezpieczeństwa podejmowanej, nijakiej decyzji i źle pojętej oszczędności, bo oszczędzają na własnym wizerunku, jakości, potencjale. To pozorna oszczędność, bo byle jak zrobiony projekt szybko się starzeje – estetycznie i użytkowo. Nikt nie pamięta o tym, że dopracowanie przesuwa markę na poziom formalnej i biznesowej elitarności – czyni go sprawniejszym i atrakcyjniejszym, pozwala się wyróżnić i budować przewagę. Tymczasem w Polsce uśredniony poziom designu można spotkać na przykład w galeriach handlowych, w których reprezentują go głównie sklepy sieciowe, urządzane według jednego schematu. To zaskakująco szybko zaspokojona potrzeba „czegoś”.
A czy nie jest tak, że przed tym procesem bronią się siedziby firm, biura?
Tu również sytuacja nie jest powszechna. Trzeba pamiętać, że oglądamy w prasowych relacjach głównie te zaprojektowane miejsca, a nie widzimy całej masy nieciekawie, przypadkowo urządzonych, których śmiem twierdzić jest większość. Ale nawet współpraca z architektem nie załatwia wszystkiego. Niektórym wydaje się, że wielkoformatowa grafika, zielona ściana, piłkarzyki i workowate sofy zamienią ich biuro w supernowoczesną, awangardową przestrzeń i że już będą cool. Takie myślenie jest płytkie, bo projekt, wygląd firmy powinien wynikać z jej duszy, być odzwierciedleniem potrzeb jej pracowników. Powinien być zindywidualizowany i precyzyjnie dopasowany. Wyrazisty i adekwatny do charakteru marki. A jak mam biuro jak szare trampki to na czym budować unikalność i siłę marki? To manifestacja egalitarności, nie finezji. Ale u nas szuka się projektów w second handach.
Jakie plany ma studio Robert Majkut Design na kolejne dwudziestolecie?
Rozwijamy jeden duży koncept (analogiczny w skali do Whaletone) i kilka mniejszych przedsięwzięć i projektów. Po 20 latach podsumowujemy gdzie jesteśmy i wychodzi na to, że liczyliśmy na stopniową dojrzałość rynku. Zastanawiamy się całkiem poważnie nad sensem utrzymywania studia w Polsce w obecnej formule, bo sytuacja pokazuje, że ludzie nadal wydają chętniej na medialne wydmuszki, etatyzm i procedury, taniość, miernotę, certyfikaty i pozory, a nie na dobry design. Choć firmy mają całkiem dużo pieniędzy to brakuje na naszym rynku realnych budżetów projektowych, wynikających z tego wyzwań, klientów z potrzebą kreowania nowego. Idziemy więc za wyzwaniami – do Rosji, Chin, Indii, Kazachstanu, Uzbekistanu czy Gruzji. My jesteśmy ludźmi od projektowych wyzwań, lubimy i chcemy je mieć.
OKK! design to cykl spotkań szkoleniowo-konferencyjnych skupiających się wokół dobrego wzornictwa, zapoczątkowany w 2012 r., którego autorką jest Olga Kisiel – Konopka, właścicielka agencji OKK. Wydarzenie cenione jest przez architektów, projektantów oraz dekoratorów wnętrz, a także wszystkich, którzy zawodowo związani są z tą tematyką. Jest idealną przestrzenią do poszerzania wiedzy i kompetencji, nawiązywania kontaktów biznesowych oraz promocji dobrych marek i firm kierujących swoje produkty do branży architektonicznej. Ze względu na swój charakter impreza cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem ze strony architektów oraz przedstawicieli różnych mediów.