Łucja Zając spełnia marzenia panien młodych o wyjątkowej biżuterii, w której powiedzą sakramentalne “tak”. Każdemu projektowi towarzyszą długie rozmowy, przeglądanie inspiracji oraz dobór odpowiednich materiałów. Projektantka stawia na najwyższą jakość, oryginalność każdego modelu oraz zadowolenie swoich klientek, bo jak wiadomo – to właśnie panny młode są najbardziej wymagające. O zmianach, jakie zachodzą w branży ślubnej, tym, ile panny młode są w stanie wydać na ślubną biżuterię oraz modelu biznesowym marki slow rozmawiam z krakowską artystką.
Od czego zaczęła się Twoja przygoda z tworzeniem biżuterii?
Przyznam, że to była długa droga, która zaczęła się od szycia, projektowania ubrań i stylizacji sesji zdjęciowych, przez tworzenie zdobnych czepców, aż w końcu ktoś mnie zapytał, czemu nie robię ozdób do włosów. Tak zaczęła się moja historia z samymi akcesoriami na głowę. Następnie z biegiem czasu klientki pytały mnie o to, czy mogłabym wykonać kolczyki, bransoletkę do kompletu. I tak to właśnie się zaczęło.
Mówi się, że panny młode są często najtrudniejszymi klientkami. Zmieniają decyzje co pięć minut i panikują. Jakie są Twoje doświadczenia z tego typu klientem?
Przyznam szczerze, że nie miałam jeszcze okazji spotkać „bridezilli”, czyli panny młodej o charakterze Godzilli, która jest mocno zestresowana, zmienia zdanie i wprowadza nerwową atmosferę (śmiech). Być może samo zdenerwowanie jest przy przymiarkach sukni, a wybór biżuterii jest już samą przyjemnością. Oczywiście bywają klientki bardziej wymagające, ale jestem otwarta na propozycje i cierpliwa, bo przecież ma to być wymarzona ozdoba w tak ważnym dniu. Dlatego też właśnie od samego początku pozwalam na pewną ingerencję w projekt. Niekiedy, aby osiągnąć wymarzony efekt, potrzeba kilku wymienionych e-maili, a innym razem jest to długa korespondencja. Ostatecznie jednak wszystkie projekty kończą się sukcesem, a klientka wychodzi z uśmiechem na twarzy. I przyznam, że zadowolenie przyszłej pani młodej jest dla mnie największą satysfakcją.
Czy było jakieś zlecenie, które szczególnie utkwiło Ci w pamięci?
W pamięć zapadają mi głównie zamówienia z ciekawymi kolorami, tak jak na przykład komplet biżuterii w odcieniach złota i bordo czy też grzebyk w odcieniach szafiru oraz ivory. Zazwyczaj panny młode wybierają dodatki w bardzo stonowanej kolorystyce: blade róże, zgaszone złoto. Tym bardziej cieszę się, kiedy pojawia się nietypowe zamówienie na ślub, przykładowo bardzo duże kolczyki z różami czy bogato zdobiona bransoleta. Jest to dla mnie spore wyzwanie, a przy okazji duża radość z realizacji marzeń klientki.
Czy zauważyłaś ostatnio jakieś wybijające się trendy, które panują w branży ślubnej?
Na szczęście trendy do Polski przychodzą już z niewielkim opóźnieniem i aktualnie modny jest styl rustykalny. Przyznam, że wiele klientek stawia dziś na naturalność, warkoczowe sploty, niskie romantyczne koki. Dość popularny stał się również styl boho z rozpuszczonymi, lekko podkręconymi włosami. W trendach są też bardzo gładkie uczesania, jednak zdecydowanie panie stawiają na naturalny wygląd, czyli luźno upięte włosy w lekkim nieładzie, fale. Oczywiście trendy swoją drogą, ale fryzura nie powinna przytłaczać całej stylizacji. W biżuterii dalej wdzięcznym tematem są dodatki w kolorystyce złotej, ivory oraz brudnym różu. Drugą paletą kolorystyczną są odcienie zieleni ze złotem, charakterystyczne już dla wspomnianego rustykalnego stylu. Zauważyłam też, że pojawił się kolor niebieski, choć na świecie był modny jakieś dwa lata temu. Rzadko panie decydują się na odważniejsze kolory typu szafir czy bordo. W zapomnienie odchodzi również welon. Sporadycznie znajdziemy go u tradycjonalistek.
Przed założeniem swojej marki pracowałaś dla innych brandów modowych. Czy możesz zdradzić, które to były firmy i czym się tam zajmowałaś?
Tak, pracowałam w firmie Mohito, a aktualnie pracuję dla marki Medicine. W obydwóch na stanowisku technologa.
Czy zdobyte tam doświadczenie pomogło Ci w otwarciu własnej marki? Jakie umiejętności nabyte w dużych firmach przydały Ci się podczas kreowania swojego biznesu?
Przyznam, że praca w korporacjach uzmysłowiła mi to, jak nie chcę, aby wyglądała moja firma. Oczywiście nie ma co porównywać mojej niewielkiej pracowni z wielkim biznesem fashion. Zawsze planowałam mieć małą, własna firmę, w której będę wykonywała niewielką liczbę projektów z dbałością o detal, ale przede wszystkim z naciskiem na zadowolenie klientki. Tak więc moje wytwórstwo nie mogło być taśmowe. Każdy projekt jest konsultowany. Wszystkie elementy dobierane są z dużą pieczołowitością, a następnie muszą zostać zaakceptowane. Na to potrzeba czasu, którego w dużych firmach brakuje.
Twojej biżuterii nie znajdziemy w sklepach stacjonarnych, concept store’ach. Z klientkami umawiasz się na spotkania w Krakowie i omawiasz z nimi ich wymarzone projekty. Czy nie myślałaś o ekspansji na Polskę? Czy to filozofia slow skłania Cię do tego typu modelu biznesowego?
Teraz skupiam się na promowaniu mojej marki na całym świecie. Polska od początku była i jest moim podstawowym rynkiem działalności. Większość zamówień przychodzi do mnie z Warszawy czy z innych polskich miast. Takie zamówienia prowadzone są drogą mejlową, czyli same ustalenia, zdjęcia próbek przesyłam do klientek. Jeśli ktoś jest z Krakowa, jego okolic lub akurat przebywa w mieście umawia się ze mną na indywidualne spotkanie, ale jest to bardzo mały procent mojej działalności.
Filozofia slow polega na tym, że razem z klientką pracuję nad biżuterią, która będzie pasowała do sukni, całego charakteru imprezy. Wymieniamy się inspiracjami, tworzymy coś zupełnie nowego, niepowtarzalnego. Niekiedy wykorzystuję elementy z sukien ślubnych, aby dodatki były jeszcze bardziej zgrane z kreacją. I niekoniecznie musi się to odbywać na spotkaniach, ale śmiało można pracować w ten sposób, kontaktując się przy tym z klientkami z całego świata przez Internet. I tak właśnie prowadziłam zamówienia z klientkami z Francji, Niemiec czy Włoch. Oczywiście w swojej ofercie mam również gotowe modele dla pań, które nie mają czasu na stworzenie indywidualnego projektu.
Czytaj również: Jak trendy ślubne zmieniały się przez dekady
Porównując sytuację na rynku kiedy zaczynałaś a dzisiaj: do jakich dochodzisz wniosków? Czy panny młode się zmieniły? Czego szukały kiedyś a teraz, czy przywiązują większą uwagę do biżuterii niż kiedyś?
Myślę, że panny młode są teraz prawdziwymi organizatorkami. Doskonale wiedzą czego chcą, tworzą własne moodbordy. Przeglądają Pinteresta, Instagrama czy blogi modowe i chcą mieć stylizacje zgodne z najnowszymi trendami. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ zmienia się wyobrażenie o weselach. Już nie ma wielkich bez i satynowych kwiatów. Panie stawiają na modny styl rustykalny, o którym wcześniej wspominałam.
Jakie pytania lub prośby najczęściej słyszysz od swoich klientek? Na czym najbardziej im zależy?
Klientki zdecydowanie stawiają na oryginalność oraz jakość ozdób. Chcą mieć biżuterię dopasowaną do swojej sukni – jedyną i oryginalną, dlatego też praktycznie mało kiedy zdarza mi się powtarzać jakąś ozdobę. Jeśli już ktoś bardzo chce taki sam model to zazwyczaj proponuję jakieś delikatne zmiany, aby nie pojawiały się dwa takie same projekty.
A jak wygląda sprawa finansów? Chociaż się to zmienia i w Polsce coraz częściej stawiamy na autorskie marki biżuterii, to mimo wszystko podczas zakupów, jeśli mamy wybór pomiędzy ubraniem a biżuterią, wolimy wydać na to pierwsze. Czy w branży ślubnej panny młode liczą skrupulatnie pieniądze na ozdoby i mają poczucie „coś za coś”?
Wydaje mi się, że dla wielu kobiet ślub to taka okazja, na której się nie oszczędza. Każda dziewczyna chciałaby wyglądać tego dnia jak najlepiej i czasami cena nie gra roli. Oczywiście, że suknia jest jedną z ważniejszych rzeczy w tym dniu, jednak aktualnie modne są dość proste kreacje, które stają się tłem dla biżuterii. Przyznam, że ja nie odczuwam, aby panny młode skrupulatnie liczyły budżet przeznaczony na dodatki. Często jest tak, że klientka zamawia ozdobę do włosów i podczas realizacji decyduje się np. na kolczyki czy bransoletkę, aby wszystko stanowiło jedną, spójną całość. Mimo wszystko do plecionej ozdoby nie zawsze można dobrać pozostałe dodatki z dostępnych na rynku marek jubilerskich. Powiem nieskromnie, że zdarza się, że klientki pytają o ceny i kilka tygodni później wracają do mnie, pisząc że szukały, ale nie znalazły nic piękniejszego od moich dodatków i pomimo tego, iż cena przerasta ich budżet – decydują się na zamówienie.
Twoja biżuteria jest misterna, delikatna i jakoś ciężko wyobrazić ją sobie w duecie z obszernymi bezami czy przesadnymi sukniami ślubnymi. Czy tworząc biżuterię myślisz o kreacjach, do których będą pasować? Czy musisz się w ogóle czymś sugerować w tym przypadku?
Oczywiście przy tworzeniu indywidualnego projektu proszę o przesłanie zdjęć sukni, inspiracji fryzury, kolorów przewodnich, opisanie klimatu imprezy. Niekiedy też proszę o zdjęcie samej klientki, aby na 100% być pewną, że dana ozdoba w ogóle będzie pasowała. Umówmy się, nie każdy będzie wyglądał dobrze w tym, co go zachwyciło na zdjęciu. Trafiają do mnie klientki o wysmakowanym guście, które po przejrzeniu mojej kolekcji wiedzą, że będzie pasowała do ich sukien ślubnych, które zazwyczaj okazują się romantyczne i zwiewne. Jednym słowem w moim klimacie! Dlatego też nie mam problemu z dopasowaniem ozdób. Przy tworzeniu kolekcji na 2017 rok inspirowałam się kolekcjami Rem Acra czy Valentino. Lubię zwiewne, oniryczne klimaty, zamglenia, bogato tkane materiały, minimalizm łączony z romantyzmem. Mam nadzieję, że taka właśnie jest moja najnowsza kolekcja Rosa.
Czytaj również: Moda ślubna 2018 – wiosenna kolekcja Elie Saab
Rozmawiała: Tatiana Zawrzykraj