Francuski dom domy ujawnił we wtorek, że zamierza podnieść ceny torebek w Europie a jednocześnie obniżyć w Chinach i tym samym wyrównać różnice cenowe między kontynentami. Przyczyniły się do tego między innymi wahania kursu walut i ostatni spadek wartości euro.
Nowe ceny torebek wejdą w życie już 8 kwietnia i maja wyeliminować kwitnący rynek sprzedaży z drugiej ręki- kupuje w Europie i sprzedaje w Azji po wyższej cenie- pisze w oświadczeniu Chanel.
Te działania mają na celu wyrównanie cen torebek na całym świecie. Ostatnie problemy euro tylko pogłębiły te różnice.
Porównano ceny torebek w trzech największych miastach: Nowym Jork, Paryżu i Pekinie i okazało się, że różnica jest zbyt duża. Trudno się więc dziwić, że turyści- handlarze przylatują do Nowego Jorku na zakupy aby później odsprzedać ‚towar’ po wyższej cenie w Pekinie, a ta jest i tak niższa od tej dostępnej na lokalnym chińskich rynku. eBay czy Taobao aż kwitną od interesu sprzedaży torebek.
To narastający problem wielu marek. Wahania walut stały się zmorą nie jednego domu mody. Szybki rozwój Chin sprawił, że społeczeństwo zaczęło się bogacić, ale chętniej wydaje pieniądze podróżując za granice, niż u siebie.
Spójrzmy na różnicę cenową:
Klasyczna torebka Chanel 11.12 kosztuje w Chinach 38,200 yuan czyli $6,095 jest to 63% więcej niż byśmy zapłacili za nią w Paryżu €3,550 $3,750. Tymczasem, na Taobao kupimy tę sama torebkę za 31,000 yuanów.
Nigdy nie widziałem takiej przepaści cenowej na rynku wcześniej, mówi analityk CLSA Aaron Fischer z Hong Kongu.
Nowe ceny powinny zredukować tę różnicę. W Europie możemy spodziewać się wzrostu cen o okolu 20% a w Chinach obniżkę o 21%. Cena w USA pozostanie nie tknięta.
Chanel oprócz tego, znaczenie redukuje ilość dostępnych do sprzedaży torebek tym samym chroniąc markę. Kultowy dom mody znany jest z wyjątkowych taktyk marketingowych. Czy inne marki pójdą tym samym tropem?
Autor: Urszula Wiszowata