Choć sama zatrudnia do pomocy rzemieślników, nie oznacza to, że jej praca to wyłącznie bujanie w obłokach i wymyślanie nowych wzorów na papierze. W pracy spędza przynajmniej 8 godzin dziennie. Z tego co najmniej kilka w pracowni, tworząc unikatowe kolczyki czy kolie. Ale nawet kiedy siedzi z ołówkiem nad kartką papieru, czuje się raczej wzornikiem przemysłowym niż artystką. Owszem, w ramach własnej marki wyżywa się twórczo, ale zawsze w pamięci musi mieć osobę, która będzie nosić jej biżuterię. Czy będzie się w niej dobrze czuła, czy będzie jej wygodnie?
Rozmawiamy z Anną Orską, projektantką biżuterii Orska.
Jak ważna jest dla Pani tradycja rzemiosła?
Dla mnie rzemiosło jest niezwykłą umiejętnością. Coraz większą wartość przykładamy do umiejętności, ręcznej pracy i tradycyjnego wytwarzania przedmiotów. Rzemiosło pozwala nam na zaspokojenie wielu zmysłów i potrzeb. Sama staram się wykorzystywać różnorodne jego typy w swoich kolekcjach, ucząc się jednocześnie ciągle czegoś nowego. Lubię wykorzystywać i przetwarzać, czerpać z ornamentów, wrażeń, kultur…
Wydaje się być Pani najważniejszą polską, niezależną projektantką biżuterii. Jak Pani myśli, z czego to wynika?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, pewnie dlatego, że nie celem było zaistnienie na rynku, ale czerpanie satysfakcji z projektowania i wykonywania biżuterii. Dowodem na to jest kilkunastoletnia wcześniejsza praca dla innych marek. Wiedziałam, że przede wszystkim najważniejsze jest zdobycie doświadczenia, a dopiero potem warto rozglądać się na rynku i zastanawiać co dalej. Swoją pozycję wypracowałam przede wszystkim ciężką pracą, której docenienie daje mi ogromną satysfakcję. Nigdy jednak nie twierdziłam, że jestem najważniejsza, bo ciągle się uczę i rozwijam. Chciałabym być w tym stanie zawsze, ponieważ on nie pozwala spoczywać na laurach, tylko pcha mnie ciągle do przodu, motywuje do poszukiwań. To wrażenie niedosytu w moim przypadku jest kluczem do sukcesu i własnej satysfakcji. Nie pozwala na nudę i monotonię.
Kiedy patrzy się na Pani biżuterię i różne kolekcje, zawsze znajdzie się w nich wspólny mianownik, charakterystyczny styl. Jak go wypracować, być rozpoznawalnym?
Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale wydaje mi się, że stylu uczymy się latami. Jest on sumą doświadczeń, prób i podejmowanych decyzji. Każdy z nas ma swój specyficzny tembr głosu, charakter pisma, bo jesteśmy bardzo różnorodni. Tego typu różnice świadczą o naszej wyjątkowości, niepowtarzalności. Nie próbuje być inna, nie chcę za wszelką cenę się wszystkim podobać. Psychicznie, pozwalam sobie na próby, na to, że coś może mi nie wyjść. Tylko z tego typu doświadczania mogę zbudować coś nowego, charakterystycznego i wypracować swój autentyczny styl.
Jaką rolę odgrywa biżuteria w dzisiejszych czasach? Czy nadal są tak ważnym czynnikiem życia romantycznego? Dlaczego tak jest?
Biżuteria ma wiele nowych znaczeń. Oczywiście nadal jest oznaką szacunku, miłości, jest symbolem związku, relacji dwojga ludzi. Nadal możemy ją też przekazywać z pokolenia na pokolenie, ale chyba nie upatrujemy się w niej aż takich wartości materialnych jak kiedyś. Wartość surowców spadała, a w zamian pojawiły się aspekty bardziej emocjonalne, które moim zdaniem zyskały bardziej na wartości niż kiedyś. Biżuterią może być zwykły sznureczek przewiązany na nadgarstku, przywieziony z podróży, czy stary stalowy nieśmiertelnik, po pradziadku, który walczył na wojnie. To są tego typu pamiątki, które dla innych osób mogą nie mieć żadnej wartości, ponieważ ich celem jest pamięć o ukochanej osobie albo wspomnienie nietuzinkowego miejsca. Dodatkowo zaczynamy doceniać wartości artystyczne, jakość wykonania, unikatowość, a niekoniecznie surowiec, z którego została wykonana biżuteria. Dzisiaj nikt się już nie zdziwi, gdy włożymy na nadgarstek bransoletę z brylantami, a zaraz obok przewiążemy czarny, zniszczony rzemień albo kiedy do dżinsów i zwykłej koszulki wybierzemy wieczorowe kolczyki. Staliśmy się bardziej spontaniczni i naturalni. Nie nosimy na sobie całych kompletów biżuterii, składających się z wielu podobnych elementów, ale eksperymentujemy i potrafimy się bawić biżuterią.
Czy w dzisiejszych czasach biżuteria nadal musi nam się kojarzyć z czymś odświętnym, mało każualowym?
Obserwując aktorów na czerwonym dywanie widzimy drogocenną biżuterię, ze szlachetnych kamieni oprawianych w złoto. Ale czy aby na pewno nie są to imitacje naturalnych kamieni, bez inkluzji w środku? Zawsze się nad tym zastanawiam. Nie mam takiej pewności, ponieważ nie ma to dla mnie takiego znaczenia. W niektórych przypadkach dress code ma ogromne znaczenia, ale takich sytuacji jest coraz mniej. Biżuteria na wieczór nie musi być z szafirami, szmaragdami czy rubinami. Poprzesuwaliśmy granice tego co wypada, a co na pewno nie. Biżuterię możemy nosić cały czas, do pracy, w domu i na imprezę. Nie ma to większego znaczenia. Biżuteria stała się częścią naszej garderoby, stylu, a nie tylko dodatkiem.
Jak ważna jest dla Pani moda, w tym polska? Czy biżuteria jest od niej zależna czy ma własną, autonomiczną drogę rozwoju?
Bardzo doceniam polską modę, staram się ją wspierać nosząc produkty naszych projektantów. Myślę, że jak każdy projektant z długim stażem, wiele rzeczy odczuwam intuicyjnie. Oczywiście śledzę świat i zmiany w nim zachodzące, wyciągam wnioski i wykorzystuję je w swoich projektach. Korzystam z trendów, ale nie podążam ze nimi ślepo, rozumiem powody zmian. Staram się przede wszystkim zrozumieć, by na końcu mieć kontrolę nad efektem moich poszukiwań projektowych.
Jaka jest filozofia Pani marki?
Moja marka bazuje na różnorodności doświadczeń projektowych, które otwierają nam nasze horyzonty. Chcemy pokazywać nowe rozwiązania, korzystać zarówno z najnowszych technologii i łączyć je z tradycyjnym rzemiosłem. Ten kontrast idealnie sprawdził się w mojej firmie i tym samym stał się znakiem rozpoznawczym.
Staram się również wspierać i uświadamiać, czego dowodem jest chociażby ostatnia kolekcja APIS, w której informowaliśmy o możliwości adopcji pszczół (www.adoptujpszczole.pl), dzięki której możemy mieć minimalny wpływ na nasz ekosystem. Podobną akcją jest Projekt Hart4Life, w którym wspieramy transplantologię. Uświadamiamy o istnieniu orzeczeń woli, sprzedając biżuterię specjalnie zaprojektowaną na ten szczytny cel.
Przy tworzeniu niektórych modeli wykorzystuję również stare przedmioty i oprawiam je na nowy, współczesny sposób, dając im możliwość ponownego zaistnienia. Stąd właśnie hasło upcyclingu.
Staram się ciągle projektować, by być przed, czasami może obok trendów, ale mimo wszystko chcę wyznaczać nowe drogi. Wybrałam trudniejszą opcję, w której wyznaczanie zupełnie nowych rozwiań jest kosztowe, nie zawsze może być pozytywnie przyjęte przez odbiorcę, ale dzięki temu daję możliwość pokazania, że Orska może kreować trendy w jubilerstwie. Ważne jest, że spełniają się moje marzenia, które mają przełożenie w biznesie, że środowisko akceptuje nowe podejście i nosi moją biżuterię.
Z czego czerpie Pani inspiracje do swoich projektów?
Inspiracją są ludzie, ich pasje, podróże, często abstrakcyjne drobiazgi albo efekt prób i błędów wynikający z pracy projektowej. Dla mnie każdy pretekst jest dobry, wart uwagi i zastanowienia. Bez wątpienia największym moim idolem jest natura: doskonała, warta ciągłego odkrywania.
Która faza projektowania jest najbardziej istotna?
Najistotniejsze są dla mnie dwa skrajne momenty. Pierwszy dotyczy „błysku”, samej myśli, koncepcji, rodzenia się pomysłu. Drugi związany jest z pierwszymi prototypami, jeszcze niewdrażanymi do produkcji. Wizualizacja myśli daje mi ogromne uczucie szczęścia, uwalnia we mnie endorfiny, sprawia, że cieszę się jak dziecko. Poza tym uwielbiam pracę fizyczną, którą wykonuję podczas realizacji projektu oraz zapach metalu i szum różnorodnych maszyn.
Czy projektowanie biżuterii dla mężczyzn jest trudnym wyzwaniem?
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie. Jestem kobietą, więc patrzenie na biżuterię oczami mężczyzny nie należy do najłatwiejszych. Oczywiście podejmuję wyzwania i staram się im sprostać. Mam kilka pomysłów, które jeszcze przede mną, czas pokaże czy sobie z nimi poradziłam.
Co jest najbardziej istotnego w budowaniu Pani marki?
Cenię sobie autentyczność, wypracowany styl i podejście do klienta. Przede mną na pewno czas skupienia się nad artystycznym wyzwaniem, unikatowością, bardziej bliską wernisażom, aniżeli wybiegom mody. Otwierają się przede mną nowe wyzwania, którym chciałabym się poddać.
W mojej marce muszę być jednak pewna, że wszystkie swoje decyzje podejmuję zgodnie ze swoimi przekonaniami, nie tylko biznesowymi. Myślę tutaj o stylu życia, ekologii, ale także o podejściu do ludzi, z którymi współpracuję i dla których projektuję.
Jacy klienci kupują Pani biżuterię?
Są to osoby świadome, dojrzałe, ceniące oryginalność, ale i przeszłość. Nie jest im obca historia, kolekcjonują emocje. Klient marki Orska jest dynamiczny i otwarty na świat. Akceptuje siebie i ma wypracowany własny styl. Obcowanie z moimi klientami daje mi możliwość doświadczania, ciągłego uczenia się ich potrzeb, marzeń. To niezwykła przyjemność.
Bierze Pani udział w największych targach branżowych na świecie. Co jest najważniejsze w zaprezentowaniu biżuterii? Jakie doświadczenia zebrała Pani w trakcie imprez targowych? Czy udało się Pani odkryć coś, co było dla Pani zaskoczeniem?
Targi branżowe dają możliwość zderzenia swoich projektów z tym co najbardziej aktualne na świecie. Edukują, otwierają i dają sporo możliwości zaistnienia na rynkach zagranicznych.
Rozmawiała: Marta Poszepczyńska