Od celebryckich ścianek woli zacisze swojej pracowni, a od pięknych wnętrz – bagna i lasy. Lubi projektować, kiedy za oknem pada deszcz, a inspiracje czerpie przede wszystkim z folkloru.
Nie pokazuje się na imprezach branżowych, bo pracuje, aby zdążyć z zamówieniami, które rozsyłane są po całym świecie. Jej kostiumy częściej możemy spotkać na festiwalach, w teledyskach i okładkach płyt, niż na gwiazdkach show-biznesu. Kim jest tajemnicza Agnieszka Osipa, twórczyni niesamowitych czepców i kostiumów, którymi zachwyciła się stylistka Madonny? Jakie są jej plany na przyszłość i marzenia zawodowe, a kogo chciałaby ubrać w swój projekt? Tego wszystkiego dowiecie się z naszej rozmowy.
W branży jesteś raczej tajemniczą osobą i nie da się znaleźć o Tobie zbyt wielu informacji. Czy możesz opowiedzieć jak zaczęła się Twoja przygoda z projektowaniem? Od czego zaczynałaś, gdzie zdobywałaś doświadczenie, gdzie uczyłaś się rzemiosła?
Tak, to prawda, staram się zachować swoją prywatność na tyle, na ile to możliwe. Rzadko udzielam wywiadów, nie pokazuję się na modowych imprezach, wolę siedzieć w domu i pracować. Na studia na ASP w Łodzi pokierował mnie mój nieżyjący już, ukochany profesor Krzysztof Krzych, który uczył mnie malarstwa i rysunku w liceum plastycznym. Nie do końca wiedziałam, co ze sobą zrobić i pamiętam, jak pewnego dnia powiedział mi: Osipa, ty lubisz szmaty, idź je projektować. I tak się zaczęło. Bardziej ciągnęło mnie do malarstwa i z nim wiązałam swoją przyszłość, dlatego oprócz projektowania ubioru studiowałam właśnie malarstwo. Trafiłam do pracowni cudownych profesorek – Barbary Hanuszkiewicz i Magdaleny Samborskiej, które dały mi ogromną wolność w działaniu. Jestem muzykofilem i zawsze to muzyka inspirowała mnie do tworzenia, czy to do malowania obrazów czy projektowania ubioru. A że głównie jest to folk, zaczęłam przekuwać go w ubiór. Moja kolekcja dyplomowa była inspirowana muzyką ukraińskiego zespołu folkowego Dakha Brakha, który do dzisiaj stanowi dla mnie wielką inspirację. I tak zaczęło się toczyć moje życie artystyczne i trwa po dziś dzień. Jednak, żeby być szczerą, muszę przyznać, że mam niecny plan, by zarobić na kostiumach na spokojną starość i spędzić resztę życia malując obrazy.
Kiedyś powiedziałaś: Nie jest moim celem straszyć i szokować, ale niepokoić i wywoływać pewnego rodzaju podświadomy lęk. Bardzo spodobało mi się to zdanie, bo szokowanie to przede wszystkim chwilowa emocja, często wzbudzana u odbiorcy na siłę, podczas gdy ten podświadomy lęk jest emocją długotrwałą, która zostaje w nas i nie da się jej jednoznacznie określić, a często skłania nas do refleksji. Czy w Twojej sztuce chodzi o pewnego rodzaju skłonienie odbiorcy do głębszej interpretacji i wewnętrznych przeżyć?
Niestety nie do końca jest to w zasięgu moich działań. Na ile w kostiumach można zakląć tajemnicę i niedopowiedzenie, na tyle staram się to robić, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko gorset, tylko suknia, tylko czepiec – co może być w nich, czego nie widać? Dlatego moje kostiumy potrzebują drugiego medium, kogoś, kto pokaże je w sposób, w jaki sama chciałabym to zrobić. Miałam wiele szczęścia, że w Polsce znalazł się ktoś, kto w 200% oddaje swoimi fotografiami to, co dokładnie siedzi mi w głowie. Nasze obgadanie sesji ogranicza się do daty, na którą mam wysłać kostiumy – wszystko inne jest oczywiste. Mowa tu o Marcinie Nagrabie, którego zdjęcia są moją wizytówką. Nigdy nie interesowały mnie fotografie o skrajnym wydźwięku, krzyczące, pokazujące od A do Z o co chodzi. Niedopowiedzenie i zakłopotanie jest tym, co ma dla mnie większą wartość artystyczną i dlatego staram się ich nadużywać na tyle, na ile to możliwe. Skłonienie kogoś, nawet do kilkusekundowego zakłopotania, jest tym, co daje mi ogromną satysfakcję.
Klimat, który można odczytać ze zdjęć, na których pojawiają się Twoje kostiumy jest z jednej strony mroczny i tajemniczy, z drugiej fotografowane dziewczyny są zazwyczaj eteryczne i delikatne. Czy to dlatego inspirujesz się w dużej mierze słowiańskim folklorem, który z jednej strony opowiada o niezwykłych istotach, oparty jest na legendach, z drugiej strony te czasy owiane są tajemnicą i w pewnym stopniu kojarzą się z dualizmem: ciągłą walką Dobra ze Złem, Światła z Ciemnością?
Tak, folklor jest dla mnie intrygujący, piękny, ale jednocześnie złowrogi. Oczywiście ma on wiele odmian, ponieważ jest również ten wesoły, biesiadny jego rodzaj, ale to inna część kosmosu. Wszystko związane z folklorem wciągam jak landrynki: zaczynając od muzyki, poprzez film, klimat, zwyczaje, na kostiumach kończąc. Moja mała obsesja sprawiła nawet, że wydziarałam sobie całą rękę w folkowe motywy. To, że wybieram takie a nie inne modelki, ma też dla mnie wielkie znaczenie. Idealnie dopełniają swoją niepokojącą urodą moje kostiumy. Przepych, piękne folkowe wzory, ozdobne czepce w zderzeniu z klasycznie piękną modelką nie miałyby większego sensu, byłyby jedynie widokówką znad morza. Kiedy jednak moje projekty zderza się z często dziwaczną, bardzo oryginalną urodą modelki tworzy to zgrzyt, który jest wisienką na torcie. Oczywiście nie mam nic przeciwko klasycznym pięknościom, jednak mnie osobiście intrygują te, które są przepięknie dziwne, niepokojące i zawsze im zazdroszczę, że tak nie wyglądam!
Co jeszcze Cię inspiruje podczas projektowania?
Wszystko. Nie muszę wprowadzać się w trans, palić kadzidełek i głodzić na pustyni, żeby spadł na mnie pomysł z nieba. Często, gdy stoję na poczcie (która jest moim drugim domem!) z paczką do wysłania, zobaczę coś i już lecę do domu, żeby nabazgrać to na kartce, póki pamiętam. Albo gdy idę spać, wyskakuję z łóżka i na czymkolwiek co mam pod ręką zapisuję coś, co na drugi dzień zaczyna mieć formę na manekinie. Oczywiście oprócz tych zrywów w sklepie mam stałe źródła inspiracji takie jak: muzyka, filmy, samopoczucie, ale również jakieś złe przeżycia, bo fajne nie inspirują. Ogólnie inspiruje mnie stan, kiedy jest mi dość smutno, a tak jest często i najczęściej bez powodu. Wtedy najlepiej się tworzy. Lubię to uczucie, szczególnie, gdy pada deszcz. Właśnie taki klimat, podkręcony dodatkowo smutnym folkiem z głośników, sprawia, że chce mi się tworzyć.
Czytaj dalej…