REKLAMA
To zmiana pokoleniowa czy cicha rewolucja? A może obie rzeczy na raz? Ci młodzi twórcy i twórczynie nie rozmieniają się na drobne i nie czekają, aż im ktoś pozwoli. Wiedzą, że mogą wszystko, a jedyne czego potrzebują to czas, żeby się rozwinąć. Ich makijaże i stylizacje włosów są wyraziste, dopracowane i nie do podrobienia.

Nowa gwardia beauty. Kto maluje i czesze Polskę jutra?

REKLAMA

To zmiana pokoleniowa czy cicha rewolucja? A może obie rzeczy na raz? Ci młodzi twórcy i twórczynie nie rozmieniają się na drobne i nie czekają, aż im ktoś pozwoli. Wiedzą, że mogą wszystko, a jedyne, czego potrzebują to czas, żeby się rozwinąć. Ich makijaże i stylizacje włosów są wyraziste, dopracowane i nie do podrobienia. W swoich pracach nie naśladują nikogo, są z pokolenia, które chce być na wskroś sobą. Choć dopiero zaczynają, to już pracują z największymi i dla największych. Rozmawiamy z Kornelem Kowalskim, Delfiną Tlałką i Ilianą Bogacką, czyli makeupistami/kami i fryzjerami/kami jutra. 

Autor: Piotr Włochyń

Kornel Kowalski, wiek: 27 lat

Kiedy pojawił się pomysł, że chcesz zostać makeupistą?

Wszystko zaczęło się od tego, że miałem straszny trądzik i chciałem go jakoś zakryć. Dla wielu osób to właśnie problemy ze skórą są powodem, który popycha ich w stronę make-upu.  W tym czasie dostałem się na malarstwo na łódzkiej ASP, gdzie pojawiła się propozycja, żeby pomagać przy charakteryzacji jednej z etiud. Właśnie na jej planie pojawiła się myśl “to jest właśnie to, co chcę totalnie robić”. Po studiach znowu zaproponowano mi wykonanie make-upu, tym razem dla marki mojej znajomej.

Miałeś wtedy już jakieś portfolio?

Nie, to zlecenie opierało się wyłącznie na zaufaniu. Moja znajoma dobrze wiedziała, że interesuję się makijażem i dam sobie radę. Oczywiście to nie był jakiś wielki projekt, ale zapoczątkował całą przygodę. 

Jak pojawiły się kolejne zlecenia?

Poszczęściło mi się, bo dostałem pracę jako asystent jednej z topowych makijażystek. Tam nauczyłem się najwięcej, właściwie wszystkiego od zera. Jak np. “robić” skórę, która jest chyba najważniejsza w make-upie i wiele innych technik, z których korzystam do dziś. Dzięki asystowaniu znalazłem się nagle na planach zdjęciowych najważniejszych polskich czasopism, jak Elle czy Vogue. Wszystko działo się błyskawicznie, samo doświadczenie wydawało mi się wręcz abstrakcyjne. Przed pracą miałem zawsze jakiś lęk, że może się jednak do tego nie nadaję. Obecnie, jeśli ktoś mówi, że moje make-upy są “dziwne”, to zdaje mi się to najlepszym komplementem.

Czego oczekują polscy klienci?

Jeśli chodzi o komercyjne prace, to króluje makijaż typu “makeup no makeup”. Wiele też zależy od pory roku, latem np. skóra powinna być sprawiać wrażenie opalonej i promiennej. 

Jak według Ciebie najlepiej zacząć pracę w zawodzie make-upisty?

Przede wszystkim pisałbym do każdego, z kim chcę współpracować. Wybrałbym sobie jakąś niszę np. śluby, modę, seriale czy jeszcze coś innego i w niej szukał ludzi. 

Co w swojej pracy lubisz najbardziej?

Z perspektywy czasu, najbardziej doceniam rolę make-upu w odkrywaniu i wyrażaniu siebie. Dzięki tej pracy nauczyłem się wiele o samym sobie i wyzbyłem się tego krytyka, którego chyba każdy ma w swojej głowie. Makeup ma zatem dla mnie bardzo personalne znaczenie, jest swoje rodzaju siłą, która potrafi zmienić zmieniać umysły. I to w swojej pracy lubię najbardziej.

Chyba też są jakieś wady…?

Największą oczywiście jest niestabilność. Przez kilka tygodni możesz pracować codziennie, a potem przez miesiąc nie mieć w ogóle pracy. Wiele zawodów w modzie polega na czekaniu na ten przysłowiowy telefon, który może zadzwonić albo i nie.

Twoje inspiracje są czysto modowe czy szukasz ich wszędzie?

Przede wszystkim staram się nie inspirować pracami innych makijażystów. Najczęściej szukam ich w sztuce, architekturze i graffiti. Czasami inspiruje mnie też samo miasto, różne połączenia kolorów, struktur, które możemy zobaczyć dosłownie wszędzie. Też ich nie szukam, one po prostu pojawiają się przed moimi oczami.

Jak określiłbyś swoją estetykę?

Ktoś już kiedyś zadał mi takie pytanie. Wtedy odpowiedziałem, że bardzo lubię “czyste, geometryczne kształty w brudnym otoczeniu”.  

Czyli “geometria i surowość”?

Pasuje idealnie.

Przeczytaj również: 7 najlepszych pracodawców w branży mody na świecie

Delfina Tlałka, wiek: 27 lat

Jak zaczęła się Twoja przygoda z włosami?

Rzuciłam studia i musiałam znaleźć pracę na pełny etat. Przeglądając różne serwisy z ogłoszeniami, wyskoczyło mi, że jeden z salonów fryzjerskich poszukuje asystenta do przyuczenia. Wysłałam zgłoszenie i ku mojemu zaskoczeniu zostałam zatrudniona. Na początku myłam głowy, zamiatałam i mieszałam farby. Tego zawodu uczy się przede wszystkim obserwujących pracę innych. Patrzyłam więc, jak doświadczeni fryzjerzy robią cięcia i kolory.

I przyszedł w końcu ten moment, kiedy mogłaś się wykazać…

Przy mniej wymagających klientkach mogłam wymodelować włosy. Kiedy w salonie było trochę “luźniej”, to w ramach ćwiczenia koloryzacji nakładałam szampon na główkę treningową i zawijałam w sreberka “szamponowe balejaże”. Później asystowałam jeszcze w paru innych salonach. Zapraszałam też bliskie mi osoby, żeby “poćwiczyć” na nich, ale zawsze odbywało się to pod okiem doświadczonego fryzjera. Zdarzało się, że szef zabierał mnie na sesje zdjęciowe, gdzie mogłam również wiele się nauczyć. Chciałam bardzo wrócić na studia, dlatego zrezygnowałam z pracy w salonie, ale nadal przyjmowałam znajome u siebie.

Jak trafiłaś na duże plany zdjęciowe?

Zaczęły pisać do mnie różne osoby z polecenia. Założyłam wtedy też “włosowe” konto na Instagramie. Wszystko rozwinęło się bardzo organicznie. Oprócz cięć i kolorów, różne osoby pisały do mnie z prośbą o zrobienie stylizacji do zdjęć. Uczyłam się na żywca. Jeśli chciałam uzyskać coś konkretnego, to pomocne okazały się tutoriale. Większość zleceń dostawałam “pocztą pantoflową”. W pewnym momencie znalazłam się już na planach wielkich, komercyjnych projektów. To było wtedy, kiedy zaczęłam regularnie asystować różnym stylistom włosów. 

W jaki sposób zacząć pracę, jako stylistka włosów w modzie?

Najlepiej od asysty. W ten sposób wciśniesz się w branżę, a potem już “fake it till you make it”. Trzeba dać sobie czas na rozwój. Bardzo ważna jest cierpliwość i pokora. W robieniu włosów równie ważne są produkty i sprzęt, ale najważniejszy jest… dotyk. Trzeba wypracować w palcach, to jak czujemy włosy. Wszystkie wymagają indywidualnego podejścia. Musimy nauczyć się wyczuwać ich strukturę i porowatość. Bardzo rzadko jest możliwość i czas, żeby umyć włosy w ciągu dnia, więc trzeba wiedzieć, jakie produkty mogą je obciążyć. To wymaga doświadczenia, które nabywamy metodą prób i błędów. 

Co najbardziej lubisz w swojej pracy? A co lubisz w niej już trochę mniej?

Bardzo doceniam jej nieprzewidywalność. Wiele rzeczy dzieje się spontanicznie. Klient potrafi zadzwonić wieczorem z pytaniem, czy jutro rano jestem wolna i czy mogę zrobić włosy, jeśli jestem, to mogę po prostu wziąć dane zlecenie. Poznaję mnóstwo nowych, ciekawych osób i każdy dzień na planie jest pełen zaskoczeń. Nie cierpię rutyny i nudy, w tym zawodzie mi raczej one nie grożą. Minusem są tylko rozliczenia. Zdarza się, że na wypłatę czeka się długo. Najważniejsza jest ciągłość projektów, żeby móc się utrzymać i nie wypaść z obiegu. 

Na co naciskają klienci?

Przede wszystkim włosy nie mogą przeszkadzać. Nawet jeśli zrobisz najpiękniejszą fryzurę w swoim życiu, ale konkuruje ona na zdjęciu z produktem, który ma reklamować, to wszystko nie zadziała. Najczęściej klienci chcą naturalne i zdrowo wyglądające włosy, które nie zasłaniają twarzy i nie zwracają na siebie uwagi. Wyjątkiem są reklamy produktów do włosów. Wbrew pozorom zrobienie “naturalnych” fryzur nie zawsze jest łatwe.

Jak nazwałabyś swoją estetykę?

Sexi mess.

Co sprawia Ci największą frajdę i gdzie szukasz inspiracji?

Najciekawsze są projekty stricte modowe. Zawsze cieszę się, jak klient daje mi wolną rękę i mogę zrobić wszystko “po swojemu”. Potrafię wykonać eleganckie fryzury, typu “fale, loki, koki”, ale sama nigdy tego nie proponuję. Zdecydowanie kręcą mnie wyraziste looki, a inspiracji szukam w codzienności. Czasami nawet zrobię zdjęcie ludziom, których mijam gdzieś na mieście. Bardzo inspirują mnie też fryzury osób uczestniczących w “Kuchennych Rewolucjach” Magdy Gessler. Im mniejsza miejscowość i bardziej retro vibe, tym są one ciekawsze. Zdarza się, że sięgam do historii i uczesań np. ze średniowiecza czy renesansu. Najważniejszą inspiracją są jednak włosy same w sobie. To materia, z którą nie można walczyć, tylko trzeba jej się słuchać i dać uwieść. To właśnie włosy mogą zaprowadzić nas do najciekawszych rozwiązań, jeśli podejdziemy do nich z odpowiednią wrażliwością.

Przeczytaj również: Kariera sprzedawcy w butiku modowym – jak zacząć?

Iliana Bogacka, wiek: 23 lata

Jak to wszystko się zaczęło?

Z makijażem pierwszy raz miałam styczność jeszcze w gimnazjum, od razu też zaczęłam wrzucać swoje prace o sieci. W Trójmieście rozeszła się wieść, że robię “takie” rzeczy i od znajomego, do znajomego zaczęłam budować swoje portfolio. Można powiedzieć, że zadziałał tu efekt domina. Potem poznałam jeszcze swoją obecną przyjaciółkę, która jest modelką i jeszcze bardziej wkręciła mnie w to środowisko. Ona również pokazała mi grupy na Facebooku, gdzie ludzie poszukują wizażystów i tam zaczęłam się regularnie zgłaszać. Na początku chciałam po prostu poznać ludzi, zlecenia płatne pojawiły się później. 

Studiujesz grafikę na ASP w Gdańsku. Chciałabyś zająć się bardziej grafiką, czy może jakoś to połączyć?

Ja myślę, że już to łączę. W liceum też byłam na profilu graficznym. Dzięki studiom artystycznym mam zupełnie inne spojrzenie na modę i bardzo to cenię. Nauczyłam się kolorów, mieszania barw, dzięki temu też wiem, co może zagrać, a co będzie wyglądało po prostu źle. Ta decyzja, żeby zostać na grafice nie była może do końca świadoma, ale studia dają mi bardzo dużo. Jeśli chodzi o przyszłość, to zamierzam zostać w świecie make-upowym.

A planujesz też zostać w Gdańsku?

Kiedyś myślałam, że będę zmuszona, żeby wyjechać do Warszawy, ale gdzieś bardzo tego nie chcę.

Gdańsk daje takie same możliwości co stolica?

Mam wrażenie, że wszystko bardzo prężnie tu działa. Na przełomie zimy zaczęłam dostawać więcej zleceń i wtedy też stwierdziłam, że nie muszę się wcale przeprowadzać do Warszawy. Wolę zostać tutaj, a jeśli muszę być w stolicy, to zawsze mogę dojechać. Osobiście nie lubię Warszawy i nie mam zamiaru się zmuszać do tej decyzji. Zauważyłam, że bardzo dużo warszawskich twórców przyjeżdża do Gdańska. W Trójmieście kręci się teledyski, powstają sesje modowe, pracy raczej nie zabraknie. 

Czy praca makeupistki ma w ogóle jakieś wady? Może ma same zalety?

Myślę, że w obu przypadkach są to ludzie. Poznaje masę zajebistych, strasznie utalentowanych osób i są to z reguły bardzo wartościowe spotkania. Praca na sesji zdjęciowej, czy planie wymaga komunikacji i współpracy. Niektórzy myślą, że jestem Photoshopem, inni chcą rzeczy, które są niemożliwe do zrealizowania. Staram się być wyrozumiała, ale największą wadą i zaletą w pracy makeupistki będą zawsze ludzie.

Z których projektów do tej pory jesteś najbardziej zadowolona? Który był dla Ciebie wyjątkowy?

Przypadkowo dostałam zlecenie na teledysk Ralpha Kamińskiego do piosenki “Pies” i myślę, że to było dla mnie przełomowe. Dzięki temu projektowi dostałam też kolejne zlecenia. Teledysk był trochę jak fala, która popchnęła wszystko do przodu.

Czego najczęściej oczekują klienci? W Polsce jest chyba nacisk na prostotę i naturalność? Czy masz raczej “wolną rękę”?

Ja się staram w ogóle brać takie zlecenia, gdzie mam wolną rękę albo czuję, że w jakiś sposób będzie to dla mnie rozwijające. Wiadomo, że wiele rzeczy robi się po prostu dla pieniędzy. Moi klienci i osoby z którymi współpracuję wiedzą w jaki sposób działam i w jakiej estetyce czuję się najlepiej. Taka relacja opiera się na zaufaniu, a nie na oczekiwaniach. Osobiście uwielbiam “makeup no makeup”, ale równie dobrze odnajduje się w tematach mniej komercyjnych.

Jak określiłabyś swoją estetykę?

Mój styl jeszcze nabiera kształtu, ale robię dużo rzeczy związanych z folklorem i ludowością. Zawsze podchodzę do tych tematów bardzo nowocześnie, a wiele prac ostatecznie wychodzi bardzo “kosmicznych”. Staram się nie zamykać na jedną estetykę i próbować nowych rzeczy. Jestem na studiach artystycznych, dlatego największą inspiracją będzie dla mnie zawsze sztuka. 

Przeczytaj również: Ilona Glapa, stylistka Loewe: “znajomość języka jest świetnym dowodem determinacji do pracy na zagranicznym rynku”

Zdjęcie główne: mat. prywatny

REKLAMA
REKLAMA
Tagi

biznes

moda

REKLAMA
REKLAMA

Newsletter

FASHION BIZNES