Nie bądź fajna. Nie utrzymuj kontaktu wzrokowego. Jesteś obrazem. Bądź spokojna, silna i naturalna. Trzymaj się zasad – to tylko kilka z wymagań Kanye Westa, które przekazał modelce podczas prezentacji jego kolekcji Yeezy3 na tygodniu mody w Nowym Jorku. To idealny przykład tego, że coraz częściej mamy do czynienia nie tyle z samym pokazem mody, co z mocno reżyserowanym przedstawieniem. O co w nim chodzi i kto gra główną rolę?
Krótka retrospekcja
Pierwszy pokaz mody zorganizowano w XIX wieku, a jego organizatorem był Charles Frederic Worth. To właśnie jego uważa się za prekursora haute couture, choć warto wiedzieć, że już w XIV wieku, królowa Izabela Bawarska zapragnęła stworzyć ludzkiej wielkości lalki, aby widzieć, jak prezentować się na nich będą szykowane dla niej kostiumy. Ale to właśnie Worth dostrzegł, że ubrania najlepiej prezentują się w ruchu. I tak to się zaczęło.
Pokaz kiedyś…
Pomimo tego, że to dziś mówi się o pokazach mody, jak o pewnego rodzaju przedstawieniach, to wbrew pozorom, nie jest to niczym nowym. Bądź co bądź modelki od zawsze instruowane były jak powinny chodzić, w jakim stylu powinny „zagrać” w modnym epizodzie i jak strój powinien wprawić je w odpowiedni nastrój.
… i dziś
Dziś sytuacja wygląda niemal tak samo – z jednej strony mamy do czynienia z pokazami bardzo minimalistycznymi, jak u Victorii Beckham czy Alexandra Wanga, gdzie modelki bez zbędnych emocji prezentują kolekcję. Z drugiej, widzimy show Diane von Furstenberg, w którym modelki tańczą, piją szampana i zdają się zupełnie nie zawracać głowy fotoreporterami oraz zgromadzoną publicznością.
Taki trend obserwujemy nie tylko podczas światowych tygodni mody, ale również na naszym rodzimym rynku. Wystarczy spojrzeć na Roberta Kupisza, którego pokazy zawsze stanowią spójną całość – począwszy od wymaganego dress code’u wpisującego się w temat show, a skończywszy na samym zachowaniu modelek podczas prezentacji kolekcji. Przykład? Pokaz Gangsta, podczas którego panował iście gangsterski klimat. Dlaczego marki decydują się na takie działanie?
Dziwna ta moda?
Tegoroczny tydzień mody w Nowym Jorku został okrzyknięty jednym z najdziwniejszych w historii. Dlaczego? Większość marek zdecydowała się na show, które zrobi prawdziwą furorę w mediach społecznościowych. Wspomniana już Diane von Furstenberg i zaangażowane w pokaz czołowe modelki tego sezonu: Gigi Hadid oraz Kendall Jenner (z 50 milionami obserujących na Instagramie) są doskonałym przykładem tego, jak zorganizować pokaz, a w zasadzie spektakl, który wywoła skrajne emocje i opinie. Jedną z nich podzieliła się Bridget Foley z “WWD”, która nie kryła oburzenia: To wszystko mogło być zabawne, ale okazało się farsą. Bitwa dobiegła końca. Spektakl zabił modę.
To tylko jeden z licznych przykładów, które można wymieniać bez końca: pokazy Chanel, Diora, Betsey Johnson, Dolce&Gabbana czy Jeremy’ego Scotta od lat charakteryzują się przerysowanym wręcz klimatem, charakterystyczną scenerią i efektami specjalnymi. Warto wziąć jednak pod uwagę fakt, że w dużej mierze, pokazy przygotowywane są zarówno dla odbiorców przemysłowych, jak i konsumentów – pozostaje jednak pytanie: czy ma to sens? Czy tak to powinno działać?
Bo modą rządzi Instagram
Odkąd światem mody zaczęli rządzić influencerzy, dzielący się swoją szczerą opinią z całym światem; projektanci starają się maksymalnie przyciągnąć ich uwagę. To, jak się okazuje, nie zdaje egzaminu, bo jedna strona jest zadowolona i ma idealnie nadający się do publikacji w mediach społecznościowych content, ale druga wie, że to tylko przedstawienie, w którym brakuje najważniejszego – mody.
Na ostatnim pokazie Kanye Westa mógł być każdy, kto kupił bilety. Jednocześnie, raper stwierdził, że nowojorski tydzień mody, to nie tylko świetny pomysł na prezentację kolekcji ubrań, ale i promocję nowej płytę The Life of Pablo. Całość, a więc pokaz oraz minikoncert, odbyły się na wielkiej scenie, a wszystko musiało być relacjonowane na billboardach, dzięki którym można było dostrzec jakiekolwiek elementy kolekcji Yeezy3. Jeśli chodziło wyłącznie o to, żeby „nieważne jak, ale mówili” – absolutnie się to udało. Pozostaje jednak niesmak, bo w tym wypadku, moda zeszła na drugi, jeśli nie dalszy, plan.
Nie taka znowu nowość
Oczywiście, każdy może powiedzieć, ze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat temu, pokazy mody również uznawane były za pewnego rodzaju przedstawienia czy spektakle. Oczywiście, tak było, ale główna rola należała do mody, a publicznością była wyselekcjonowana grupa osób. I choć prowokacja również była istotnym elementem prezentacji kolekcji, czego doskonałym przykładem jest szyfonowa suknia Yves Saint Laurent, którą projektant spowodował w 1968 roku niemały skandal, atmosfera pokazów była zupełnie inna niż dziś.
Aby wszystko pogodzić – zarówno dotarcie do jak największej rzeszy projektantów, ale i handlowców, projektanci bez wątpienia w najbliższym czasie będą musieli stworzyć strategię, dzięki której wilk będzie syty, a i owca cała. Intymność, to w tym przypadku słowo kluczowe, o którym, zdaje się, lwia część branży nieco zapomniała. Widowiska, niecodzienne scenerie, taniec modelek i zabawa na pokazie, zdecydowanie oczarują blogosferę, media, świat celebrytów, ale nie przemysł, dla których autentyczny będzie zupełnie inny format zaprezentowania kolekcji. To z kolei spowodować może powrót elitarności do tygodni mody, który, umówmy się, w ostatnich latach zupełnie zanikł. Wspomniane już kupne wejściówki na pokazy, coraz większa liczba celebrytów na widowni przyciągających media i w końcu, przesadne show, niestety coraz częściej przyczyniają się do wciąż rosnącej krytyki tygodni mody i samych pokazów. Jak poradzą sobie z tym marki? Pewnie przez jakiś czas będziemy jeszcze świadkami spektakli modowych po to, aby powrócić do korzeni i w minimalistyczny, aczkolwiek jednocześnie przepełniony pasją i artyzmem sposób, móc zaprezentować kolekcję.
Autor: Joanna Dederko