Zjawisko ghostingu przybiera różnorakie formy. Mówi się, że w internecie nic nie ginie. Jednak owszem, giną – relacje, potencjalni partnerzy czy Ci nowo poznani kilka godzin wcześniej. Psychika ludzka jest szalenie złożona, jednak czy da się wytłumaczyć istotę internetowych relacji, które nigdy nie przejdą do świata offline?
Dotychczas myślałam, że to pojedyncze sytuacje, życie w bańce jest jednak samotne. Powtarzany nieustannie cykl przywitań, komplementów, dyskusji, flirtów i głuchej ciszy na łączach może doprowadzić człowieka na skraj urwiska własnej samooceny. Codziennie, jakaś kobieta nie dostaje odpowiedzi. Codziennie jakiś mężczyzna zostaje zablokowany. Być może kojarzycie podcast Joanny Okuniewskiej Moje przyjaciółki idiotki – otworzyła ona oczy polskiemu społeczeństwu i dzięki niej, tysiące osób podchodzi z rezerwą do nowo rozpoczętych, internetowych relacji. W przeżywaniu zamkniętego koła poznawania i odrzucenia potrzebna jest grupa wsparcia, najlepiej składająca się ze współcierpiących. Nikt lepiej nie zrozumie naszego bólu. W Moich przyjaciółkach idiotkach przegląda się wielu z nas. Jednak ta inicjatywa pokazuje, jak szeroka jest skala nowej choroby cywilizacyjnej, jaką jest ghosting.
Droga ku zapomnieniu
Notoryczność to cecha ghostingu. Gdzie podziała się ludzka uprzejmość? Dzięki braku kontaktu wzrokowego czy obcowania z drugim człowiekiem, odejście bez słowa staje się możliwością, z której obecnie korzysta się nadmiernie. Era internetowa umożliwia wyjście ewakuacyjne – bez poczucia winy. Nie jesteśmy zobligowani by stworzyć relację z każdym człowiekiem. Działanie wbrew sobie na żadnym polu nie powinno wchodzić w grę. Jednak w strefie randkowania, choć bardziej strefie zapoznawania powinna obowiązywać złota zasada – gdy nie widzisz potencjału, zakomunikuj, nie porzucaj bez wyjaśnienia. Ponieważ bez ostatecznego pożegnania każda relacja dręczy. Wciąż się czeka, wymyśla wymówki za osobę, która zniknęła bez śladu. Aż wreszcie, schodzimy ze sceny, by odpocząć, podnieść samoocenę. Jednak wracamy, by kolejny raz zderzyć się z ciszą na łączach. Czy to naprawdę jest tak powszechne?
Odpowiedź brzmi: niestety tak. Osoby, które stały się przez kogoś zapomniane, postępują według schematu – tydzień konwersacji poprzez komunikatory, po tygodniu spotkanie w offlinie. Potrzeba weryfikacji ukształtowała się po wielu relacjach, które, trwając w nieskończoność, nigdy nie przeniosły się do rzeczywistości. Szacunek do siebie to najważniejszy aspekt tej gry. Inwestycja w osobę po drugiej stronie szklanego wyświetlacza, i tu mówiąc wprost – inwestycja uczuciowa, odbija się rykoszetem. Można rzec, że cechą randkujących jest cyniczność. Jednak, czy można nas winić?
Osobniki z gatunku znikających
Każdą szansę goni rozczarowanie. A śledzenie poczynań w mediach społecznościowych to domena tych, którzy znikają bez słowa. Wysiłek sprawdzenia, co słychać, gdzie jest, co jada, być może z kim teraz się umawia, ewidentnie zastępuje potrzebę kontaktu z osobą, którą kiedyś było się zainteresowaną. Nie bójmy się tego określenia – zainteresowanie. Poświęcenie dni, oddanie czasu, wysłanie tysiąca słów, nie robilibyśmy tego bez zainteresowania drugą stroną. Zachodzę w głowę, gdzie jest ta granica, kiedy ciekawość się kończy. I następuje odwrót. Internet jest jak pole minowe, szczególnie pod względem uczuciowego przemarszu. Jednak są osoby w jego czeluściach, które – pomimo kolejnego zapomnienia – wspierają się nawzajem.
Internet jest jak pole minowe, szczególnie pod względem uczuciowego przemarszu.
Najbardziej znaną formą zapomnienia jest wystawienie. Każdy był w tej sytuacji, ja również. Był w niej i Krzysztof, dwudziestosiedmiolatek. Po trzech tygodniach wymiany wiadomości, przyszedł czas na spotkanie twarzą w twarz. Nadeszła zmiana pogody, lecz warunki atmosferyczne nie zraziły Krzysztofa, chciał potwierdzić spotkanie. W burzowy wieczór wiadomość od Krzysztofa została wyświetlona. Ewidentnie wraz z pogodą, zmieniło się podejście nieznajomego, który de facto wciąż widnieje w osobach wyświetlających Instastory Krzysztofa.
Takich historii jest wiele. Kasia myślała, że jest w związku od półtora roku. Myślała, ponieważ jej facet z dnia na dzień zniknął, milczy do dziś. Z kolei Karolina, po dwóch tygodniach pisania, flirtu i życiowych rozmów, została zapomniana w dzień randki. Jednak doświadczenia przeszłych relacji podpowiedziały jej, żeby napisać i potwierdzić spotkanie. Odpowiedź dostała po dwóch tygodniach, że stałość nie jest obecnie tym, czego On szuka. Odezwał się po połowie roku, bez przeprosin, jedynie ze słowami – zacznijmy od nowa.
Rynek uczuć
Kiedy sytuacje uczuciowe tak się skomplikowały? Przestrogi możemy szukać w kultowym Seksie w wielkim mieście, jednak serialowe odcinki nie stanowią dla nas lekcji, ale smutne przypomnienie rzeczywistości, w której przyszło nam randkować. Rodzi to zatem pytanie – skoro za czasów ekranizacji sercowych przygód Carrie Bradshaw sytuacja na “uczuciowym rynku” chyliła się ku upadkowi, kiedy nadejdzie kres tego szaleństwa?
Kluczowym jest dystans, jednak czy można racjonalnie podchodzić do sfery uczuć? Kalkulować zachowania i nie działać instynktownie? Wybór zapomnienia teraz czy później jest kwestią indywidualną. Osobiście, znam przypadki wieloletnich par, które rozpoczynały swoją relację w świecie online. Jednak to co zyskali, to Święty Graal mrzonek o internetowych relacjach. Zaskakujące, jak wiele nas jest – pokiereszowanych przez drugą osobę. Choć bardziej przez nasze pragnienie bliskości. Teraz wybieram szacunek do siebie, nie ułudę uczucia. Trzymajcie się dzielnie, jest nas miliony!