Anna Orska to postać nietuzinkowa, co znajduje odzwierciedlenie w projektowanej przez nią biżuterii. Artystka znana z wykorzystania niestandardowych materiałów, takich jak sprzęt wspinaczkowy, kowalstwo artystyczne czy otoczaki z hiszpańskich plaż, od kilku lat eksploruje kolejne, nietypowe dla jubilerstwa obszary.
W poszukiwaniu inspiracji oraz nowych technik wytwarzania komponentów godnych biżuteryjnej oprawy, Anna Orska rusza w podróże do odległych miejsc, słynących z rękodzieła niedostępnego w Polsce. Pomysłów oraz współpracowników poszukuje w niewielkich społecznościach z rzemieślniczymi korzeniami. Miejsca tradycją rękodzielniczą, stanowią doskonały stymulant dla kreatywności, nadając nowym projektom nieosiągalną inaczej autentyczność.
>>> Przeczytaj również: Lookbook Łukasza Jemioła
Projekty najnowszej kolekcji powstały podczas miesięcznej podróży projektantki do Azji. Kierunek został wybrany nieprzypadkowo – zatoka Halong to malownicze miejsce, w którym zadrzewione góry wyrastają wprost ze szmaragdowej wody. W toni morskiej kryje się jednak znacznie więcej niż tylko skały. Jest to znana lokalizacja hodowli morskich pereł. Anna Orska wybrała właśnie Wietnam na swoją kolejną destynację, ponieważ za cel wyznaczyła sobie zdobycie pracy na farmie pereł oraz uwiecznienie niezwykłej urody tych miejsc na podwodnych fotografiach.
Nie doceniłam znaczenia farm pereł dla Wietnamczyków – mówi projektantka – Sądziłam, że dostanie się na taką farmę nie będzie szczególnie trudne. Miałam nadzieję, że przy odrobinie perswazji i błagalnych spojrzeń uda mi się tam popracować i wrócić z perłami, które sama wyłowię. Nie miałam namiarów na konkretną osobę, ani lokalizację, jednak przeważnie w podróży najlepsze informacje zdobywam od okolicznych mieszkańców, taksówkarzy, rodziny i znajomych ludzi spotkanych zupełnie przypadkowo. Często przekonuję się, że ludzie są niesamowicie pomocni i czasem po prostu wystarczy uśmiech, żeby coś załatwić. Tym razem było jednak znacznie trudniej. Farm nie da się odnaleźć w internecie czy przewodniku. Miejsca, które są w ten sposób komunikowane to zaaranżowane dla turystów przestrzenie. Nie są to rzeczywiste hodowle, tylko swoista komercyjna iluzja. Ostatecznie dostałam się w pobliże farmy, musiałam jednak posłużyć się niezwykle partyzanckimi metodami. Podążałam śladem pracowników jednej z takich hodowli i w ten sposób dotarłam do właściwej lokalizacji. Niestety wcale mnie to nie przybliżyło do celu. Okazuje się, że hodowle to miejsca, która dają utrzymanie całym wsiom i miasteczkom. To niezwykle cenne przybytki dla mieszkańców, zatem chronią je jak potrafią. Na miejscu okazało się, że podwodne farmy ukryte wśród skał są strzeżone jak podwodne więzienia. Wodę patrolują uzbrojeni strażnicy. Mają tez swoje punkty kontrolne, gdzie w małych strażnicach na powierzchni cały czas ktoś czuwa nad perłami. Trudno się dziwić. Jedną sztukę hoduje się dwa lata, a wiele z nich wcale nie jest satysfakcjonującej jakości. Jedna doskonała perła to prawdziwy skarb, zatem jest strzeżona odpowiednio do tej rangi.
Podczas pobytu w Wietnamie Anna Orska odnalazła farmy, a ostatecznie nawet zdobyła unikatowe, nieregularne perły. Połowy jednak nie wchodziły w grę, zatem pierwotny zamysł podróży oraz wietnamskiej kolekcji musiał ulec zmianie. Czasu pozostało niewiele, logistyka również nie sprzyjała, ale determinacja wygrywa ze wszystkimi przeszkodami. Powrót bez kolekcji nie był akceptowalnym rozwiązaniem.
>>> Przeczytaj również: Marki, których nie znasz, a które pokochasz od pierwszego wejrzenia
Przyjechałam tu do pracy, wiedziałam, że plany działania mojej marki w kolejnym roku zależą od tego czy wrócę z kolekcją. Plany to z resztą najmniejszy problem, je zawsze można zmienić, ale wiele osób, w tym cały mój zespół, czekało na projekty. Nie wyobrażałam sobie, że przyjadę i powiem, że się nie udało. Na szczęście lata wcześniej zainteresowałam się przedmiotami z laki i poznałam ich pochodzenie. Wówczas nie była to dla mnie osiągalna technologia, ale gdzieś z tyłu głowy zachowałam ten pomysł. To była idealna okazja, żeby nareszcie spożytkować tę koncepcję. Tak błyskawicznie narodził się alternatywny plan. Udało się zlokalizować niewielką wieś, w której od lat funkcjonuje wielu specjalistów od lakowania. Sukces tych poszukiwań w całości zawdzięczałam nawiązanym w podróży znajomościom.
W ten sposób projektantka biżuterii dotarła do jednej z licznych rzemieślniczych osad, które otaczają Hanoi. W Wietnamie istnieją wsie specjalizujące się wytwarzaniu jednego rodzaju dobra, mogą to być takie produkty jak noże, klatki dla ptaków, ceramika, wino, czy też, jak pokazało życie, wszystko co można sobie wymarzyć z laki.
Na wsi trafiłam pod skrzydła jednego z rzemieślników. Całe dnie spędzałam w jego warsztacie lub z jego rodziną. Wspólnie pracowaliśmy i jedliśmy posiłki. Zostałam otoczona ogromną życzliwością, miałam też doskonałą okazję, żeby poznać od podstaw jak wygląda praca z laką. Mieszkałam z kolei nieopodal nad pracownią malarską, aż trudno o miejsce bliższe memu sercu. Nie mogłam uwierzyć ile miałam szczęścia. Mimo komplikacji, sytuacja tak sprawnie i pięknie się dla mnie rozwinęła.
Lakowanie to technika o długiej i bogatej tradycji, jej korzenie sięgają nawet sześciu tysięcy lat. Sam proces jest żmudny i czasochłonny. Powstanie przedmiotu z laki zaczyna się od kawałka drewna, który stanowi bazę. Następnie nakładany jest ręcznie wycinany ornament z masy perłowej, i wówczas rozpoczyna się najdłuższy i najbardziej misterny etap pracy – nanoszenie laki. Każda strona musi być lakowana oddzielnie i pozostawiona do wyschnięcia, a następnie wypolerowana na połysk. Ten zabieg powtarza się wielokrotnie, przez co wytworzenie jednego elementu może trwać nawet 6 tygodni. To jest rękodzieło w najprawdziwszym wydaniu. Wymaga cierpliwości, pokory i mnóstwa precyzji.
>>> Przeczytaj również: Karl Lagerfeld zaprojektował kolekcje kapsułowe dla Chanel: plażową i narciarską
W czasie mojego pobytu w Wietnamie zaprojektowałam elementy do bransoletek, naszyjników i kolczyków. Udało mi się również wstępnie przygotować prototypy wielu z tych elementów. Przyspieszyłam proces lakowania, nakładając każdego dnia po dwie warstwy laki zamiast jednej. Naturalnie, z uwagi na pośpiech oraz brak wprawy, przedmioty które wykonałam nie zostały wykorzystane w biżuterii, jednak na ich podstawie wykonywane były kolejne, już po moim wyjeździe.
Elementy biżuterii zaprojektowane przez Annę Orską są zdobione perłowymi ornamentami w kształcie pędów i liści bambusa oraz innych motywów roślinnych. Zdobienia oblane są czarną i czerwoną laką, a następnie oprawione w srebro. Część kolekcji biżuterii powstała z wykorzystaniem pereł z zatoki Halong, które stały się głównym akcentem asymetrycznych kolczyków, nieregularnych perłowych naszyjników przełamanych srebrem, czy dużych bransoletek. Cała kolekcja jest limitowana, a poszczególne wzory nie będą powtarzane w przyszłości.
Dla mnie ta kolekcja biżuterii jest symboliczna. Biel i czerń to kolory mojej marki – moje kolory, do których od zawsze mam słabość. Czerwień to w Azji kolor szczęścia – tego uczucia, które towarzyszy mi w podróży. Perły zawsze będą mi przywodzić na myśl uderzające piękno wietnamskiego wybrzeża, a ornamenty wdzięk tamtejszej przyrody. Każdy z powstałych egzemplarzy biżuterii przypomina mi tych wszystkich serdecznych ludzi oraz ekscytujące doświadczenia, o które wzbogaciłam się tworząc tę kolekcję. Mam nadzieję, że naszyjniki, bransoletki i kolczyki będą inspirować swoich nowych właścicieli oraz przekażą im cząstkę szczęścia, którego ja doświadczyłam w Wietnamie.
Aby pełniej podzielić się doświadczeniami z niezwykłej podróży, pełnej odkryć i inspiracji, ORSKA wydaje album ukazujący Wietnam oczami projektantki. Album będzie dostępny w butikach ORSKA oraz na zamówienie w butiku online marki pod koniec marca.