Geszeft to wyjątkowe miejsce w Katowicach, które promuje lokalne produkty. Możecie tu kupić ubrania, przejrzeć magazyny, a do tego napić się dobrej kawy. W tym sklepie spełnicie swoje najskrytsze, śląskie fantazje: dostaniecie biżuterię wykonaną z węgla, poznacie regionalne mity, a do tego podłapiecie nieco gwary.
O pomyśle na biznes, klientach i ulubionych miejscach w Katowicach rozmawiam ze współzałożycielem concept store’u – Dominikiem Tokarskim.
Jak długo przygotowywaliście się do otwarcia Geszeftu? Jak wyglądały poszczególne etapy jego zakładania: od pomysłu po realizację?
Przygotowania do otwarcia Geszeftu ciężko zmierzyć. Pierwszym etapem było wyprodukowanie i sprzedaż w barze KATO koszulek, toreb i kubków oraz dołożenie do tego wyciskarek-spodków. Zainteresowanie było bardzo duże, zaczęliśmy więc myśleć o stworzeniu osobnego miejsca dedykowanego dla tego typu asortymentu. Wybór dzielnicy nasunął się właściwie sam – przypuszczaliśmy, że w centrum nie będzie opcji na duży lokal za osiągalną dla nas stawkę. Szukając po okolicy centrum, trafiliśmy na lokal na Koszutce – duże witryny, architektura lat pięćdziesiątych, która bardzo odpowiada naszemu gustowi estetycznemu… Poczuliśmy, że to jest to, czego szukamy.
Dlaczego postanowiliście otworzyć Geszeft akurat w Katowicach? Z jednej strony mała konkurencja, ale z drugiej – klient, który nie jest przyzwyczajony do autorskich marek. Jak wyglądał katowicki rynek, kiedy podjęliście decyzję o tym biznesie?
Widzieliśmy, że jest „głód” na regionalne produkty, bądź takie, które nawiązują do lokalnej kultury. Postanowiliśmy spróbować skupić marki z lokalnego rynku w jednym miejscu i okazało się, że to dobry pomysł. Katowicki rynek był wtedy w powijakach. Co prawda, ta branża rozwija się bardzo dynamicznie, ale jeszcze trzy, cztery lata temu można powiedzieć, że wszystko startowało. Zorganizowaliśmy KATO Yard Sale na Mariackiej, odbyły się targi modowe w Galerii Szyb Wilson i wtedy zobaczyliśmy, że jest zainteresowanie na tego typu rzeczy. To w zasadzie były początki w Katowicach. A później już poszło.
Zostając chwilę przy temacie projektantów. Obecnie jest coraz więcej niezależnych marek, również tych ze Śląska i z tym terenem się utożsamiających, czerpiących z nich inspiracje. Czy to dla takich twórców stworzyliście Geszeft, bo zobaczyliście ilu ich jest, czy najpierw był Wasz sklep, a zachęceni taką inicjatywą twórcy zaczęli otwierać autorskie marki?
Jak mówiłem, zorganizowaliśmy kiedyś Yard Sale w KATO, ta impreza bardzo chwyciła. To był dla nas sygnał, że takie miejsce jak Geszeft może mieć rację bytu. Tak się też okazało. Z czasem marek regionalnych zaczęło przybywać, co nas bardzo cieszy. To chyba również naturalny trend obecny nie tylko na Śląsku, lecz globalnie.
Co jest najważniejsze przy prowadzeniu tego typu biznesu? Na jakie trudności się natknęliście?
Jak w każdym biznesie – trzeba mieć oczy i uszy wszędzie. Być na bieżąco z tematyką i asortymentem, śledzić rynek, uczyć się przepisów. Nie widzieliśmy jednak czegoś nużącego czy męczącego w tym wszystkim. Może to kwestia naszego podejścia? Jedyne co nas zaskoczyło to ilość projektantów i osób próbujących startować i wchodzić w temat mody czy produkcji ubrań lub gadżetów. Było ich bardzo wielu, ale pozostawali w ukryciu. Trzeba było porządnie przekopać internet i wtedy okazało się, że będziemy mieli kogo pokazać w Geszefcie. To dodało nam skrzydeł i było miłym zaskoczeniem.
Czy były jakieś concept store’y albo inne miejsca, budynki, które posłużyły za Waszą inspirację? Takie, których estetyka była bliska Waszemu gustowi?
Ogólnie przeglądaliśmy strony concept store’ów z całego świata. Chcieliśmy, żeby Geszeft był z jednej strony miejscem silnie lokalnym, ale również mogącym stanąć w szeregu z realizacjami tego typu na świecie. Nie mieliśmy jakichś ulubionych miejsc, po prostu przeglądaliśmy strony tematyczne i zdobywaliśmy informacje, omawialiśmy rozwiązania, które wpadły nam w oko, po prostu robiliśmy gruntowne rozeznanie.
Czym kierujecie się podczas wybierania asortymentu do swojego sklepu? Jak wygląda selekcja, czy to Wy szukacie marek, z którymi chcecie podjąć współpracę, czy to one się do Was zgłaszają?
Wyszukujemy zarówno my, jak i wyszukują nas. Marki wybieramy subiektywnie w zależności od zapotrzebowania czy sezonu. Śledzimy media, staramy się być choć trochę na bieżąco z tym co się dzieje. Jeśli pojawia się na rynku nowy produkt, w sieci zaraz są o tym informacje, ustalamy między sobą, czy chcielibyśmy tę markę u siebie i podejmujemy rozmowy o współpracy. Zimą najczęściej rozglądamy się za cieplejszą odzieżą: bluzami, kurtkami, parkami. W lecie natomiast stawiamy na gadżety i drobiazgi.
Jak uważacie, czy jest coś, co wyróżnia artystów pochodzących ze Śląska?
Tak ogólnie chyba nic, poza tym, że wielu z nich w opisie swoich inspiracji podaje industrial czy lokalne elementy kultury. To z pewnością jest wyróżnikiem.
Kto najczęściej odwiedza Wasz sklep i czego szuka?
Nasi klienci to bardzo szeroki przekrój społeczny, zarówno jeśli chodzi o wiek, jak o oczekiwania i cel poszukiwania produktów. Nie ma żadnej grupy głównej, którą można wyróżnić. Totalny miks i to akurat nas bardzo, ale to bardzo cieszy.
Od dawna jesteście związani z miastem i działacie na jego rzecz. Geszeft nie jest Waszym pierwszym „śląskim” biznesem. Za co najbardziej kochacie Katowice? Jakie są Wasze ulubione miejsca?
Katowice lubimy trochę bezkrytycznie, więc najprościej byłoby napisać, że pałamy do nich sympatią, bo po prostu są takie jakie są. Naszymi ulubionymi miejscami są Koszutka, rejon Skłodowskiej i Rymera z moderną, katowicki park leśny oraz Nikisz.
Rozmawiała: Tatiana Zawrzykraj