Sto lat temu Jan Fryderyk Pisarczyk kusił kielczan wonią cynamonu znad Oceanu Indyjskiego i pierwszą w mieście prawdziwą czekoladą. Dziś jego wnuk Paweł wraz z żoną Agnieszką wskrzesił markę J.F. Pisarczyk 1925, zamieniając wspomnienia o kolonialnym sklepie w butikową pracownię zapachów inspirowanych podróżami po świecie. O tym, jak rodzinne opowieści stały się paliwem dla nowoczesnego biznesu perfumiarskiego, opowiadają w rozmowie z Fashion Biznes.
Fashion Biznes: Historia marki JF Pisarczyk 1925 sięga niemal stu lat wstecz. Jakie były jej początki i w jaki sposób tradycje rodzinne wpłynęły na obecny kształt firmy?
Paweł i Agnieszka Niezgoda: Marka powstała w roku 1925. Na początku był to sklep kolonialny (w okresie międzywojennym oznaczało to, że w ofercie sklepu będą przeważały towary importowane zza morza, z daleka, z jeszcze podówczas licznych kolonii, czy to w Afryce, czy na Bliskim lub dalekim wschodzie). Sklep nazywał się “J.F. Pisarczyk towary kolonialne”. Jan Fryderyk Pisarczyk, mój dziadek, otworzył swój sklep przy znaczącej pomocy swojego ojca Feliksa (ur 1864). Mimo, że Kielce nie należały do centrów gospodarczych Polski, to jednak interes szybko się rozwijał, powstał drugi sklep, skład (czyli dzisiejsza hurtownia) artykułów kolonialnych oraz w podkieleckim domu dziadków (Jan Fryderyk w 1930 roku ożenił się z piękną, ciemnooką Marianną z domu Lech) zaczęła działać restauracja.
Dziadek uwielbiał handel, kochał spotykać ludzi, był czarującym, cały czas uśmiechniętym gawędziarzem. Poszukiwał podobno, jak mówiły rodzinne przekazy, coraz to nowych towarów, by móc oferować to, czego nie miały inne sklepy. Dziś powiedziałoby się o nim, że postawił na jakość i unikalną ofertę, a nie na maksymalizację zysku. Dbał o swoich klientów, a oni woleli nadłożyć drogi, czy zapłacić nieco więcej, ale mieć towar od Pisarczyka, od Fredzia, bo tak mówili o nim członkowie rodziny i najbliżsi przyjaciele.
Jan Fryderyk dbał, jak to się mówi dzisiaj, o work – life balance. Wszystkie wolne chwile uwielbiał spędzać wraz z rodziną w pobliskim uzdrowisku Busku – Zdroju. To było prawdziwie kosmopolityczne miejsce, do którego ściągali nie tylko mieszkańcy okolicznych miast i majątków, ale i ciekawe postacie ze stolicy i Krakowa. To właśnie stamtąd patrzą na nas z fotografii, Marianna, Fredziu i ich córka Barbara.
Sielanka, mimo kryzysu lat 30, trwała aż do roku 39. Strategia “kupuj tylko najlepsze” broniła się aż do wybuchu II Wojny Światowej. Wtedy wszystko się rozsypało. Zamknięte, częściowo rozkradzione sklepy i hurtownia. Zlikwidowana restauracja. Dziadek część zapasów skrzętnie poukrywał. Przetrwały one niemiecką okupację, ale rodzimi partyzanci większość ukrytych towarów już po wojnie siłą i perswazją przejęli.
Po wojnie J F Pisarczyk postanowił rozkręcić interes na nowo, ale już w 1947 roku przedstawiciel aparatu bezpieczeństwa i odpowiedzialni za przyjęcie jedynie słusznej drogi rozwoju przekonali dziadka, że bardziej przysłuży się ludowej ojczyźnie jako kasjer w sklepie spółdzielni Społem. Radość z pracy, upór, pozytywny stosunek do ludzi – te cechy przejęliśmy od dziadka Fredzia.


Współczesny rynek oferuje wiele produktów zapachowych. Co skłoniło Państwa do reaktywacji rodzinnej marki i jakie wartości przyświecają jej działalności?
Zawsze byliśmy ciekawi opowieści o dziadku i jego biznesie. Podobał nam się ten świat, który, wydawało się w słusznie minionym okresie, już nigdy nie wróci. My pracowaliśmy przez wiele lat na zupełnie innym rynku. Kiedy już dotarliśmy do słusznego wieku, w którym część naszych rówieśników myśli o emeryturze na kanapie i wnukach cały czas kipiała w nas energia i etos enterprenera, który sam bierze w ręce swój los. Chcieliśmy zacząć robić coś zupełnie innego, wyrwać się z rutyny ostatnich 30 lat. Jako że Agnieszka już wcześniej zaczęła rozwijać swoje zainteresowania w pracy z zapachami w naturalny sposób pomyśleliśmy, że to będzie ten kierunek. Jeszcze nie ogarnialiśmy mentalnie całości, ale spontanicznie ruszyliśmy w tę stronę. Musieliśmy sprawdzić, czy to nas będzie kręcić.
Państwa produkty są inspirowane podróżami. Czy mogliby Państwo opowiedzieć o najbardziej pamiętnych miejscach, które stały się źródłem inspiracji dla Waszych zapachów?
Chcieliśmy, żeby zapachy, które wprowadzamy na rynek były mocno osadzone w naszym osobistym doświadczeniu. Nie musieliśmy długo dyskutować, żeby postanowić, że główną inspiracją staną się nasze podróże. Mamy ich wiele, nigdy się nie kończą, a każda z nich jest kopalnią emocji, zapachów, odcieni i co ważne, osobistych przeżyć. Wiedzieliśmy, że zapach jest świetnym tworzywem, a perfumiarstwo tym obszarem sztuki, w którym chcielibyśmy dzielić się naszą pracą z audytorium naszych klientów.
Okazało się również, że impuls, który staje się bazą do tworzenia zapachu wcale nie musi być efektem spektakularnej podróży do miejsc do który nie dociera przeciętny turysta. Nasze szalone, pełne przygód i emocji podróże w dorzecze Amazonki, Wyspy Galapagos, Andy, Polinezję, deltę Okawango nadal czekają na swój moment, a w tej chwili pracujemy nad uroczym zakątkiem greckiej wyspy Lesbos. Jesteśmy emocjami nad morzem Śródziemnym, mimo że kilka tygodni temu wróciliśmy z południowej półkuli globu.
Dowiedz się więcej o kolekcjach zapachowych marki J.F. Pisarczyk 1925


Jakie znaczenie mają dla Państwa emocje i wspomnienia w procesie tworzenia nowych kompozycji zapachowych?
Kluczowe. Tak jak wcześniej wspomnieliśmy uważamy, że perfumiarstwo jest dziedziną sztuk pięknych. Sądzę, że możemy tak mówić, bo Agnieszka zajmuje się jeszcze malarstwem, a ja projektowaniem. Design to mój zawód, a sztuki wizualne to rodzinna tradycja. Moja mama, córka Jana Fryderyka była absolwentką krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, a córka też jest dyplomowanym magistrem sztuki. Sztuka bez emocji nie istnieje. Wielu pseudo twórcom wydaje się, że wystarczy “machnąć” , pełen braków warsztatowych (ignorancja autorów i odbiorców jest tutaj ich błogosławieństwem) quasi etniczny wizerunek kobiety, taki malowany trochę impasto (żeby było bardziej artystycznie) i będzie dzieło sztuki, albo ostatnio widziałem takie duże obrazy z postaciami Disneya w dolarki, świadczące o kompletnym niezrozumieniu idei popartu i korzystaniu przez wytwórcę obrazu jedynie z zewnętrznych atrybutów tego stylu. Emocje są najważniejsze, bez emocji nie ma sztuki. To się daje wyczuć.
W jaki sposób udaje się Państwu łączyć tradycję z nowoczesnością w projektowaniu i produkcji Waszych produktów?
Staramy się niczego nie szufladkować. Rozwiązania tradycyjne i nowoczesne – wszystkie podziały są sztuczne, a ich celem jest pomoc w zdefiniowaniu siebie jako osoby. Myślisz; lubię takie zapachy, ubieram się w stylu, moje dzieci chodzą do, wakacje spędziłem tak, słucham takiej muzyki, byłem tu, jestem więc… . Nie chcemy być więźniami jakiejś konwencji. Wierzymy w swobodę twórczej wypowiedzi, a nasze emocje, emocje ludzkie w ogóle są ponadczasowe i nie dają się przyporządkować ani konkretnej szerokości geograficznej ani punktowi na osi czasu.


Czy mogą Państwo podzielić się historią jednego z zapachów, który ma dla Was szczególne znaczenie? Co sprawia, że jest on wyjątkowy?
Każdy zapach jest dla nas wyjątkowy, jak wyjątkową była podróż stanowiąca ispirację dla jego powstania. Nie ma wśród naszych zapachów tych mniej ważnych czy przypadkowych. Proces tworzenia nowego zapachu trwa u nas średnio 6 miesięcy. Pierwsza faza to przygotowania tak zwanego briefu – dokumentu, który zbiera wszelkie założenia, materiały źródłowe, dokumentację oraz oczekiwania czy wyobrażenia na temat mającego powstać zapachu. W efekcie kolejnego kroku powstaje kilka szkiców kierunkowych planowanego zapachu. Na tej bazie następuje wybór dwóch dróg, który jest faktycznym momentem startu pracy nad nową kompozycją. Najbardziej mozolny jest trzeci etap, w którym mnie, osobie stojącej trochę z boku, najważniejszym elementem wydaje się być szczegółowy zapis podejmowanych kroków. Pozwala on, jak przysłowiowa “nić Ariadny” bezpiecznie wracać do wcześniejszych “rozstajów” by móc skręcić w innym kierunku.
Po przejściu wszystkich poziomów następuję “final tuning” i testy. W końcowym okresie zaczynamy myśleć o elementach graficznych, które staną się wizualnym znakiem rozpoznawczym i częścią narracji nowej kompozycji zapachowej.
Jako przykład opowiem o naszym zapachu Londyn. Historia ta zaczęła się w Mozambiku. Tłukliśmy się przez kilka dni z RPA, z Parku Krugera samochodem do Maputo, a dalej samolotem do Lichinga, żeby znów samochodem, czasem bezdrożem dojechać na brzeg jeziora Malawi. Tutaj wynajętą łodzią dopłynęliśmy do celu, do Nkwichi. Lodge nad brzegiem jeziora, w kompletnie dziewiczym rejonie Afryki została zorganizowana przez pasjonatów, londyńczyków z City, którzy szukali możliwości zaangażowania się w prospołeczną działalność w Afryce. Ich wzrok padł na Mozambik, który w 1994 roku podnosił się po koszmarnej, piętnastoletniej wojnie domowej. Miejsce, mino niewielkiej skali dało zatrudnienie blisko 60% okolicznej ludności. Przez zatrudnienie rozumiemy tutaj wszystkie możliwe formy aktywności, przez rolnictwo i rybołówstwo, roboty budowlane i remontowe po usługi związane z hotelarstwem. Poza winem wszystko co znajdowało się w Nkwichi zostało wyprodukowane, przygotowane lub zrobione w Niwichi. Gospodarze nie wspomagali finansowo okolicznej społeczności tylko mądrze stymulowali aktywność doprowadzając do samowystarczalności i bezpieczeństwa ekonomicznego lokalnych uczestników tego projektu. Tam poznaliśmy wspomnianych londyńczyków, a to przerodziło się już po powrocie z Afryki w bliższą znajomość. Już w Londynie okazało się, że jeden z nich zrezygnował z korporacji i wrócił do rodzinnego biznesu na Mayfair – zakładu oferującego od ponad 250 lat ubrania i dodatki dla londyńskiego establishmentu. Tak nam się spodobała jego historia, że postanowiliśmy o nim opowiedzieć właśnie naszym zapachem i tak powstał Londyn.
Jakie wyzwania napotkali Państwo podczas reaktywacji marki i jak udało się je przezwyciężyć?
W zasadzie wszystko poszło gładko. Wiem, że to co powiedziałem jest niezgodne z dobrym storytellingiem, ale cóż, rzeczywiście wszystkie klocki układanki same złożyły się w całość. Opowieść marki jest prawdziwą historią, nasze wartości stworzyły pattern idealnie dopasowany do tego co budował Jan Fryderyk. Podróże, nasza pasja jest niepodrabialnym źródłem inspiracji, stymulatorami emocji dającym nam pełen komfort pracy nad nowymi zapachami i produktami. Razem mamy prawie 120 lat, a to co robimy jest dla nad wyjątkowym ładunkiem energii, dopaminy dla codzienności.
W jaki sposób dbają Państwo o jakość i unikalność swoich produktów w dobie masowej produkcji?
Dam tu jeden konkretny przykład. Przy masowej produkcji wyrobów zapachowych producenci najczęściej kupują gotowy syntetyczny zapach w jednym z kilku, nazwijmy to, domów zapachowych. Firmy te mają w “menu” kilkaset zapachów. Drugie, równie popularne rozwiązanie to coś w rodzaju zapachowego “sartoriale”. Polega to na tym, że baza zapachu jest przez “dom zapachowy” dopasowywana do bardziej indywidualnych oczekiwań zamawiającego. Wreszcie firmy zlecają przygotowanie zapachu perfumiarzowi – szyją zapach na miarę. My jesteśmy w tej najwęższej grupie firm, które tworzą zapachy.


Jakie są Państwa plany na przyszłość? Czy planują Państwo wprowadzenie nowych linii produktowych lub ekspansję na rynki zagraniczne?
Tak, nieustannie planujemy i dyskutujemy dalszy rozwój naszej działalności. Pomysłów jest wiele, wymyślanie sprawia nam dużo przyjemności. Staramy się jednak wprowadzić odrobinę rozsądku dodając do planowania czynnik ekonomiczny oraz elementy pozwalające zachować właściwy balans pomiędzy pracą a wypoczynkiem.
Jakie rady mogliby Państwo udzielić osobom, które pragną rozpocząć własną działalność opartą na rodzinnych tradycjach?
Naszym zdaniem jest to świetny pomysł. Szybko postępujące zmiany społeczne, gwałtowne przyspieszenie technologiczne, którego początku jesteśmy świadkami będą promowały autentyczność, prawdziwe historie, ludzką twarz i niedoskonałości wynikające z tego, że za produktem i jego opowieścią będzie stał żywy człowiek ze jego wszystkimi ograniczeniami. To stanie w opozycji do wirtualnej rzeczywistości tworzonej w oparciu o zunifikowane optymalizacje.