Chiński gigant modowy, który od kilku lat podbija światowy rynek e-commerce, jest dziś wart aż 100 miliardów dolarów. Ubrania z Shein to nie jest jednak tania alternatywa dla popularnych marek, bo ich ogromnym kosztem są złe warunki pracy szyjących je osób i niszczenie środowiska.
“Nadmierna konsumpcja wychwalana przez Shein jest bronią masowej zagłady dla klimatu” można było przeczytać w petycji “Stop Shein”, którą wystosowano niedawno we Francji z inicjatywy centrolewicowej partii politycznej Place Publique. Działająca w Stanach Zjednoczonych grupa Shut Down Shein, która została uruchomiona przez “rosnącą koalicję podobnie myślących osób i firm, zaangażowanych w zwiększanie świadomości na temat niebezpiecznych i nagannych zachowań Shein” nawoływała z kolei do pociągnięcia chińskiej marki do odpowiedzialności między innymi za łamanie praw człowieka i wątpliwe praktyki biznesowe.
Szwaczki, które szyją ubrania w fabrykach Shein, pracują nawet osiemnaście godzin pracy na dobę, mają jeden dzień wolny w miesiącu, a ich zarobki są skandalicznie niskie. Dodajmy do tego niebezpieczne, stresujące oraz nieetyczne warunki pracy, na przykład karanie grzywną pieniężną za błędy i zwlekanie z pierwszą wypłatą. Równolegle chińska firma dopuszcza się masowych plagiatów projektów innych marek i naruszenia praw autorskich, a do tego niszczy środowisko. Podczas gdy we Francji i w USA pojawiły się głosy sprzeciwu, w Polsce Shein reklamuje się na przystankach autobusowych. Jak to możliwe?
Więcej o protestach, ale i promowaniu Shein przeczytacie w poniższym artykule: We Francji banowane, w Polsce reklamowane. Shein ma się świetnie