Rozwój technologii nie zwalnia tempa, a wraz z nim podąża branża mody. Kiedy myślisz, że niewiele Cię już może zdziwić, projektanci i specjaliści ponownie zaskakują. Tym razem cyfrową odzieżą, która istnieje jedynie w świecie wirtualnym, a w tym realnym, sprzedaje się świetnie.
Ubrania, których nigdy nie założysz
Skandynawska marka Carlings, choć produkuje odzież według najnowszych trendów, nie jest typową marką. Pierwszą kolekcję firma wypuściła w listopadzie 2018 roku, ale klienci, którzy wykupili ją w tydzień, nigdy nie dostali ubrań do ręki. Ubrania, które produkuje Carlings to odzież cyfrowa, dostępna jedynie w świecie wirtualnym.
Kolekcja Carlings obejmowała 19 elementów, wszystkie unisex, w jednym rozmiarze w cenie od 10 do 30 euro. Linia była limitowana, a każdy model powstał w dwunastu kopiach. Klienci przysyłali projektantom marki Carlings swoje zdjęcia, którzy następnie dopasowywali projekty do ich sylwetek. Całość prezentuje się tak, jakby klienci rzeczywiście mieli na sobie zakupione produkty, chociaż nigdy nie trzymali ich w rękach. Marka zatrudniła także kilku influencerów, którzy świetnie zareklamowali kolekcje na Instagramie.
Gdzieś już o tym słyszeliśmy
Można zadać sobie pytanie, czy pomysł nie jest absurdalny albo bezsensowny. Jak się okazuje nie jest on wcale taki nowy, a cyfrowe ubrania sprzedawane są już od lat – oczywiście w grach komputerowych. Choć temat może wydawać się błahy, stoją za nim duże pieniądze. Firma Glu Mobile Covet Fashion umożliwiała graczom zakup ubrań i dodatków od projektantów. W zeszłym roku przygód firmy wyniósł 53.4 millionów dolarów.
Słynna gra “Kim Kardashian: Hollywood” pozwala graczom ubierać Kim w projekty luksusowych domów mody, jak Balmain czy Roberto Cavalli. Firma sprzedała tyle ubrań dla wirtualnej pani Kardashian, że wygenerowała przychód równy 240 milionów dolarów.
Cyfrowa odzież przyszłością branży?
Trzeba przyznać, że granica między światem rzeczywistym, a tym istniejącym w sieci powoli się zaciera. Cyfrowa odzież może jednych przerażać, innych fascynować, a na pewno intrygować. Można dopatrywać się w niej także ruchu eko, bo przecież ubrania, które tak naprawdę nie istnieją, są częścią zrównoważonej mody. Skoro coraz częściej kupujemy ubrania tylko po to, aby się w nich sfotografować, może warto wybrać cyfrowe rozwiązanie.
Środowisko być może podziękuje nam za nowe technologie w modzie, jednak warto się zastanowić, co z tradycyjnym rzemiosłem. Ubranie na zdjęciu zyska kilkaset polubień, kilkanaście komentarzy, a Twoje konto kilku nowych obserwatorów. Co jednak założymy na siebie, gdy wylogujemy się do prawdziwego życia?
Nie taka bliska przyszłość
Nawet jeśli branża przyjmie cyfrową odzież, nie będzie to nagły proces. Obecnie kształceni tradycyjnie projektanci, nie nabywają w szkołach wiedzy o projektowaniu modeli 3D, a praca nad cyfrową odzieżą jest ciągle pracochłonnym i wymagającym zadaniem. Proces produkcji jest także dość kosztowny. Nad stworzeniem cyfrowej kolekcji jednej z marek z Hong Kongu, pracował zespół pięciu projektantów, którzy w trzy tygodnie stworzyli zaledwie piętnaście sztuk produktów.
Branża mody ma ciągle wiele do zrobienia, ale patrząc na rosnące zainteresowanie klientów, wysiłek będzie tego wart. Skandynawska marka Carlings już planuje drugą cyfrową kolekcję, a tłumy fanów marki nie mogą się doczekać, aż będą mogli ją „założyć”.
Przeczytaj również: Q&A: Dlaczego pożądamy ubrań z Zary?