Lana Nguyen to pochodząca z Wietnamu projektantka, która w modzie łączy dwa światy – azjatycki i europejski. Dzięki wielokulturowemu wychowaniu w sposób otwarty postrzega świat i inspiruje się wszystkim, co ją otacza. Od paru lat tworzy własną markę i z zamiłowania do krawieckiego kunsztu chce odczarować szycie na miarę, błędnie kojarzone z niezręcznością i przesadnie wysokimi cenami. W cyklu “5 minut z” Lana Nguyen opowiedziała nam o prowadzeniu własnej marki.
Moja marka to przede wszystkim…
romantyczna, sensualna, niesamowicie intrygująca i silna kobieta. A za chwilę obok niej będzie kroczył silny, męski i stylowy mężczyzna – Lana Man.
Założyłam własną firmę po to, by…
móc się dzielić ze światem moją twórczością.
Kiedy słyszę słowo “sukces”, to myślę…
o uśmiechu moich klientów.
Chciałabym, żeby polska branża modowa…
pozostała różnorodna – to daje możliwość artystycznego wyrazu i rozwoju. Chciałabym, żeby ten rynek rozwijał się w segmencie premium. Brakuje pokazów mody i rytmu, który nadają świata stolice mody. Dla mnie najważniejsze jest dopieszczanie moich klientek, dlatego decyduję się na szycie na miarę. Jest to trudniejsza dziedzina, ale zaczyna być naprawdę doceniania.
Gdybym mogła wprowadzić jedną zmianę/przepis, by ułatwić funkcjonowanie mojej firmie, to…
chciałabym się sklonować, aby było więcej Lan Nguyen – mogłybyśmy wtedy tworzyć więcej pięknych kolekcji.
Biznesowo inspiruje mnie…
mój partner i jego niesamowita pracowitość.
Kiedy patrzę na globalne marki modowe…
A właśnie specjalnie nie patrzę – nie chcę aby miały duży wpływ na kierunek mojego projektowania. Jak już zdarza mi się coś zobaczyć, to widzę, że wszystko jest do siebie bardzo podobne.
Z globalnych marek/projektantów imponuje mi…
Nie mam jednej marki, która mi imponuje. Moze to dlatego, że inspirują mnie bardziej artyści, ich styl, albo niekiedy jakiś film lub serial. Ostatnio z artystów bardzo zainspirował mnie włoski zespół Maneskin. Nie tylko swoją twórczością muzyczną podbili świat, ale i zachwycili stylizacjami. Natomiast z kinematografii, ostatnio wpatrywałam się jak zaczarowana w duży ekran podczas filmu “Elvis”. To fantanstyczna inspiracja do linii Lana Man.
Największy problem, z jakim mierzy się moja marka…
to czas. Klienci zostali przyzwyczajeni przez rynek modowy do fast fashion – kliknięcia i posiadania na drugi dzień produktu u siebie na wycieraczce. Prawdziwa moda wymaga jednak czasu, dokładności, serca i pracy całego mojego zespołu. Moja marka stara się nie tworzyć nadprodukcji i dużych stanów magazynowych – świat już jest przepełniony ubraniami, których nie potrzebujemy i nie zdążymy ubrać w całym swoim życiu, nie już o mówiąc o zanieczyszczaniu środowiska. Staram się reagować na zapotrzebowanie moich klientów na bieżąco, a najbardziej tworzyć modę szytą na miarę, indywidualną, korespondującą z daną osobą, jej potrzebami i marzeniami. Wtedy czuję że to ma większy sens ☺
Przełomowa decyzja, która pomogła mojej firmie się rozwinąć…
to postawienie ciężaru marki na kolekcjach koktajlowych i ślubnych, a zmniejszenie skali kolekcji ready-to-wear, których mamy i w Polsce i na świecie pełno.
Gdybym miała zacząć tę przygodę od początku, to…
zrobiłabym to jeszcze raz, przeżywała te same radosne chwile, sukcesy i te same porażki. Inaczej nie byłoby mojej marki, takiej, jaka jest teraz.
Najważniejsza biznesowa lekcja, jaką dostałam…
Dostałam ich sporo. Kiedyś moim motto, które nawet miałam na wizytówkach było: “work hard, dream big, never give up” (“pracuj ciężko, miej duże marzenia, nigdy się nie poddawaj”) i dokładnie tak przez wiele lat pracowałam. Teraz zostawiłabym tylko środkową część tego motta, czyli “dream big”. Z perspektywy czasu wiem już, że praca od 6 do 22 wcale nie jest efektywna oraz że czasem trzeba wiedzieć również, kiedy zejść ze sceny i się poddać. Natomiast marzyć trzeba zawsze… i marzenia się spełniają! ☺
W mojej firmie najbardziej inwestuję w…
jakość, tkaniny, ludzi, luz, lekkość.
Zobacz także: 5 minut z… Martą Lech-Maciejewską. “Chciałam pokazać, że moda może znaczyć coś więcej”