Ubranie jest dla niektórych jedynie materiałem, którym przykrywają ciało, ponieważ nie przywiązują zbytniej uwagi do tego, co noszą. Dla drugich to forma wyrażenia siebie, swojej osobowości czy bycia w pełni sobą. Jednak czy na pewno podejście do mody jest tak zerojedynkowe?
Błądząc w utkanej z łączy sieci, natknęłam się jakiś czas temu na artykuł, gdzie autorka opisała własne podejście do ubrań jako formy wyrażania siebie. Był to tekst w duchu ciałopozytywności, autorka o rozmiarze większym niż 40, nie była w stanie już jako nastolatka znaleźć dla siebie odpowiednich ubrań. Każdy sklep oferował gamę kusych topów czy obcisłych jeansów. Kiedy znalazła ubranie pasujące na jej sylwetkę, nosiła je przez cały czas. W latach szkolnych rówieśnicy jednak nie rozumieli jej problemu, przez co stała się obiektem drwin. Klasycznie.
Potrzeba jednak matką wynalazku. Autorka tekstu szukała ubrań w szafie babci i mamy, odwiedzała sklepy z używaną odzieżą, przerabiała to, czego już nie nosiła. Pokochała styl retro. Odnalazła w nim siebie. Czuła się pewniejsza, odważniejsza, niepokorna. Już nikt z niej nie drwił. Styl jej ubioru nie był maską, a atutem, który ją napędzał. Co jeśli noszone przez nas ubranie jednak staje się naszą tarczą ochronną?
Dzięki nieustępliwości jesteśmy w modowej epifanii, czyli tam, gdzie większość z nas czuje się jak w domu.
Przez długi okres czasu sama myślałam o moim ubiorze jako o pelerynie, którą przykrywam prawdziwą siebie. Myślałam, że odwracam uwagę od siebie, że uczucia i emocje pozostaną pod bezpiecznym przykryciem. Ileż razy nosząc szarość bluz i opiętość spodni nie czułam się sobą. Ubranie nie zakrywało mnie przed światem, sprawiało, że odnalazłam w nim miejsce. Błyszczałam. Cena bycia sobą, nawet i przez trywialność noszonego materiału, do niedawna była wysoka. Jednak dzięki nieustępliwości, jesteśmy w modowej epifanii, czyli tam, gdzie większość z nas czuje się jak w domu.
Subiektywnym okiem o ubraniu i osobowości
Konrad ma 18 lat i dopiero po osiągnięciu pełnoletności zaczął przywiązywać wagę do tego jak wygląda. Wcześniej jego ubiorem rządził traf. Świadomość mnie przyszła blisko pół roku temu. Zacząłem kupować to, w czym czuję się po prostu sobą. I czuję się dobrze, dopiero teraz. Zwrócił on uwagę na nie do końca pojęty aspekt utożsamienia się z materiałem. Być może sedno tego odkrycia leży w pojęciu naszej atrakcyjności. Nie tylko dopełniamy siebie poprzez ubranie, ale i swój wizerunek, który jest pierwszym, co zobaczy druga strona. W modowym przypadku fizyczność idzie w parze z psychicznym ukontentowaniem. Konrad idzie pewnie ulicą, bo dla siebie czuje się atrakcyjny. I w tym przypadku nie ma tu seksualnego kontekstu. Wyłącznie samomiłość i samoakceptacja.
Zacząłem kupować to, w czym czuję się po prostu sobą. I czuję się dobrze, dopiero teraz.
Kreatywna dusza Angeliki, znajduje ujście w rękodziele, jednak jak sama mówi, nigdy nie przywiązywała uwagi do tego, co ubiera. Dla niej to tylko ubranie, coś potrzebnego, koniecznego. Nie spędza czasu zastanawiając się co założyć. Nie miała również problemu z dopasowaniem sklepowych propozycji ubraniowych do swojej sylwetki. Moja siostra, jako że jest wysoka i szczupła, kupując ubranie w swoim rozmiarze liczyła się z koniecznością jego przerobienia. Zbyt krótkie nogawki u spodni, rękawy długości ¾. Nasza mama jest krawcową, to ją ratowało. Sposobem siostry Angeliki był większy rozmiar i późniejsze zwężanie czy dokupowanie w pasmanteriach materiałów, które stanowiły przedłużenie ubrania. Wyjście awaryjnego doszywania stało się jej ubraniowym sposobem noszenia. I tu znów zaistniała potrzeba, która stała się matką wynalazku.
Moda dla jednych stanowi przedłużenie jestestwa. Drudzy z kolei podchodzą do ubrań czysto pragmatycznie. Sposób naszego noszenia jest tak indywidualny, jak to, kogo i co kochamy. Z podejściem do ubrań jest jak z okularami przeciwsłonecznymi, jakkolwiek trywialnie to brzmi. Mają one różne oblicza. Raz chronią przed słońcem. Raz maskują łzy. Bądź stanowią dodatek do stylizacji, ponieważ akurat wpasowują się idealnie. Nie nam oceniać, który wariant druga osoba wybiera. Ważne, żeby za nimi dostrzec po prostu człowieka.