Początek jego historii jest jak scenariusz amerykańskiego filmu z happy endem. Jako dziecko wymyślał i szył ubranka dla lalek swoich sióstr. Pracy miał sporo, bo ma jedenaścioro rodzeństwa, w tym sześć sióstr. Wtedy jeszcze nie wiedział, co tak naprawdę robi, czerpał radość z zabawy, która była też jego małym sekretem. Z wiekiem przerzucił się na większy rozmiar i szył ubrania dla rodziny. Szczególne okoliczności sprawiły, że porzucił szycie na rzecz nauki. Talent okazał się jednak silniejszy niż konwenanse.
Praktykował u Macieja Zienia. Jego początkowo miesięczny staż przerodził się w dwuletnią współpracę. Pozostawał w cieniu projektanta w trakcie jego najgłośniejszych pokazów: Jestem oraz ICONS. Kiedy poczuł, że ma innowacyjny pomysł, wziął się za jego realizację. Pożegnał się z marką ZIEŃ i w wieku 21 lat założył własną markę – PODWIKA. Teraz, trzy lata później znowu skacze na głęboką wodę – inicjuje projekt crowdfundingu akcyjnego.
Anna Wawszkiewicz: Spotykamy się z konkretnego powodu, który jest dużą zmianą w Twoim życiu i karierze, ale chcę zacząć od początku. Skąd moda w Twoim życiu?
Łukasz Podwika: Już jako dziecko interesowały mnie ubrania. Moja mama miała w domu maszynę do szycia, którą jej podkradałem. Używałem jej tak, że mama w ogóle o tym nie wiedziała. Później, kiedy nakryła mnie na szyciu, pozwoliła mi z niej korzystać normalnie. Miałem wtedy dziesięć lat. Już jako małe dziecko szyłem, ale ubierałem głównie lalki Barbie moich sióstr. A że mam ich dużo, bo aż sześć…
Czyli start miałeś dobry, pracowity.
Oczywiście nie ubierałem wszystkich, ale po historii z lalkami przyszła pora na ubieranie sióstr. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co robię, co to dokładnie jest. W międzyczasie zupełnie porzuciłem szycie i myślenie o projektowaniu, żeby móc zająć się nauką. Moi rodzice mieli poważne plany co do mnie. Chcieli, żebym skończył bardzo dobrą szkołę i został lekarzem. W liceum doszedłem jednak do wniosku, że nie będę lekarzem, tylko projektantem. Doszło to do mnie w momencie, w którym miałem pójść na studniówkę. Uznałem, że moja partnerka będzie miała suknię zaprojektowaną przeze mnie. Przygotowałem wtedy dwa projekty sukni: oficjalną i wieczorowo-koktajlową. Po studniówce zacząłem częściej rysować, projektować i zbierać klientki. Na początku były to oczywiście moje siostry, które potrzebowały wyjątkowych kreacji na wyjątkowe okazje. Kupiłem swoją własną maszynę do szycia, a zaprzyjaźniona krawcowa uczyła mnie szyć, kroić, robić formę, przekazywała mi wiedzę o tkaninach. Przełomowym momentem był dla mnie konkurs Żory by Fashion. Tematem projektów konkursowych była konstrukcja a minimalizm. Spodobał mi się sam pomysł, a jeszcze bardziej główna nagroda, którą był staż u Natashy Pavluchenko. Podjąłem decyzję o wzięciu udziału w konkursie i wysłałem projekty. Szybko okazało się, że przeszedłem do II etapu, więc odszyłem sukienkę, która, co doskonale pamiętam, była bardzo geometryczna. Spośród dziesięciu finalistów znalazły się dwie osoby, które otrzymały maksymalną ilość punktów, w tym ja. W dogrywce zająłem II miejsce i niestety nie wygrałem tego konkursu. Ale przynajmniej wygrałem tablet.
Nagroda iście pocieszenia.
Wróciłem do domu trochę zniesmaczony faktem, że mi się nie udało, ale stwierdziłem też, że to nie jest jedyna droga do celu i sukcesu, który chcę osiągnąć. Wysłałem aplikację do wszystkich największych projektantów w Polsce. Jedyną firmą, która odpowiedziała na moją wiadomość był ZIEŃ. Zostałem zaproszony na staż, to było dokładnie cztery lata temu, w 2013 roku. Wziąłem miesięczny urlop w pracy i wyjechałem do Warszawy. To była moja pierwsza dłuższa rozłąka z rodziną, moje pierwsze samodzielne mieszkanie. Wtedy wkroczyłem w dorosłe życie. Skoro już wypłynąłem na głęboką wodę stwierdziłem, że muszę to wykorzystać na 100%. Byłem nadzwyczaj gorliwym praktykantem.
Wtrącałeś się we wszystkie sprawy związane z projektowaniem?
We wszystkie, w które mogłem. Bardzo interesowało mnie krawiectwo, tkaninoznawstwo, konstrukcja. Przez pierwsze dwa tygodnie poznałem zespół i bardzo zaangażowałem się moją nową pracę. Chłonąłem wiedzę jak gąbka.
Staż był bezpłatny?
Tak. Po dwóch tygodniach poznałem Maćka Zienia, wtedy jeszcze pana Maćka. Przedstawiliśmy się sobie, porozmawialiśmy. Spodobało mu się moje nastawienie do pracy. W pewnym momencie zaprosił mnie do biura na szczerą rozmowę. Powiedział, że widzi we mnie potencjał, poprosił też o pomoc przy pokazie Jestem, co było kolejnym nowym doświadczeniem. Kiedy minął miesiąc stażu i poszedłem się pożegnać, dostałem propozycję dalszej współpracy.
W zespole projektowym?
Tak. Tam przede wszystkim projektowałem. Brałem czynny udział w pracy nad powstaniem kolekcji. Zajmowałem się hand madem. Z jednej strony byłem rzemieślnikiem, z drugiej artystą. Udoskonalałem warsztat, poznawałem kolejne etapy produkcji kolekcji. Maciek wiele mnie nauczył. Przekazał mi ogrom swojej wiedzy. W międzyczasie zwolniła się główna projektantka marki i ja zająłem jej miejsce.
Wracając do Żory be Fashion okazuje się, że mała porażka, w małym konkursie, w małym śląskim miasteczku, dała Ci taką motywację do tego, żeby osiągnąć jeszcze więcej.
Tak, to prawda.
Poza tym Twój przykład jest zaprzeczeniem mitu, że jeśli nie ma się pleców, to w branży mody nie można zaistnieć.
Tak, to prawda, ale zawsze uważałem, że mam talent. Ja po prostu starałem się mu pomóc. Ciężko pracowałem i nadal pracuję na to, co mam. Dostałem możliwość, którą przerodziłem w szansę. Po pokazie ICONS w Zamku Ujazdowskim podjąłem decyzję o tym, że odchodzę z firmy.
Wtedy powstała firma PODWIKA?
Tak, powstała w momencie, w którym wpadłem na dobry pomysł i chciałem się nim podzielić, ale zetknąłem się ze ścianą. Szczerze mówiąc nie wiem czy decyzja o stworzeniu własnej marki była w tamtym momencie przemyślana. Miałem 21 lat. Miałem też doświadczenie krawieckie oraz konstruktorskie i nie chciałem, żeby ktoś mnie ograniczał. Chciałem poczuć wolność artystyczną. A że miałem już podstawy i super team krawcowych-perfekcjonistek z ogromnym doświadczeniem, uznałem że jedyne nazwisko, które może firmować te projekty to Podwika.
Wychodzi na to, że kolejna odmowa, czyli ograniczenie wolności artystycznej, dała Ci motywację do działania.
Myślę, że to jest naturalne. Jeśli ktoś Cię pochwali to cieszysz się i o tym pamiętasz, ale jeśli ktoś wyrazi negatywną opinię to to motywuje Cię do działania. Jeśli jesteś przekonany do swoich racji robisz wszystko, żeby osoba, która wyraziła konstruktywną krytykę zmieniała decyzję po zobaczeniu pozytywnych efektów.
Jesteś uparty?
Jestem zodiakalnym Baranem (śmiech). Ale konstruktywna opinia jest dla mnie ważna.
Projektujesz sezonowo?
Projektuję sezonowo, ale w tym momencie skupiłem się bardziej na rozwoju i strategii spółki, dlatego podjąłem decyzję o tym, że odpuszczam jeden sezon, żebym kolejny mógł w pełni utożsamić z DNA spółki, którą mam, a nie firmy, którą miałem.
Co Cię przekonało do zmiany?
Przez dwa lata byłem właścicielem firmy PODWIKA. W listopadzie 2016 roku podjąłem decyzję o zmianie statusu firmy na spółkę. Bardzo długo zastanawiałem się nad tym, czy jestem gotowy. Zaprosiłem do współpracy trzy osoby i znowu wracamy do tego, o czym już wcześniej wspominałem, że mam ogromne szczęście, któremu niekiedy pomagam. Okazało się, że stworzyłem bardzo fajny team. To są osoby z wieloletnim doświadczeniem w swoich branżach. Najbliższą osobą jest dla mnie Ula Szymańska, która pracowała dla znanych marek, tj.: Inditex, Douglas, Zień czy Natasha Pavluchenko. Po długich rozmowach podjęliśmy decyzję o współpracy. Ula jest jednym z udziałowców spółki, zasiada też w jej zarządzie. Do współpracy zaprosiłem też Kaję Rud-Romańczyk, która zajmuję się komunikacją i eventami, a także Maćka Tworskiego, który odpowiada za strategię i finanse. Spędziliśmy razem wiele godzin nad myśleniem o tym, co zrobić, aby wdrożyć innowacje na polskim rynku.
Jakie konkretnie innowacje masz na myśli?
Przede wszystkim doszliśmy do wniosku, że nie chcemy zarzucić tego, co udało się uzyskać marce PODWIKA. Ten trzon jest dobrze widoczny w linii MyPremium. Oprócz niej kolekcja posiada jeszcze dwie inne linie. Najważniejsza dla nas w tej chwili jest kolekcja SmartLove, która w pewnym sensie jest innowacją. Chcieliśmy otworzyć produkcję na większą skalę. To są głównie sukienki projektowane przeze mnie i szyte w Polsce. Zachęcające mogą być ich ceny, które oscylują w okolicach 199 – 599zł. Sukienka za 599 zł będzie wykonana w 100% z jedwabiu. Linia jest już w trakcie odszycia. Myślimy też o wejściu na rynki zagraniczne.
Wspomniałeś o dwóch liniach, a co z trzecią?
Na przełomie grudnia i stycznia powstanie kolekcja sukien ślubnych pod nazwą Brides&More. Powstała już pierwsza suknia w tej linii, w której dwa miesiące temu ślub wzięła jedna z moich sióstr. Nie wyobrażałem sobie, żeby ubrała inną sukienkę, to było idealne otwarcie.
A dlaczego w nazwie jest „and more”?
Oprócz ubrań chcemy tworzyć dodatkowo akcesoria: buty i torebki na początek.
Czujesz się na siłach, żeby oprócz ubrań projektować dodatki?
Mam doświadczenie z projektowaniem butów, ze względu na wcześniejsze współprace. Moją pierwszą kolekcję butów pokazałem kilku zaufanym osobom, które wyraziły się o niej bardzo przychylnie.
A poza tym lubisz skakać na głęboką wodę…
No tak, ale nie na zbyt głęboką (śmiech).
Mam jeszcze pytanie o zespół, o którym wspomniałeś. Czy dzięki temu, że zebrałeś specjalistów w swoich branżach masz ten luksus, żeby zajmować się tylko projektowaniem?
Odpowiem w ten sposób: nie urodziła się jeszcze osoba, która jest alfą i omegą. Ja też się mylę i popełniam błędy. Był taki czas, jeszcze w trakcie mojej wcześniejszej działalności, że zostałem ze wszystkim sam. Zajmowałem się wszystkim od projektowania, przez marketing i promocję, aż po sprzedaż i kontakt z klientem. Wyciągnąłem z tego wnioski i cieszę się, że teraz mam zaufany zespół, który pomaga mi w prowadzeniu spółki. Jako właściciel biorę bardzo czynny udział we wszystkich projektach, ale mogę się skupić na części artystycznej. Ciąży na mnie bardzo duża odpowiedzialność, ale nie ma presji. Jestem odpowiedzialny nie tylko za swoją pracę, ale też za pracę innych.
Skąd czerpiesz inspiracje, żeby tworzyć trzy różne linie kolekcji?
Zewsząd. Znajdujemy się w takim miejscu i czasie, że wszystko jest modne i każdy może wyznaczać trendy. Tak naprawdę nie potrafię do końca odpowiedzieć na to pytanie. Niekiedy jestem w stanie wstać o trzeciej w nocy, bo coś mi się przyśni. Bywa i tak, że moje projekty lądują w koszu.
To jest duża część?
Nie, bo szkoda mi czasu na takie pomyłki. Kiedy już siadam do projektu, to najwięcej czasu spędzam na myśleniu, dlatego ostateczny pomysł jest zazwyczaj dojrzały i przemyślany.
Korzystasz z trendbooków?
Nie, nie korzystam. Wracając jeszcze do inspiracji – inspiruje mnie moja kobieta. Mam grupę swoich wiernych klientek, które pokochały to, co robię. To są kobiety z klasą, więc nie mogę nagle zmienić swojego poczucia estetyki i wyskoczyć z awangardą. Moją muzą od zawsze jest Kasia Warnke. Kiedy się poznaliśmy, od razu między nami zaiskrzyło. Pomiędzy moją twórczością a osobowością Kasi jest coś wyjątkowego. Ona też od początku mi zaufała. Na bardzo wiele gal, w których Kasia brała udział, przygotowywałem dla niej specjalne projekty.
Mówisz „moja kobieta”, „moja muza”, czy to jest konkretna osoba czy Twoje wyobrażenie o niej?
Moją kobietą są wszystkie moje klientki. One mnie inspirują swoją innością. To jest zbiór cech klientek, które noszą moje ubrania. One ufają mi, a ja ufam ich stylowi. Uzupełniamy się. Kasia Warnke, Marieta Żukowska, Anita Sokołowska, Klaudia Halejcio, Sabina Jeszka, Aga Zaryan – to tylko niektóre z tych osobowości. Wszyscy bardzo się lubimy i to pomaga w tworzeniu kreacji.
Kim jest klientka marki PODWIKA?
Do tej pory klientką marki PODWIKA była kobieta z klasą, która ceniła sobie jakość wykonania, tkaninę, szycie, konstrukcję i wszelkie detale kreacji. Kobieta sukcesu, która w ciągu dnia potrzebowała udanej stylizacji do biura, a wieczorem stylowego stroju na bankiet. Teraz po zmianie DNA chcemy poszerzyć ramy. Dawna klientka w tym momencie będzie głównym odbiorcom linii MyPremium. Chcemy wyjść naprzeciw młodszym kobietom pomiędzy 17 a 30 rokiem życia. To fashionistki ceniące klasyczną elegancję. Chcemy też stworzyć pierwszy w Polsce styl życia pod nazwą „glam & slow”, z którym wiążą się hasła takie jak ciekawe imprezy modowe, muzyka i ludzie.
Gdzie będzie dostępna kolekcja? Gdzie można zobaczyć, dotknąć, przymierzyć Twoje rzeczy?
Sprzedaż kolekcji planujemy głównie w obszarze e-commerce. Niedługo otworzymy sklep internetowy, w którym będzie można kupić bezpośrednio ubrania. Myślimy też o polskich platformach sprzedażowych. Aktualnie powstaje pierwszy showroom PODWIKA w Warszawie, którego oficjalne otwarcie planujemy pod koniec wakacji. Trwają też rozmowy o rozszerzeniu działalności na rynek amerykański i wschodni.
Jeszcze przed całym zamieszaniem związanym ze spółką podjąłeś współpracę z sieciówką MOHITO. Jak do tego doszło?
Decyzję o współpracy podjąłem sam. Mam ogromne doświadczenie we współpracy z klientami indywidualnymi, ale nie miałem doświadczenia z klientem masowym i komercyjnym podejściem. Stąd taka decyzja.
Czy to znowu było tak, że to sam skontaktowałeś się z marką?
Tak, odpowiedź dostałem po dwóch dniach.
Podjąłeś współpracę w zespole projektowym?
Tak. Projektowałem głównie sukienki, czyli to, co lubię i czym zajmowałem się do tej pory. Wtedy też wziąłem udział w nowym projekcie MOHITO, czyli Little Princess. Chodziło o skoordynowane projekty dla matki i córki. Wtedy pierwszy raz miałem styczność z projektowaniem ubrań dla dzieci. Jak się okazuje, to wcale nie jest proste.
Czyli w sklepach MOHITO mogliśmy zobaczyć Twoje pomysły?
Byłem jakiś czas temu w sklepie MOHITO i znalazłem mnóstwo moich projektów. Myślę, że bardzo tego potrzebowałem, bo w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że to jest mój produkt odwróciłem metkę. Tam nie było zawrotnych kwot, tam były dostępne dla wszystkich ceny: 129,99 i 79,99 zł. To było jak zderzenie ze ścianą. Do tej pory nie byłem przyzwyczajony do tego, że spod mojej ręki wychodzą rzeczy w takich cenach. Dzięki tej współpracy oprócz tego, że zgłębiłem wiedzę na temat komercyjnego klienta, nauczyłem się podejmować trudne decyzje w procesie planowania kolekcji oraz kontaktować z kontrahentami.
Pora na przejście do sedna sprawy. Niedawno ruszyła AKCJA PODWIKA. Skąd pomysł na to, żeby wejść w crowdfounding akcyjny?
Działając nad strategią marki planowaliśmy też jej finanse, planowaliśmy zyski i straty. Wtedy powstawała nie tylko część koncepcyjna, ale też tabelki i całe finansowe ramy naszej pracy. Doszliśmy do wniosku, że warto postawić na współpracę z inwestorem. Odbyliśmy kilka spotkań, ale one niestety nie były dla nas na tyle korzystne, żeby podjąć współpracę. Aż do momentu, kiedy dostaliśmy propozycję wzięcia udziału w akcji crowdfundingowej.
Spotkania najprawdopodobniej nie spełniały waszych wymogów, a weszliście w projekt, w którym nie wiecie kim są akcjonariusze. Znowu skaczesz na głęboką wodę.
To prawda, nie wiem kim są akcjonariusze, ale wiem czego chcą. Są to osoby, które ufają mojemu zespołowi i naszemu doświadczeniu. Nie boją się wykupić akcji, dać nam szansy i czekać na zyski.
Crowdfunding kojarzy się z szybką zbiórką na konkretny cel. Ty już dzisiaj zakładasz plany długofalowe.
Mamy założony plan na co najmniej 24 miesiące.
Gwarantujesz, że po roku firma będzie generowała zyski. Jaki jest plan rozwoju marki na ten rok, żeby akcjonariusze otrzymali to, czego chcą, a Twój plan został zrealizowany?
Jeszcze w tym roku stworzone zostaną trzy kolekcje. Nasza działalność opiera się na sprzedaży ubrań, więc projektowanie, produkcja i sprzedaż są jej najważniejszą częścią. W założonym planie mamy dokładne wyliczenia, które zakładają plany sprzedaży tak, aby móc generować zyski.
Jak można kupić akcje i dlaczego nie warto się tego bać?
Boimy się inwestować, bo boimy się wyjść ze swojej strefy komfortu. W akcji zachęcamy do podjęcia wyzwania. Ja z przymrużeniem oka mówię, że niekiedy warto, dla zdrowia, zrezygnować z zakupu dwóch paczek papierosów i zainwestować. Właśnie tyle kosztuje jedna akcja, czterdzieści złotych. Udziały wiążą się też z profitami, nie zapominamy o akcjonariuszach. Oni będą zapraszani na pokazy, otrzymają karty rabatowe na zakupy, projekty itp. Staną się prawnymi współwłaścicielami firmy i będą mogli czerpać z tego tytułu realne przychody. Akcje zakupić można na stronie www.akcjapodwika.pl. Tam znajdują się też wszystkie informacje dotyczące akcji. Jeszcze więcej szczegółów udzielamy drogą mailową; zawsze można do nas napisać, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Strona jest przejrzysta, a akcja opisana w sposób zrozumiały dla wszystkich. Myślę, że zakup akcji to kwestia dwóch minut.
Kiedy ruszyła akcja?
W czwartek, pod koniec czerwca.
Na jaki czas jest zaplanowana?
Deadline może być w każdym momencie, do wyczerpania akcji. Finał zakładamy na koniec września.
Ile akcji jest do rozdania?
10 000.
Myślisz, że przecierasz szlaki wchodząc w taki projekt?
Myślę, że to może zaciekawić innych projektantów. Może być też tak, że będą oni czekali na zakończenie akcji, na efekt.
Nie boisz się, że będą się uczyli na Twoich błędach?
Ja się uczyłem na błędach swoich mentorów, więc może w przyszłości ludzie będą się uczyli na moich.
Rozmawiała Anna Wawszkiewicz