Coraz częściej zwracamy uwagę na otoczenie, w którym żyjemy i chcemy realnie wpływać na jego wygląd. Zatłoczone miasto i brak zieleni negatywnie wpływa na nasze samopoczucie i pragniemy choć na trochę uciec w ciche i spokojne miejsce. Zaczynamy doceniać bliskość natury i energię, którą z niej czerpiemy. Przeglądamy zdjęcia domków, które ludzie stawiają sobie w środku lasu lub na odludziu, a nowym luksusem jest dla nas odłączenie się od wirtualnego świata i napawanie szumem fal lub śpiewem ptaków. Nie każdy jednak może sobie pozwolić na takie przyjemne oderwanie od rzeczywistości, inni natomiast, po powrocie z wypoczynku, marzą o leśnym krajobrazie wśród zatłoczonego miasta. Na szczęście wśród młodych artystów są osoby, dla których kontakt z przyrodą to nie tylko kilkudniowy wypad za miasto, a ich celem jest wprowadzenie odrobiny zieleni do naszego domu i co za tym idzie – życia.
Projekt Flower House, którego inicjatorką jest florystka Lisa Waud, w październiku 2015 będzie miał swoją kontynuację po tym, jak cały świat obiegły i zachwyciły zdjęcia kwiatowych instalacji. Waud kupiła dwa domy w Detroit, mieście, które dwa lata temu ogłosiło upadłość. Florystka, która nie kryje się ze swoimi kwiatowymi inspiracjami (na jej stronie możemy przeczytać między innymi o zachwycie, który wzbudziły w niej wnętrza pokazu Diora w 2012 roku oraz twórczość artystów krajobrazu – Christo i Jeanne-Claude) postanowiła ponownie powołać do życia stare wnętrza. W 48 godzin kobieta stworzyła zapierające dech w piersiach instalacje, które wypełniły ponure wnętrza opuszczonego budynku. Efekt okazał się niesamowity, a jego autorka postanowiła nie osiąść na laurach. Po zakończeniu pierwszej edycji projektu zaczęto zbierać dotacje na kolejne przedsięwzięcie, a artystka zaprosiła już do współpracy florystki z różnych zakątków Stanów Zjednoczonych. Waud mówi, że w jej pomyśle chodzi o odwoływanie się do naturalnego cyklu, który rozpoczyna się rozkwitem, a kończy obumarciem. Jej celem jest zwrócenie uwagi na opuszczone budynki nie jak na coś, obok czego powinniśmy przechodzić obojętnie. Apeluje natomiast, by zacząć traktować architekturę jako nowe wyzwanie dla sztuki czy biznesu i zagospodarować ją w sposób bezpieczny dla środowiska. Musimy wziąć odpowiedzialność za miejsce, w którym mieszkamy.
Marką z ciekawą misją jest Wearable Planter, w której ofercie znajdziemy biżuterię oraz akcesoria wykonane przy użyciu technologii jaką jest druk 3D. Założyciele chcą sprawić, by ludzie choć odrobinę mocniej zaczęli doceniać naturę i jej bogactwo. Wearable Planter proponuje mały ogródek, który możemy zawiesić sobie na szyi lub nosić w zatłoczonym mieście na palcu. Projektanci prowadzą również blog, na którym podają informacje jak prawidłowo zasadzić sukulenty, jak dbać o rośliny i wprowadzić do naszego życia nieco uspakajającej zieleni, ale także – jak samemu stworzyć wyjątkowe dodatki. Dobry dizajn połączony z dbałością o naszą planetę daje nam biżuterię, w której z pewnością nie spotkamy nikogo innego na ulicy. Idealny pomysł na biznes i ukłon w stronę Matki Ziemi. Jest jeden minus – dodatki nie są dostępne w Polsce.
Dossofiorito to duet, w którego skład wchodzi Livia Rossi oraz Gianluca Giabardo. Ich projekty dostępne są już w Londynie, Berlinie oraz Mediolanie, a swoimi pracami zwrócili uwagę takich tytułów jak: „Milk Decoration”, „Wallpaper*” czy „FUTU Paper”. Projekt Epiphytes to wyjątkowe wazony z ceramiki, które mogą być alternatywą dla domowych doniczek. Piękno tego projektu polega na tym, że korzenie roślin nie są niewidoczne, schowane w naczyniu, ale na podobieństwo lasów i drzew w nich występujących, oplatają swymi korzeniami inne przedmioty, tworząc z nimi integralną całość. Właścicielom daje to możliwość obserwowania i podziwiania procesu, jakim jest wzrost roślin. Sama natura, w którą nie ingerują ludzie posłużyła projektantom za inspirację, chcieli oni wnieść do naszych mieszkań zieleń, która stałaby się częścią naszego życia i domu.
Na naszym rodzimym podwórku również nie brakuje miłośników i propagatorów życia bliskiego naturze. Justyna Stoszek, dzięki której każdy z nas może mieć w domu swój własny, wyjątkowy las, łączy sztukę i miłość do przyrody. Zapytana dlaczego coraz częściej budzi się w nas potrzeba obcowania z przyrodą, odpowiada:
To chyba jakiś rodzaj tęsknoty, ale też moda. Kiedyś życie blisko natury było koniecznością. Potem człowiek sam stopniowo oddalał się od niej, wzrastał, doskonalił się, kreował wokół siebie luksus i sterylność. Stopy coraz częściej dotykały wykładzin, dywanów, panelowych podłóg, a nie trawy…Teraz ludzie opuszczają miasto i decydują się na życie blisko natury. Tylko czy rzeczywiście są to świadome wybory? Znałam takich, którzy wybudowali wymarzony domek i po paru miesiącach stwierdzili, że jest tam za cicho. Rozmawiałam z moim przyjacielem, który mieszka w górach i ze smutkiem stwierdził, że ludzie na wsi już nie uprawiają ogródków przy domu (w jego małej wsi są już trzy hipermarkety), a „miastowi” wciąż o tym marzą, zarażają się modą na eko-gotowanie i eko-życie.
Pani Justyna uważa także, że w Polsce opisywane zjawisko rozwija się powoli, mniej intensywnie niż na Zachodzie czy w Stanach:
Niestety na razie, moim zdaniem, więcej jest naśladownictwa niż własnych refleksji. Poza tym u nas ciągle jeszcze ocenia się tego typu sztukę jako „dekoracyjną”, a w języku krytyków nie jest to komplement. Inaczej wygląda to np. w Londynie, gdzie galerie uważane za kultowe wystawiają głównie sztukę związaną z naturą. Street Art też często sięga po te motywy, choćby sam Roa i jego piękne zwierzęta-szkielety.
Wyjątkowe lasy pani Justyny wzbudziły duże zainteresowanie podczas spotkania zorganizowane przez zespół Risk made in Warsaw. Pokazuje nam to zatem, że coraz silniej potrzebujemy propagatorów, którzy zarażą nas swoją pasją i pokażą ile szczęścia potrafi dać nam obcowanie z naturą. Dzięki ludziom z pasją, ale i misją, nasze mieszkania, domy, a potem dzielnice i miasta mogą stać się miejscem, w którym będziemy chcieli przebywać, a nie z niego uciekać.
Autor: Tatiana Zawrzykraj