Czy łatwiej jest Ci tworzyć własną markę czy odbudowywać rodzinny biznes?
Nasza rodzinna marka ma gen przetrwania. Jeżeli coś się posypie, to zaczynamy budować firmę od nowa. Dziadek Henryk tracił wszystko i zaczynał od zera dwukrotnie – w czasie wojny oraz potem, w okresie komunizmu. W życiu napotykasz na różne zakręty, ważne jest to, by iść dalej, tworzyć coś fajnego, i czerpać satysfakcję z tego, co robisz. Ja na pewno nigdy nie stworzyłabym własnej marki biżuteryjnej, jeżeli historia z przejęciem W. Kruka przez Vistulę & Wólczankę nie miałaby miejsca. A teraz nie wyobrażam sobie ciekawszej i fajniejszej dla mnie pracy!
W Tobie jest siła marki?
To jest gra zespołowa. Siła marki jest w ciekawej historii, w pasji i zaangażowaniu, z jaką ją tworzymy. Nie tylko ja ją buduję, ale również mój brat Wojtek i cały zespół. Szczególnie ludzie, którzy nam zaufali, i są z nami od początku – a przecież 4 lata temu zaczynaliśmy w piwnicy w domu moich rodziców! Naprawdę na początku to wymagało dużej wiary w nas i odwagi, żeby powiedzieć: idę za nimi!
Teraz mamy piękne butiki w Polsce i za granicą, uporządkowane procesy w firmie, ale wtedy to była jazda bez trzymanki. Zaczynaliśmy w trudnym dla naszej rodziny momencie.
Duży plus za odwagę. Miałaś ustabilizowaną sytuację. Mieszkałaś w Barcelonie i pracowałaś dla Google, a jednak rzuciłaś się na głęboką wodę.
Miałam 25 lat kiedy założyliśmy firmę. Mój brat był lepiej przygotowany do prowadzenia nowego biznesu. Prowadził wcześniej kilkanaście samodzielnych projektów: w Japonii, Chinach lub Hiszpanii, pracował w szwajcarskiej Omedze.
Ja przez pierwszy rok swojej pracy, w dużej mierze uczyłam się na własnych błędach. Było to niezwykle wartościowe doświadczanie. Mam wrażenie, że każdego roku jestem o lata świetlne dalej, lepiej znam branżę, produkt, lepiej prowadzę zespół.
Jak oceniasz kondycję polskiej branży biżuteryjnej?
W Polsce rynek biżuteryjny jest specyficzny. W latach 90., swoje biznesy rozwinęło trzech polskich graczy i to te marki mają do dziś dominującą pozycję na rynku: Apart, W. Kruk, Yes. Co ciekawe, wszystkie marki są z Poznania. Bardzo mocno depcze im po piętach Jubitom, jak również kataloński Tous, który w zeszłym roku otworzył kilkanaście swoich butików.
Wejście do galerii handlowych, gdzie skoncentrowany jest handel w Polsce, wiąże się z dużymi kosztami. Dlatego istnieje pewna bariera wejścia na rynek. Niższe koszty i większą szansę dla nowych marek widzę w sprzedaży online. E-commerce rozwija się niesamowicie szybko, a prowadzenie takiej działalności wiąże się ze stosunkowo niskimi kosztami, dlatego możemy teraz obserwować prawdziwy wysyp polskich, młodych projektantów. Nowe nazwiska pojawiają się co miesiąc. Prowadzą działania w sieci, otwierają showroomy w mieszkaniach, sprzedają na targach dizajnu, wystawiają swoje projekty na platformach skupiających młode marki. Ile z tych marek przetrwa? Nie wiem. W sieci konkurencja jest ogromna. W internecie nikt sam cię nie znajdzie, nie wpisze sam z siebie Twojego nazwiska w Google. Musisz zainwestować w marketing, mieć pomysł na promocję. I znów wracamy do tego samego: trudno jest się przebić i rywalizować mniejszym markom z markami o tak ogromnym budżecie marketingowym, jakim dysponuje na przykład Apart.
Co skłoniło Cię do tego, aby rozpocząć ekspansję na zagranicznym rynku?
Jesteśmy w prawie wszystkich największych miastach Polski. Brakuje nam tylko Trójmiasta
i Wrocławia. Na razie wstrzymaliśmy się z otwarciem butików w kraju, ponieważ nasze działania koncentrujemy na Bliskim Wschodzie oraz sprzedaży internetowej – właśnie pojawiła się nasza nowa strona, zadebiutowaliśmy również w Strefie Marek na Allegro.
ANIA KRUK jest na etapie, kiedy dziesięć butików, które posiadamy w Polsce optymalizują koszty prowadzonego przez nas biznesu. Cały czas otrzymujemy oferty z zagranicy – czy chcielibysmy otworzyć butik w Norwegii, na Słowenii, w Hiszpanii. Jednak, żeby miało to dla nas sens, chcieliśmy zacząć takie działania z partnerem, który miałby potencjał na zbudowanie całej sieci, otwarcie większej ilości butików. Dlatego zdecydowaliśmy się na Bliski Wschód. To bardzo atrakcyjny rynek z punktu widzenia biznesowego. A do tego biżuteria jest bardzo istotna w kulturze arabskiej.
W Katarze można znaleźć wszystkie ekskluzywne marki: Tiffany, Cartier, Dior, Balmain. A czego im brakuje? Średniej półki. Zwiedzając centra handlowe w Dosze, nie znalazłam sklepu, który oferowałby taki produkt jak nasz. Odnoszę wrażenie, że znaleźliśmy niszę, wyróżniamy się na tamtejszym rynku i już planujemy otwarcie kolejnego butiku na wiosnę.
Który rynek jest dla Ciebie ważniejszy? Polski czy zagraniczny?
Polski rynek to nasze korzenie, baza podstawa. Bliski Wschód, dopóki nie zbudujemy tam mocnej pozycji, pozostaje eksperymentem. Szaloną przygodą, która ma wszelkie pozory i potencjał, by rozwinąć się w coś bardzo poważnego.
Nowy Rok za pasem. Jakie są plany rozwojowe na kolejne miesiące?
Jeżeli mówimy o planach na 2016 rok to na pewno jest to rozwój naszego świata online. Kładziemy nacisk na rozwój e-commerce oraz dalszą ekspansję na rynku bliskowschodnim i aktualnie nie planujemy rozwoju marki na innych rynkach zagranicznych. I jest jeszcze jedna ciekawa współpraca, którą ogłosimy na wiosnę, ale nie mogę jeszcze zdradzać szczegółów. Będzie o nas głośno!
Jesteś aktywną kobietą, „bo ciągle pojawia się coś nowego do zrobienia”. Nad czym aktualnie pracujesz?
Robię analizy roku 2015 i tworzę strategię dla rozwoju marki na kolejne sezony.
Światowa kobieta. Pasjonatka. Projektantka. Businesswoman. Dyrektor kreatywna. Kim jest Ania Kruk w oczach samej siebie?
Myślę, że jestem tą samą osobą, którą byłam kilka lat temu, choć bardziej doświadczoną i mądrzejszą. Na pewno jestem osobą bardzo ciekawą świata oraz ludzi i jest to motor napędzający wszystkie moje działania. Etykietka projektanta jest dla mnie trochę za ciasna, ponieważ ja projektuję biżuterię, markę, komunikację – czyli zakres bardzo szeroki. Jestem dyrektor kreatywną i przedsiębiorcą, menedżerem. Rola artystyczna zawiera się w funkcji dyrektora kreatywnego. To jest właściwe sformułowanie i we właściwy sposób definiuje moją rolę, czyli dbanie o spójność procesów kreatywnych, od produktu przez komunikację, od e-commerce przez doświadczenie marki w butikach, czyli są to wszystkie procesy, którymi zajmuję się na co dzień.
O czym marzy Ania Kruk?
Marzę o tym, żeby mieć więcej czasu i żeby doba była trochę dłuższa. Marzę o tym, żeby biżuteria ANIA KRUK była dostępna dla każdej kobiety w Polsce. Chciałabym naszym klientkom przekazać moją pasję i zaangażowanie, które my wkładamy w prowadzenie biznesu, przekazać nasze emocje i energię. Na Instagramie jest więcej zdjęć z hashtagiem #aniakruk opublikowanych przez nasze klientki niż przeze mnie. Wiesz co to oznacza? Że to one tworzą świat ANI KRUK. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
*AK-team: zespół Ani Kruk pracujący nad powstaniem kolekcji biżuterii.
Rozmawiała: Alicja Szablewska
Świetnie, kibicuję z całego serca mimo, że z Anią miałem okazję zamienić tylko kilka słów to wrażenie jakie pozostawiła pozostało w pamięci :) Bardzo fajna kobieta…a i fajnie jak fajnej się dzieje. :)