” […] Ubrania dopiero wychodziły z fazy prototypów. Nie licząc sukienek z kartonów po pizzy (naprawdę wszystko, o czym piszę, widziałem osobiście) czy jednorazowych sztućców, hurtowo kupionych na potrzeby kolekcji oraz kubraków ze starej tapicerki względnie linoleum, którym zwykle towarzyszył poruszający opis, zazwyczaj były to giezła z szorstkiego lnu i tuniki z juty.
Całość zaś dumnie prezentowano podczas targów typu slow na kubikach uformowanych ze zdeptanych butelek PET, obwiązanych drutem, by się nie rozleciały i ozdobionych kwiatami wyciętymi z tych butelek takoż. Dla podkreślenia ekologicznej wartości wystroju, zazwyczaj wybierano butelki po Spricie i 7Up – zielone. Targom towarzyszyły panele dyskusyjne pt. „Jak być eko” o frekwencji siedmiu osób. Byłem jedną z nich.
Rzekoma ekologiczność owych wytworów usprawiedliwiała ich brak przydatności i niejaką szpetność. Same wytwory zaś często wyglądały nie lepiej niż pierwotna lokalizacja półproduktów, z których zostały wykonane, tj. śmietnik. A jednak nam, choć małej grupie, się podobało. Przejęci promowaliśmy tak przedsięwzięcia, jak i ich autorów […]” – pisze Michał Zaczyński w felietonie dla “Fashion Magazine”
[button color=”” size=”large” type=”” target=”_blank” link=”https://michalzaczynski.com/2020/08/25/mimo-ze-nedza-ekologicznej-mody-dekade-temu/?fbclid=IwAR1kvYWl6ilvb5_hRFq_hUZKG7t-uBGRmYi8fKA2oOnm19S_cWho5P70p_4″]CZYTAJ WIĘCEJ[/button]