Klasyka romansuje z nowoczesnością – to najkrótszy sposób określenia stylu Violi Śpiechowicz. Uwielbiana przez Natalię Kukulską i Danutę Stenkę, tym razem została doceniona przez polsko-amerykańską fundację mody PAFF. O swojej pasji, perspektywie na dzisiejszą modę i pokazie PAFF w Nowym Jorku opowiedziała nam sama projektantka.
Jakość czy ilość?
Jakość, niezależnie od ilości.
Szklanka jest do połowy pusta czy do połowy pełna?
To nie jest u mnie takie jednoznaczne. Czasem potrafię docenić samą, pustą szklankę, a innym razem ubolewam, że nie jest wypełniona po brzegi.
Lider czy obserwator?
Innowacyjność jest moim celem, a to zmusza do bycia liderem.
Przygotowałam się do tej rozmowy czytając o Tobie i Twojej karierze. Pochodzisz z Łodzi, jesteś z rodziny, której branża odzieżowa nie jest obca. Studiowałaś na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. To wymarzony start, by zacząć karierę w modzie?
To prawda, że pierwsze szlify w zawodzie zdobywałam już w wieku siedmiu lat. Być może, gdyby nie ta młodzieńcza fascynacja to inaczej potoczyłoby się moje życie. Zrobiłam dyplom z malarstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika i ku zdumieniu wykładowców, przemyciłam małą kolekcyjkę ubrań poruszających podobne zagadnienia plastyczne. Nie wiem czy teraz zdobyłabym się na taki krok, bo to było działanie kompletnie pod włos, powodowane nieodpartą chęcią tworzenia ubrań, ale racjonalności nie było w tym żadnej. Dzięki eksperymentom z dzieciństwa miałam już pewne doświadczenie w konstruowaniu. Gdyby nie ten fakt, nie umiałabym się pewnie odnaleźć w przełożeniu koncepcji ubrania na jego realizację.
Wybieramy pasję czy pasja wybiera nas?
Trzeba przyznać, że taka pasja potrafi się człowieka uczepić na całe życie i czasami nie ma siły, żeby się jej oprzeć. Wtedy jesteśmy zmuszeni realizować pasję ze wszystkimi konsekwencjami, które z tego wynikają.
Z perspektywy czasu, co było ważniejsze: nauczenie się technik w szkole czy praktyka?
U mnie zdecydowanie praktyka. Dzięki niej można wymyślać własne techniki, a to jest znacznie ciekawsze niż korzystanie z istniejących.
Pracujesz w branży od kilkunastu lat, jak oceniasz ten okres na polskim rynku?
Obserwuję ciągły rozwój, rośnie też zainteresowanie polskim projektowaniem, ale także coraz większe znaczenie ma PR, bo bez niego nawet najciekawsze zjawisko w natłoku wielu innych może nie zostać dostrzeżone. To chyba brzmi mało idealistycznie, ale lepiej to wiedzieć niż oczekiwać niemożliwego.
Zdobywałaś doświadczenie pracując dla korporacji, następnie przez trzynaście lat tworzyłaś Odzieżowe Pole. W końcu jednak powstała marka pod Twoim nazwiskiem. Co było momentem przełomowym w Twojej karierze?
Na ostatnim roku studiów pracowałam jako projektantka w dużej firmie odzieżowej. Wiele się tam nauczyłam, jeśli chodzi o proces produkcji, ale przekonałam się też, że muszę iść własną drogą i można to uznać za przełomowe doświadczenie. Kolejny duży krok to decyzja o odejściu z marki, którą stworzyłam. Z perspektywy czasu było to pozytywne doświadczenie, trening, żeby się nie przywiązywać do istniejącej sytuacji. Pracę pod własnym nazwiskiem postrzegam jako naturalną kolej rzeczy, więc można uznać, że bardziej radykalna była decyzja o powołaniu do życia nowej marki – Wake up the Bear, którą założyłam w zeszłym roku.
Czytając wywiady z zagranicznymi projektantami dość często spotykamy się z wyrażeniem: „Mieć swoje DNA”. Zgadzasz się z tym?
Tak, to takie modne sformułowanie. Coś, co czyni projektanta rozpoznawalnym jest miarą jego oryginalności. Nie chodzi jednak o to, żeby ograniczając środki wyrazu, tworzyć charakterystyczny dla siebie język. Byłoby to zbyt łatwe! Raczej chodzi o to, żeby balansując między najróżniejszymi stylami, miksując wszystko bez ograniczeń, nie zatracać własnego widzenia, czyli tego, co nas wyróżnia. Takiego procesu nie można mieć całkowicie pod kontrolą, bo wtedy jest wymuszony, a w związku z tym pozbawiony lekkości. Najlepiej podążać za intuicją, wierząc, że jest się nią obdarzonym.
Bez wątpienia Twoje projekty się wyróżniają. Jak myślisz, zostaną również docenione w Nowym Jorku?
Tego nie wiedzą nawet najstarsi w mieście! Jeśli moje projekty zostaną przez kogoś docenione, co byłoby bardzo miłe, to jeszcze nic nie oznacza. Na sukces składa się wiele czynników, na większość z nich nie mamy wpływu. Ale na pewno jest to wielka szansa pokazania kolekcji w mieście cudów, w którym podobno wszystko może się wydarzyć.
Czego się spodziewasz po wydarzeniu PAFF we wrześniu?
Wierzę, że wspólnie zorganizujemy świetne wydarzenie artystyczne.
I na zakończenie: o czym marzy Viola Spiechowicz?
Niezmiennie o niebieskich migdałach!
Rozmawiała: Urszula Wiszowata
Po więcej informacji o PAFF zapraszamy na stronę PAFF paffoundation.com.