The Odder Side od 2015 roku pobija polski rynek modowy. Justyna Przygońska i Brygida Handzelewicz-Wacławek stworzyły markę skupiającą się na minimalistycznych projektach, które szybko zyskały popularność. Połączenie wygody z prostotą i ponadczasowy styl nieustannie przyciągają klientki. Brand trafił już nawet na zagraniczne rynki i ma swoje butiki w Paryżu oraz Amsterdamie. A jakie są kolejne plany marki? O tym współwłaścicielka The Odder Side Justyna Przygońska oraz brand manager Monika Bożyk opowiedziały w wywiadzie Sabinie Ziębie.
Sabina Zięba: Można powiedzieć, że fundamentem Waszej firmy jest babska przyjaźń. Wiele osób odradza taką konfigurację, utrzymując, że przyjaźń w biznesie nie jest możliwa. Jak Wam się udaje to łączyć? Jest niekiedy ciężko?
Justyna Przygońska: Jest kilka aspektów przyjaźni w biznesie. Mogę powiedzieć – bo jednak mamy z Brygidą trochę doświadczenia – że jesteśmy charakterologicznie dobrze dobrane. W niektórych aspektach nasze charaktery ze sobą kontrastują, a w innych jesteśmy dosyć podobne. Fundament naszej znajomości jest mocny, ponieważ mamy podobny pomysł na to, gdzie chcemy iść z naszą marką, jakie chcemy tworzyć produkty. To jest tak, jak w dobrym małżeństwie – osoby mogą się różnić między sobą, ale jeżeli mają wspólny kierunek, to należy wierzyć, że się wszystko da dogadać. My jesteśmy już siebie nawzajem nauczone i wiemy, kiedy trzeba odpuścić.
Uważasz, że jako kobietom jest Wam nieco ciężej w biznesie?
Justyna Przygońska: Myślę, że nie. Z moich obserwacji wynika, że to mężczyznom jest częściej trudniej się ze sobą porozumieć niż kobietom. Jeżeli jednak chodzi o początek naszej działalności, to na pewno nie było nam łatwo. Byłyśmy postrzegane, jako przyjaciółki, które zechciały otworzyć markę modową, a takich dziewczyn było wtedy mnóstwo. Zajęło nam trochę czasu, żeby zyskać jakiś szacunek i zaufanie producentów oraz szwalni. Oni wcześniej widzieli dużo takich sytuacji, które skutkowały zamknięciem firm i pokłóconymi przyjaciółkami.
Ostatnie lata były dla wielu marek modowych niezwykle trudne przez trwającą pandemię, wojnę za naszą wschodnią granicą i rosnącą inflację. Czy Wy bardzo to odczułyście?
Justyna Przygońska: Myślę, że wszyscy to odczuwamy i wszystkie te sytuacje stanowią ogromne wyzwanie. Sądzę, że wcale nie będzie łatwiej. Zaskakują nas coraz to nowsze wydarzenia. Inflacja, koszty transportu, kurs euro – to wszystko są aspekty, które są dla nas bardzo trudne i stresujące. Musimy czasem zrezygnować z jakichś inwestycji oraz planów i się nie poddawać. Uczy to nas pokory i cierpliwości. Staramy się mimo wszystko robić swoje.
Czy jednak przez to, że w porę weszłyście na rynek z linią dedykowaną siedzeniu na kanapie (TOGO), to było Wam łatwiej?
Justyna Przygońska: Linia TOGO to było szybkie działanie i reakcja na lockdown. Od pierwszego pomysłu do realizacji minęło jakieś 1,5 miesiąca, co jest dużą zasługą naszego zespołu i szwalni. Pierwsza kampania powstała na działce. Brygida robiła mi iPhonem zdjęcia i później te fotografie wylądowały, jako banery na stronie. Dzisiaj nam się to nie mieści w głowie, ale tak było. Trzeba było działać. Zresztą niejednokrotnie wpadałyśmy na różne spontaniczne rozwiązania, jak np. to, że mierzyłam dla klientek ubrania na InstaStory, co zostało z nami do dzisiaj. Ale czy było nam łatwiej? Wydaje mi się, że wiązało się to z przetrwaniem. To była walka i praca nad tym, żeby móc kontynuować naszą przygodę w niezmienionym zespole.
Monika Bożyk: Cechujemy się tym, że dosyć szybko reagujemy na sytuacje, z którymi się zmierzamy. Wydaje mi się, że linia TOGO była bardzo dobrym przykładem na to, co nas spotkało, czyli zamknięcie i siedzenie w domu. Ale nawet pozostałe działania w naszej firmie to takie reaktywne podejście do biznesu. To jest wpisane w nasze DNA. Przekłada to się też na tworzenie kolekcji, kampanie, zrównoważony rozwój, bo nie planujemy tego, co się wydarzy za rok.
Wasza marka dynamicznie się rozwija. Od początku planowałyście ekspansję za granicę i Wasze marzenia się spełniły. Macie 7 butików – w tym jeden w Paryżu, a jeden w Amsterdamie. Jaki jest odbiór The Odder Side za granicą?
Justyna Przygońska: To zależy. Jesteśmy w Holandii oraz Francji i mogę zdecydowanie powiedzieć, że Holandia jest wdzięczniejszym dla nas rynkiem. Jest tam mniejsza konkurencja i w Amsterdamie pasujemy bardzo dobrze stylistycznie. Odzew od Holenderek jest niesamowity. Mamy na miejscu dużo stałych klientek, a sklep radzi sobie naprawdę nieźle. Z drugiej strony otworzyłyśmy punkt w Paryżu tuż przed wybuchem pandemii, więc miałyśmy trochę pecha. Postanowiłyśmy się jednak nie poddawać przez te 2-3 lata i utrzymałyśmy ten sklep – oczywiście dużym kosztem dla całej firmy. Myślę, że jesteśmy doceniane za granicą za jakość naszego produktu ale również za komunikację. Dodatkowo towarzyszy temu właściwa architektura cen.
Bałyście się zaryzykować z ekspansją za granicę?
Justyna Przygońska: My od początku wiedziałyśmy, co chcemy zrobić. Czy się bałyśmy? Charakteryzujemy się tym, że w momencie, kiedy czujemy, że coś nie jest na wyrost, to nie podchodzimy do wyzwań ze strachem, tylko raczej z entuzjazmem.
W wywiadzie dla “Forbesa” czytałam, że chcecie rozwijać markę samodzielnie i nie widzicie miejsca dla inwestorów. Z jakiego powodu?
Monika Bożyk: Mamy po prostu bardzo klarowną wizję The Odder Side i wiemy, w jakim kierunku chcemy zmierzać. Niekiedy inwestor może chcieć to zmieniać – widziałyśmy takie przypadki. To jednak nie jest tak, że całkowicie zamykamy się na taką możliwość. Jeżeli pojawiłaby się właściwa osoba, z którą doszłybyśmy do porozumienia, jeżeli chodzi o cele marki – bo mamy bardzo mocne DNA i fundamenty, od których nie chcemy odchodzić – to jak najbardziej jesteśmy gotowe do rozmów. Natomiast musi to być partner z podobną wizją do naszej, albo przynajmniej akceptujący nasz kierunek.
Co jest w Waszych planach? Jaką przyjęłyście strategię rozwoju na najbliższe miesiace i lata?
Justyna Przygońska: Na pewno chciałabym kontynuować dotychczasowe działania. Marzę, by tworzyć coraz bardziej dojrzałe kolekcje i markę, której inkluzywność jest bardzo widoczna. Chcę projektować dla coraz większej ilosci kobiet i przekonywać je do odważniejszych fasonów, które na początku nie są dla nich zbyt oczywiste. Równocześnie chciałabym, żeby klientki nie kupowały impulsywnie, tylko świadomie i latami tworzyły garderobę, z której są zadowolone. Poza tym pragnę otwierać kolejne sklepy stacjonarne The Odder Side, bo tworzenie przestrzeni dla klientek to dla nas duża frajda. Na przestrzeni 10 lat zamierzamy otworzyć jeszcze tylko kilka butików. Plany mamy dalekosiężne i wiążemy z tą marką swoje życia. Nie traktujemy tego jako tymczasowy projekt. Co więcej, nie chciałabym też tracić zapału. Choć bywa różnie, co chwilę udaje mi się znaleźć kolejne źródło satysfakcji. Tak jak np. teraz razem z Klarną zrobiłyśmy koncert. Dla mnie nie ma nic fajniejszego, niż to, że pod swoim brandem mogłyśmy zaprosić klientki, żeby razem z nami posłuchały artysty, którego po prostu uwielbiamy. Ten świat The Odder Side się rozszerza i zabiera nas w coraz ciekawsze miejsca. Oby to trwało.
Monika Bożyk: Chyba największym celem jest po prostu przekazywanie naszego lifestyle’u. Zapraszamy wszystkie klientki do świata The Odder Side. Chcemy poszerzać nasze zasięgi poprzez edukację, sposób bycia, wychodzenie do naszej społeczności przez sklepy stacjonarne czy też organizowanie eventów, które powstają z potrzeby bycia obok klientek. Nie traktujemy ich jak numerów zamówień, tylko jako ludzi. Jesteśmy bardzo konsekwentne i pewne naszej wizji, a każda z nas jest “zarażona” energią The Odder Side. W takim kraju, jak Polska jest dużo do zrobienia, więc jeżeli możemy stworzyć grupę świadomych, pewnych siebie, odważnych kobiet, albo pomóc kilku z nich – a wiemy, że pomagamy, jeżeli chodzi o celebrowanie własnego ciała – to już zwyciężamy. Chcemy w przyszłości to poszerzać.
Może opowiecie coś o koncercie, który się odbył?
Justyna Przygońska: Nasz koncert zaczął się od spontanicznego pomysłu. Wiedziałyśmy, że chcemy coś zrobić z Klarną i marzyłyśmy, żeby to się odbyło w Chałupach. Dlaczego? To nasze ulubione letnie miejsce. Od 3 lat mamy tam swój pop-up, a wcześniej organizowałyśmy tam jogę na plaży z klientkami. W momencie, kiedy uzyskałyśmy tak świetnego partnera, jak Klarna, to mogłyśmy sobie pozwolić na trochę więcej. Wtedy padł pomysł koncertu Kazy Lambist. Byłam wniebowięta, kiedy podczas zachodu słońca na scenie pojawił się artysta, którego piosenki od wielu lat są na naszych playlistach. To było niesamowite przeżycie.
Dlaczego zdecydowałyście się na współpracę z Klarną?
Justyna Przygońska: To wyszło od strony klientek. Od dawna pytały nas o to, kiedy w końcu wprowadzimy odroczone płatności. Tego typu narzędzia istnieją na polskim rynku od wielu lat, ale nie mogłyśmy znaleźć odpowiedniego partnera. Czułyśmy, że jest to eksperyment i w końcu przekonałyśmy się do Klarny. To partner mocno stąpający po ziemi. Taki, który rozumie i ma podobne podejście do jakościowej obsługi.
Jak Wam się sprawdzają odroczone płatności?
Justyna Przygońska: Naszych klientek nie trzeba było długo namawiać. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że w momencie, w którym uruchomiliśmy tę formę płatności na naszej stronie, to nawet bez podawania informacji w jakimkolwiek kanale, zaczęły wpadać zamówienia. Klientki bardzo szybko się zorientowały. A działa to świetnie. Takie rozwiązanie pozwala załapać się na modele, które są hot w danym momencie. Klarna doskonale pasuje do naszej grupy demograficznej. Ponad 80 proc. naszych klientów robi zakupy za pomocą telefonu komórkowego, a Klarna pozwala im zamawiać produkty za pomocą zaledwie dwóch kliknięć.
Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu własnego biznesu?
Monika Bożyk: Ostatnie 3 lata były dla nas dość intensywne, jeżeli chodzi o każdy aspekt budowania i rozwijania marki modowej. Bardzo szybko się rozwijamy i największym wyzwaniem, przed którym stoimy, jest wydajność. W coraz większym stopniu jesteśmy w stanie nazywać nasze cele, ale zapewnienie odpowiednich ludzi do realizacji tych planów jest naprawdę trudne.
W jaki sposób podchodzicie do kwestii zrównoważonego rozwoju, ekologii i odpowiedzialności społecznej marki?
Monika Bożyk: Od początku walczymy o to, żeby organiczna bawełna była obecna w kolekcjach. Tak naprawdę zanim zaczął się cały hype na zrównoważoną modę, my już miałyśmy to na uwadze. Dziewczyny od początku chciały sprawić, by biznes, który będą prowadziły, był zdecydowanie bardziej “czysty”. Podjęły w tym kierunku wiele kroków, m.in. zdecydowały się na produkcję w Polsce. Udało im się znaleźć dobrych partnerów, którzy rozumieją nasze podejście do zrównoważonego rozwoju i stosują się do naszych praktyk. Justyna i Brygida wyłączyły też plastik z obiegu, a także zdecydowały się na cykliczne audyty i bycie bardziej transparentnym. Te wszystkie elementy od zawsze były w The Odder Side. W ostatnich latach jednak zdecydowanie bardziej postawiłyśmy na komunikację i mówienie o tym na głos. Wydaje nam się, że aspekt edukacji w dzisiejszych czasach jest bardzo istotny, dlatego chętnie dokładamy coś dobrego od siebie i wykorzystujemy naszą platformę w inny sposób, niż sprzedaż. Fajnie jest widzieć coraz wiecej marek przykładających wagę do lepszej komunikacji. Jeśli wszyscy się w tym złączymy, to bedziemy mogli coś zmienić na świecie.
Justyna Przygońska: My też cały czas się edukujemy i myślę, że nasza własna świadomość jest coraz większa. Staramy się zawsze z pokorą podchodzić do systemu i w racjonalny sposób przekazywać informacje klientom. Dla nas jest ważne, aby stawiać na autentyczność i nie podkreślać naszych zasług tam, gdzie ich nie ma. Cały czas dążymy do tego, by kolekcje były nie tylko piękne, ale także przyjazne środowisku.
Jak uważacie – co jest największą siłą The Odder Side? Czy to uniwersalne kroje czy może eko tkaniny?
Monika Bożyk: Sądzę, że autentyczność, komunikacja i kreatywność. Oczywiście produkt jest również bardzo silny. Wygrywamy tym, że nic nie jest wykreowane. Wszystko tworzy się naturalnie i bardzo organicznie.
Justyna Przygońska: Z każdym dniem przekonuję się o tym, w jak wielu aspektach ta autentyczność jest decydująca. Na przykład kilka dni temu robiliśmy sesję do lookbooka nowej kolekcji. W poprzednich takich projektach sesje stylizowane były przez zewnętrznych stylistów, bo chciałyśmy zobaczyć, jak ktoś świeżym okiem spojrzy na nasze ubrania. Potem miałyśmy jednak wrażenie, że te stylizacje nie są “nasze”. Z tego powodu przy nadchodzącym lookbooku wzięłyśmy sprawy we własne ręce i samodzielnie wszystko wystylizowałyśmy. I właśnie o to chodzi – my chcemy uczestniczyć we wszystkich procesach i podejmować decyzje dotyczące nawet najdrobniejszych szczegółów. Myślę, że ta frajda z tworzenia to jest coś, co czują nasze klientki.
Zobacz także: Alina Sztoch z marki KUBOTA: “Klient Kuboty nie kupuje klapków, tylko styl życia”