Futro – to właśnie ono najbardziej dzieli branżę modową, ale także społeczeństwa na całym świecie. Odnaleźć można wielu zwolenników naturalnych futer i tak samo wiele organizacji i instytucji, które uparcie walczą z tym procederem. Przecież jest alternatywa w postaci futer sztucznych. Czy są one jednak w 100 proc. idealnym rozwiązaniem?
Przez wiele pokoleń towarzyszył nam mit naturalnego futra (a właściwie futra w ogóle!) – będącego wyznacznikiem prestiżu i pozycji. Wedle tego mitu każda kobieta powinna mieć przynajmniej jedno futro (i wiele diamentów), podarowane jako prezent od perfekcyjnego małżonka.
I choć owy kult naturalnego futra wciąż ma się dobrze, to można zauważyć coraz większą świadomość w społeczeństwie. Wiele organizacji – jak Greenpeace czy PETA, ujawnia drastyczne szczegóły dotyczące procederów związanych z pozyskiwaniem futer. Coraz częściej pojawiają się kampanie podejmujące ten temat, takie jak program Sklepy Wolne Od Futer stowarzyszenia Otwarte Klatki, a ludzie zaczynają rozumieć problem i wybierać futra sztuczne.
Mówiąc o futrach sztucznych – wydają się być idealną alternatywą. Przede wszystkim dla nich nie są mordowane zwierzęta, a sztuczne/ekologiczne futra w wielu przypadkach tworzone są z fantastycznej jakości materiałów. Idealnie? Też nie do końca, bo tworząc tego typu futro zanieczyszczamy naturalne środowisko. W końcu głównym materiałem używanym do produkcji futra sztucznego jest… ropa naftowa. Futra sztuczne – choć synonimicznie określane jako „ekologiczne”, nie mają z ekologią nic wspólnego. Tworzone są ze sztucznych włókien, akrylu – a co z tym związane, w środowisku rozkładają się bardzo długo.
I w ten sposób przeciwnicy naturalnych futer wciąż chcą oblewać farbą osoby je noszące. Z kolei ci, którzy je noszą – jako główny arugment będą używać kwestii ekologii futer sztucznych. Słusznie?
Jak się okazuje produkcja futer naturalnych także z ekologią nie ma nic wspólnego – pomimo tego, że człon “naturalne” brzmi niczym “zgodny z naturą”. Wyniszczającym dla środowiska etapem jest proces obróbki i konserwacji futer, na potrzeby którego używa się takich środków jak formaldehyd, chrom, oleje ropopochodne czy składniki bazujące na silnych truciznach, przykładowo na cyjanku i arszeniku. Do tego dochodzi niezwykle szkodliwy proces barwienia wymagający użycia ogromnej ilości chemikaliów, które po pierwsze powodują emisję chemicznych oparów, a po drugie ostatecznie w formie ścieków trafiają do lokalnych zbiorników wodnych. Oczywiście użycie tylu substancji chemicznych i konserwujących nie pozostaje obojętne również dla konsumenta, który nosi futro. Badania przeprowadzone na zlecenie niemieckich, włoskich czy duńskich organizacji wykazały, że futrzane elementy ubrań, takie jak kołnierze czy obszycia kapturów, zawierają substancje toksyczne mogące powodować nowotwory, zaburzenia hormonalne i alergie – mówi Aleksandra Majchrzak ze stowarzyszenia Otwarte Klatki.
>>> Czytaj również: LPP dołącza do sklepów wolnych od futer – czy to chwyt marketingowy?
Choć sprzedaż futer spada, to wciąż znajdują się fani tego odzienia – niezależnie od tego czy jest prawdziwe, czy to sztuczne. Sami projektanci mody rok rocznie w swoich kolekcjach umieszczają futrzane elementy – tworząc w ten sposób trend (i popyt) na tego typu produkty. Co więcej, elementy futrzane przy odzieży wciąż kojarzone są z przepychem, bogactwem i szeroko rozumianym luksusem – co sprawia, że z psychologicznego punktu widzenia – konsumenci będą je chętniej wybierać niż np. tkaninę bogatą w kryształki od Svarowskiego.
Co zatem wybrać i po której stronie barykady stanąć? Żadne z rozwiązań nie jest idealne i satysfakcjonujące, bo niezależnie od rodzaju futra – cierpią na tym zwierzęta lub środowisko, w którym żyjemy my, ale też zwierzęta. Najwyższa pora przekonać się do skrajnego rozwiązania – nie kupować żadnych futer. Świat mody oferuje znacznie więcej niż to.
Autor: Kaśka Michalak