Filip Chajzer jest znany przede wszystkim z aktywności dziennikarskiej. Może nie każdy z Was wie, ale razem z Martą Langwald prowadzą też markę odzieżową Taka Akcja, która proponuje ubrania z zabawnymi hasłami i wzorami przywodzącymi na myśl symbole lat 80. i 90. Filipa i Martę zapytaliśmy o pomysł na brand, klientów, marketing i filozofię marki.
Skupmy się na Takiej Akcji. Co masz wspólnego z przemysłem odzieżowym?
Filip: Oprócz tego, że w pewnym okresie swojego życia zawodowego zrobiłem materiał dotyczący blogerek modowych, zbyt wiele wspólnego nie miałem. Ale zawsze chciałem widzieć w sklepach ubrania, których tam nie było, czyli z sentymentem nawiązujących do najlepszych lat wyżu demograficznego – moim zdaniem między 1982 a 1986 rokiem. Brakowało mi ubrań, które przywróciłyby wspomnienia z dzieciństwa, a do tego wysokiej jakości i wygodnych. Skoro nie znalazłem takich na półkach, trzeba było zrobić je samemu. Widocznie nie tylko ja tego potrzebowałem, bo marka okazała się sukcesem. Nie możemy narzekać na wyniki sprzedaży, a wszyscy nasi klienci dają wyraz swojemu zadowoleniu na portalach społecznościowych.
Twoje życie kręci się wokół różnego rodzaju akcji.
Filip: Moje życie kręci się wokół spontanicznych i przypadkowych akcji. Wydaje mi się, że mam w sobie dar przyciągania różnych dziwnych, wesołych, wzruszających historii. Marka Taka Akcja nie mogła się inaczej nazywać, bo to jest po prostu… taka akcja. Łączy się ona z innymi, na przykład moją akcją powstańczą, w której zbieram pieniądze dla potrzebujących uczestników Powstania Warszawskiego. Wyprodukowaliśmy koszulkę, z której całkowity dochód został przekazywany właśnie na konto Światowego Związku Armii Żołnierzy Krajowej. Moim zdaniem to jeden z naszych najbardziej udanych projektów. Prosty, nie epatuje przesadnie pustym patriotyzmem – jest tam tylko “W44”.
Jaka jest grupa docelowa marki?
Filip: Na początku wydawało mi się, że są to ludzie w moim wieku. Rzeczywistość zweryfikowała nasze założenia. Grupą docelową okazały się głównie kobiety. Oprócz tego dzieci, a właściwie ich rodzice – pewnie dlatego, że nasza linia dla najmłodszych również zawiera motywy lat 80. i 90., a dzisiejsi rodzice chcą wracać do lat swojej młodości dzięki synom i córkom.
To prawda, że jesteś także wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego?
Filip: “Wykładowca” to za dużo powiedziane, udzielam się tam od przypadku do przypadku. Bardzo często dostaję zapytania od różnych uczelni w Polsce, czy mógłbym poopowiadać jak zacząć, co się z czym je, ile obecni studenci będą zarabiać i dlaczego tak mało. Te zaproszenia oczywiście przyjmuję.
W sieci jest sporo hejtu. Ty w pewnym momencie powiedziałeś „dość”.
Filip: Kiedyś z tym walczyłem, ale już mi się nie chce, znudziło mi się. Powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia w temacie hejtu. Ujawniłem dane hejterów, którzy byli zaangażowani w ujawnienie danych.
>>> Przeczytaj również: WYWIAD Ila.Mak: „Moje akcesoria noszą grzeczne dziewczynki, dojrzałe panie, mamy i dziewczyny-rakiety”
Kim byli ci ludzie?
Filip: To nieszczęśliwi ludzie, którzy później zawsze tłumaczą się większymi lub mniejszymi problemami psychicznymi. Cóż zrobić?
Wrócę do tematu mody. Czy Ciebie to w ogóle interesuje?
Filip: Tak! Intensywnie pracujemy nad naszymi kolekcjami. Są rzeczy, które mi się podobają i uważam, że będą hitem. Z kolei Marta często ma odmienne zdanie, a jeszcze co innego okazuje się w realnym życiu. Samo prowadzenie biznesu jest naprawdę podniecające. To rollercoaster, w którym starasz się coś zaplanować, przewidzieć, a rzeczywistość i tak robi swoje. Taka akcja, po prostu.
Czyli działacie spontanicznie?
Filip: Totalny spontan. Nie prowadzimy żadnych badań fokusowych. Jesteśmy jeszcze na to za małą firmą, za młodą i za świeżą. Może jak już otworzymy sieć salonów w galeriach handlowych, będzie nas na to stać. Na razie pracujemy nad pierwszym sklepem.
A czy ty wpisujesz się w jakiś trend modowy? Śledzisz ten świat i uważasz się za jego część?
Filip: Wpisuję się w trend księgowego w piątek. Zawsze noszę chinosy i koszulę albo sweter, no i oczywiście Taką Akcję.
Słyszałam, że Twoją ulubioną częścią garderoby z Takiej Akcji jest kombinezon.
Filip: Ten kombinezon był moim wielkim marzeniem. Ja go uwielbiam, bo jest ciepły, wygodny i robi wrażenie wśród ludzi na ulicy. Z pierwszej partii sprzedały się wszystkie. Pracujemy nad kolejnymi.
Kochasz to, co polskie?
Filip: Staram się. Dostajemy wiele pytań pod postami reklamowymi, dlaczego to tyle kosztuje, przecież w innych sklepach ceny są niższe. Ale warto się przyjrzeć, gdzie zostały zrobione koszulki w tych innych sklepach, dokąd trafią pieniądze ze sprzedaży, gdzie są płacone podatki.
Jakiś czas temu głośno było o sprawie z Reserved, kiedy znalazłeś w sklepie podobny produkt do tego ze swojej oferty. Jak z perspektywy czasu oceniasz ich zachowanie?
Marta: Myślę, ze Reserved nie rozegrało tego dobrze. Wystarczyłby jeden przyjazny telefon, a bylibyśmy skłonni zrobić z nimi coś śmiesznego, co by się opłaciło naszym markom.
Co wiedziałeś o branży, o kreowaniu brandu, o grupie docelowej przed założeniem marki?
Filip: Nie wiedziałem nic, oprócz tego, co chciałbym na tych ubraniach mieć, co mi się podoba. Pomysł doszedł do skutku dopiero, gdy poznałem Martę.
Sam dbasz o swój wizerunek?
Filip: Ja nie mam żadnych swoich ubrań poza bluzami i koszulkami z Takiej Akcji . O resztę dba moja stylistka.
Jak zapatrujesz się na świat blogerów, influencerów? Sam jesteś w pewnym sensie jego częścią.
Filip: To gigantyczny rynek. Pieniądze, jakie szarym Kowalskim nawet się nie śnią. To jest biznes, ale trzeba wiedzieć, jak go robić. Ja jestem bardzo mały w porównaniu do reszty.
Wpisujesz się w trend komunikacji w mediach społecznościowych.
Filip: Wiem, jak działają mechanizmy facebookowe i jak aktywizować ludzi. Staram się to zawsze kierować w dobrą stronę. Ale o samym marketingu odzieżowym nie mam pojęcia. Jak Marta mówi “Filip, wrzuć post”, to wrzucam post. Potem Marta mówi, że się sprzedaje, to się sprzedaje. Świetnie, wspaniale.
Co Ty byś zrobił bez Marty…
Filip: Nic. Nie byłoby tej firmy bez niej.
Co planujecie na następną “taką akcję”?
Filip: My nigdy nic nie zaplanowaliśmy. Wszystko dzieje się spontanicznie. Tak samo było z samym launchem marki dzień przed Wigilią. Sesja odbyła się w Koszykach – po prostu tam poszliśmy i robiliśmy zdjęcia.
Marta: Najpierw chcieliśmy to przełożyć, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że musimy wystartować jeszcze przed nowym rokiem. I wystartowaliśmy. Dużo osób myśli, że za niektórymi rzeczami kryje się pewne wyrachowanie, strategia.
Filip: Albo duży kapitał. Ale prawdą jest, że największe polskie firmy zaczynały w garażach. My zaczęliśmy w biurze Marty, to tutaj wymyślaliśmy pierwsze wzory.
Poza pomysłem potrzebni są też ludzie i wytrwałość.
Filip: Najtrudniejszy w tym – i pewnie w każdym biznesie – jest czynnik ludzki. Trzeba pamiętać, że jest pani konstruktor, jest sztab ludzi w szwalni, jest pan z drukarni, który robi dla nas sito i pan, który produkuje metki; jest i pani, która te rzeczy składa i pakuje. A pozniej jest jeszcze cała logistyka.
Marta: Moim zdaniem wytrwałość to klucz do sukcesu. Poza tym czasami trzeba przełknąć gorzkie porażki. Przyznać przed samym sobą, że nie wyszło.
Co Wam nie wyszło?
Filip: Mamy parę wzorów, które nie chciały się sprzedawać, chociaż wszyscy uważali, że będą sukcesem i zarobimy na nich miliony. Nie zarobiliśmy. Ale z kolei wiele innych rzeczy nam się udało. Bluza czy koszulka z naszym pierwszym wzorem “Mały, ale wariat” stał się odzieżowym viralem.
Na ile Filip uczestniczy w pracy nad kolekcjami?
Marta: Moodboardy tworzymy wspólnie. Rozmawiamy o inspiracjach, konsultujemy je z grafikami, tworzymy paletę kolorów. Poźniej nie zajmuje się tym już tak intensywnie. Można powiedzieć, że jedynie monitoruje postępy.
Filip: Jeżeli chcesz napisać artykuł o markach tworzonych przez ludzi rozpoznawalnych z telewizji, jesteśmy chyba książkowym przykładem tego, jak to działa.
Czyli jak?
Filip: Jest ktoś, kto inspiruje i daje temu twarz. Jest też ktoś, kto stoi twardo na ziemi i pilnuje, żeby wszystkie luźno rzucone pomysły mogły zamienić się w rzeczywistość. I to jeszcze w rzeczywistość, która przekłada się na pieniądze. That’s all about our business.
Ostatnio byłam świadkiem rozmowy piłkarza ze swoją żoną na zasadzie: “Co my w życiu możemy robić? Wymyślmy jakiś produkt, coś trzeba sprzedać”. To, co słyszę od Was, jest tego kompletnym przeciwieństwem.
Filip: My w ogóle nie myśleliśmy o pieniądzach, to miało być tylko dla zabawy. Zróbmy markę, może kiedyś z tej marki coś będzie. Chodziło bardziej o samą przygodę tworzenia tego znaczka, tego logo, rozpoznawalności. Mnie osobiście niesamowicie cieszy, jak widzę w sklepie kogoś, kto idzie w naszej koszulce. Wow! Ktoś zdecydował, że mu się to podoba i wydał swoje pieniądze. Nie wiem, czy dlatego, że podoba mu się koszulka, czy dlatego, że lubi mnie. Nieważne, jeden i drugi powód jest fajny. To jak z każdą inną pracą. “Rób to, co kochasz najbardziej, a w życiu nie przepracujesz ani jednego dnia”. Uważam, że pieniądze nigdy nie powinny być celem samym w sobie.