Od kilku tygodni mówiło się, że świat stoi u progu wojny handlowej. Teraz może stać się to faktem, ponieważ Donald Trump oficjalnie nałożył na Europę cła odwetowe i jednocześnie ogłosił 2 kwietnia „Dniem Wyzwolenia” w Stanach Zjednoczonych. Co to oznacza dla branży mody?
Trump i „Dzień Wyzwolenia”
Szumnie zapowiadany przez Donalda Trumpa „Dzień Wyzwolenia” okazał się datą, w której być może rozpoczęła się wojna handlowa na świecie. 2 kwietnia, stojąc przed Białym Domem, prezydent Stanów Zjednoczonych poinformował o nałożeniu ceł odwetowych na cały import z zagranicy, w tym między innymi na towary z państw należących do Unii Europejskiej. Wyjątkiem jest Meksyk i Kanada – w ich przypadku opłaty obowiązują już od dłuższego czasu. Prezydent USA pominął za to całkowicie Rosję, nie zapominając jednak o Ukrainie. Według Trumpa ten krok doprowadzi do odrodzenia amerykańskiego przemysłu.
W przypadku UE towary zostaną objęte cłem w wysokości 20%, które zacznie obowiązywać od 9 kwietnia. W przypadku samochodów importowanych do USA opłata będzie wyższa i wyniesie 25%.
Branża mody vs. cła odwetowe
Co oznaczają cła nałożone przez Donalda Trumpa? Na pewno najbardziej ucierpi branża motoryzacyjna i spożywcza. Mimo to skutki decyzji prezydenta USA nie ominą również przemysłu odzieżowego, a co za tym idzie – konsumentów. Jednym z nich jest prawdopodobny wzrost cen importowanych produktów – ubrań, obuwia i innych artykułów. To – w połączeniu z obserwowanym na świecie kryzysem gospodarczym – może wpłynąć negatywnie na popyt.
Wzrost cen odczują nie tylko klienci, ale także marki importujące produkty z zagranicy, takie jak. Vans czy Nike. Wiele z nich sprowadza towar z Chin lub Wietnamu, na które nałożono jeszcze wyższe cła niż na Unię Europejską. Jest to kolejno: 34% oraz 46%. To zła wiadomość przede wszystkim dla Nike, które już teraz zmaga się ze spadkiem przychodów. Dochodzą do tego ewentualne zmiany w łańcuchach dostaw. „Rzeczpospolita” wprost pisze, że „cła Trumpa zniszczą wiele firm”.
Zdjęcie główne: Forum