Zróbmy kolejny krok wstecz. Masz wykształcenie muzyczne, tańczyłaś również balet, a docelowo znalazłaś się w świecie mody. Jak to się stało?
Metodą prób i błędów (śmiech). Chwytałam się rożnych rzeczy. Czasy, kiedy grałam na fortepianie wspominam bardzo dobrze, to był fajny okres w moim życiu. Mam nieodpartą pokusę powrotu do gry, bo muzyka czy taniec niezwykle rozwijają człowieka. To przekłada się na moją twórczość dzisiaj. A dlaczego projektowanie? Szycie od dzieciństwa przewijało się gdzieś w moim domu i tak już zostało.
Czy projektant może żyć tylko modą? W sensie inspiracji i rozwoju.
Wszystko w umiarze. Trzeba się rozwijać, czytać, słuchać. Równowaga to moje hasło, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Nie będę dobrym projektantem, jeśli nie będę na bieżąco z modą, ale i z innymi dziedzinami życia.
A propos równowagi. Twoje projekty mają ten balans, o którym rozmawiamy: kolorystyka i minimalizm przemawiają za tym. Mogę śmiało nazwać Cię “królową beżu”?
Trudno powiedzieć, ponieważ ja cały czas jeszcze szukam siebie. Czy można już o mnie powiedzieć, że jestem właśnie taką projektantką, która ma ten swój styl? Jeszcze nie wiem. Próbuję siebie w rożnych rzeczach. Oczywiście ten minimalizm to jest estetyka najbliższa mojej duszy, a mniej znaczy więcej.