Jest klasycznym przykładem osoby, której udało się zbudować firmę zaczynając od zera. Do Polski przyjechała z Ukrainy w 1999 r. mając zaledwie 18 lat, z wiarą, z nadzieją i 50 markami w kieszeni. Nieznajomość języka, brak pracy i rodziny, to podstawowe problemy, z jakimi musiała borykać się w obcym kraju. Dzień po dniu budowała swój nowy świat, nowy dom. Nie ukrywa, że było ciężko. Niespokojna ukraińska dusza nie raz i nie dwa wyrywała się z piersi ku rodzinie, ku ojczyźnie. Maszyna do szycia stała się towarzyszką życia. Igła i nitka tańczyła w dzień i w nocy w jej drobnych dłoniach. Nie poddawała się, kierowała nią chęć poznania świata i spełnienia marzeń. Choć, jak sama mówi, jeszcze długa droga przed nią, osiągnęła już wiele: jej marka jest znana, szanowana. O tym co się wydarzyło w jej życiu w ciągu ostatnich lat i o tym, gdzie jest dziś rozmawiamy z Yuliyą Babich.
Poznałyśmy się w nietypowych okolicznościach. Masz takie osoby w gronie swoich znajomych lub wśród współpracowników, z którymi zaczęłaś znajomość w niekonwencjonalny sposób?
To jest życie, tak czasami się dzieje. Relacje ludzkie wynikają z rożnych sytuacji i dziwnych przypadków. Mam znajomości, które powstały z rożnych sytuacji, ale to nie ma znaczenia, bo jeśli ludzie czują między sobą dobrą energię, to relacje same z siebie się budują.
Wierzysz w przyjaźń w branży modowej?
Tak. Tak samo jak wierzę w przyjaźń między kobietą a kobietą, wbrew temu co czasami się mówi lub obserwuje. Ale nie chciałabym generalizować.
Porozmawiajmy o Twojej historii. Zaczęłaś tworzyć pod marką YY.Fashion, a następnie kreowałaś już pod swoim nazwiskiem. Opowiesz nam o tej transformacji?
Tworzenie pod własnym nazwiskiem było kolejnym etapem w mojej karierze. Pierwsza firma była pierwszym krokiem w tej branży, który merytorycznie przygotował mnie do zawodu. Myślę, że dobrze, że tak się stało. Każdy ma swoją drogę i nie chciałam porywać się na coś, czemu mogłam nie sprostać.
Twoja marka istnieje na rynku od ośmiu lat. Jak oceniasz ten okres w swoim życiu? Czego się nauczyłaś?
Osiem lat to z jednej strony dużo, a z drugiej mało. Jeśli mówimy o historii mojej marki, to nadal jest to krótki okres czasu, przede mną jeszcze długa droga. Czuję, że ciągle czegoś się uczę. Poza tym musimy dostosowywać się do rynku, który nieustannie ulega zmianom. To nie jest taki prosty zawód, a jeśli ktoś myśli, że życie projektanta jest łatwe, to albo się myli albo nie przygotowuje swoich projektów solidnie. Ja stawiam na jakość, na dobre rozwiązania, a planów mam mnóstwo.